13 lipca 2021

Lekarz zarabia w szpitalu 13 000 zł?  

Tak, bo z braku personelu musi pracować na kilku etatach.  

  

Podpisana 17 czerwca przez Prezydenta nowelizacja ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych przewiduje podwyżkę dla lekarza specjalisty z wieloletnim stażem w wysokości 19 zł. O tyle wzrośnie zagwarantowana jeszcze przez poprzedniego Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego pensja 6 750 zł (wkrótce 6 769 zł).   

 

Dlaczego osoby z dyplomem lekarza, często kilkoma tytułami specjalisty i wieloma latami doświadczenia w ratowaniu ludzkiego zdrowia i życia, muszą pogodzić się z najniższym wzrostem wskaźnika wynagrodzeń (liczonym w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za rok poprzedni) spośród wszystkich zawodów medycznych (wzrost z 1,27 do 1,31, czyli o 4 punkty procentowe albo o 3 procent). Odpowiedź, jaką OZZL usłyszał od przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, wydaje się nieprawdopodobna. Jednak ją usłyszeliśmy: „Ponieważ zarabiają za dużo”.   

Niestety, założenia, jakie przyjęto za podstawę wyliczenia, są błędne. Ministerstwo Zdrowia wzięło pod uwagę zarobki z uwzględnieniem dyżurów medycznych, na które lekarze godzą się, żeby zapewnić w szpitalu całodobową opiekę nad pacjentami.   

Lekarze są jedyną objętą ustawą grupą zawodową, w stosunku do której resort zastosował wyliczenie uwzględniające nie tylko wynagrodzenie zasadnicze, ale również dyżury medyczne. Ministerstwo błędnie przyjęło, że dyżury są częścią etatu i pieniądze za nie można wliczać w miesięczną pensję lekarza. Stąd już tylko krok dzieli od uznania, że każdy specjalista pracujący w szpitalu publicznym zarabia średnio 13 000 zł.   

Otóż nie! Te 13 000 zł to pieniądze okupione ogromnym wysiłkiem ponad 300 godzin pracy miesięcznie, często kosztem własnego zdrowia i życia prywatnego, w tym rodzinnego.  

„Pracuję tyle godzin, bo mam odpowiedzialność za pacjentów. Mam świadomość, że stoją w długich kolejkach i potrzebują pomocy. Dlatego zgadzam się na kolejną godzinę pracy, ale naprawdę wolałabym pracować normalnie. Wracać do domu i nie zasypiać przy kolacji, o ile mam okazję być o tej porze w domu” – mówi doktor Małgorzata Zatke, ginekolog z długoletnim stażem, członek Zarządu Krajowego OZZL. 

Lekarze biorą dyżury nie z chciwości, a głównie z poczucia obowiązku wobec pacjentów. Gdyby ich nie wzięli, pacjenci zostaliby pozbawieni opieki, a oddział, a może i szpital, trzeba by było zamknąć, co zresztą dzieje się już w wielu placówkach w Polsce. 

„Ta polityka doprowadzi do tego, że w publicznej ochronie zdrowia nie będzie miał kto leczyć, bo na dłuższą metę nikt nie wytrzyma takiego trybu pracy” – dodaje doktor Zatke. 

Apelujemy do rządzących o niewprowadzanie w błąd opinii publicznej, realne ustalanie wynagrodzeń i niemarginalizowanie roli lekarzy, którzy są podstawą systemu ochrony zdrowia. Lekarzy, bez których, podobnie jak bez pozostałych członków personelu medycznego, skuteczna terapia nie jest możliwa.   

Czy naprawdę w ten sposób Polski Rząd chce podziękować lekarzom za ponad rok wyrzeczeń i ofiarnej pracy w walce z pandemią? Najpierw nie przyznając im należnych dodatków covidowych, a teraz „wynagradzając” żenującą podwyżką?   

OZZL ostrzega: takie traktowanie lekarzy doprowadzi do ich wyjazdu z kraju i przejścia do pracy w prywatnej ochronie zdrowia, co odbije się przede wszystkim na sytuacji polskich chorych. A później – co może istotniejsze dla rządzących – przyniesie partii rządzącej znaczący spadek popularności.