Różnic między gospodarką rynkową a tzw. socjalistyczną (nakazowo rozdzielczą) jest wiele. Ja chciałbym zwrócić uwagę na jedną z nich, odnoszącą się do sposobu traktowania klienta. Można je zdefiniować słowami: „do siebie” albo „od siebie”.
W gospodarce rynkowej, gdzie ceny są wolne, a podmioty działają „dla zysku” i konkurują ze sobą, każdy podmiot chce mieć klientów jak najwięcej, bo im więcej klientów tym większy zysk, możliwości rozwoju itp. Stąd ich podejście do klienta można określić jako „do siebie”: robią wszystko, aby klienta do siebie przyciągnąć.
W gospodarce „socjalistycznej” (takiej, jaka funkcjonowała np. w PRL) ceny są ustalane administracyjnie, a podmioty nie działają „dla zysku”, ale „dla misji”, otrzymując od rządu środki w zależności od tego, czy rząd uznaje ich misję za bardziej ważną – wtedy tych środków jest więcej, czy mniej ważną, – wtedy środków jest mniej. Takie podmioty względem klienta zachowują się na zasadzie „od siebie”: robią wszystko, aby klientów od siebie odgonić, aby nie przeszkadzali i nie zmuszali do pracy.
Skutki są oczywiste. W gospodarce rynkowej siła „zasysająca” klientów jest wielka. Stanowi nią nie tylko ogromna obfitość dóbr, ale i nachalna reklama, „promocja” i inne „sztuczki” niekiedy na granicy zwykłego oszustwa. Skutkuje to nierzadko niepotrzebnymi zakupami i staje się – dla wielu – wręcz nieznośne. W zamian jednak, w razie rzeczywistej potrzeby, określony produkt lub usługę można dostać b. łatwo. W gospodarce „socjalistycznej” jest na odwrót: nikt cię nie męczy reklamami, nie narzuca się i nie namawia abyś skorzystał z jego usług, ale gdy potrzebujesz jakiegoś produktu lub usługi to męka jaka cię spotka będzie o wiele większa niż niedogodności związane z „zasysającą” siłą rynku. Zupełnie podobnie jest w ochronie zdrowia. Z tym zastrzeżeniem, że jeżeli nie są to usługi płacone z kieszeni pacjenta, to dochodzi tutaj dodatkowy czynnik: możliwość nadużywania świadczeń – na koszt płatnika, czyli – de facto – innych ludzi, co oznacza też „zabieranie” im pieniędzy na ich leczenie, niekiedy nawet na świadczenia ratujące życie lub zdrowie.
Mając to wszystko na uwadze, powinniśmy się zastanowić, jaki system publicznej ochrony zdrowia wybrać. Jeżeli wybierzemy system rynkowy, nie musimy się martwić o to, że zabraknie jakichś świadczeń, że będą do nich kolejki albo że pacjent nie będzie odpowiednio „zaopiekowany”. Naszym zmartwieniem będzie natomiast: co zrobić, aby (publiczny) płatnik miał środki, żeby za to wszystko zapłacić, jak zapewnić mu odpowiedni i pewny dopływ tych środków i jak ograniczyć nadużywanie świadczeń przez pacjentów i świadczeniodawców. Gdy wybierzemy system drugi – będziemy musieli podejmować ciągłe starania, aby zapewnić odpowiednią podaż świadczeń, aby były one odpowiedniej jakości, kompleksowe i kompletne, aby pacjent był otoczony odpowiednią opieką i nie „błąkał się” od lekarza do lekarza szukając pomocy.
Jak nietrudno zauważyć, w Polsce, zwłaszcza w ostatnich latach, mamy do czynienia z tym drugim typem działań i chociaż podejmowane są coraz to nowe inicjatywy, wdrażane coraz to nowe „pilotaże”, programy i „projekty”, a eksperci wymyślają coraz to nowe rozwiązania, to sytuacja – dla pacjenta – pozostaje równie beznadziejna, jak dotychczas.
Może czas na to, aby wprowadzić pierwszy z wymienionych modeli. Skupić się na zapewnieniu odpowiedniej ilości środków, wprowadzić metody racjonalizacji korzystania ze świadczeń i resztę pozostawić podmiotom leczniczym, „działającym dla zysku” i konkurującym ze sobą o pacjenta i o pieniądze, które za nim idą?
Krzysztof Bukiel 11 lutego 2022 (Światowy Dzień Chorego, ustanowiony przez papieża Jana Pawła II) .