31 sierpnia 2007

Jerzy Przystawa

 
Namioty z napisem „JOW”
 

Kiedy miesiąc temu rozpoczął się strajk lekarzy zrzeszonych w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy (OZZL), rząd przyjął starą rzymską strategię „dziel i rządź”. Niby dlaczego o reformie Służby Zdrowia rząd ma rozmawiać tylko z lekarzami, którym, jak wszyscy wiemy, dobrze się powodzi, a nie rozmawiać z innymi pracownikami tej Służby? A gdzie salowe, a gdzie pielęgniarki, a gdzie reszta personelu medycznego?  Po rozbiciu „Solidarności”   na jej gruzach powstały setki związków zawodowych i w samej tylko Służbie Zdrowia mamy ich dzisiaj kilkanaście. Przy takich podziałach w jednym tylko środowisku mogłoby się wydawać, że rządzący mają sytuację komfortową i wystarczy tylko sprytnie rozgrywać animozje środowiskowe.

 

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, kiedy przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów rozrasta się, z dnia na dzień, miasteczko namiotowe, kiedy zamknięte w tej Kancelarii pielęgniarki przystępują do protestu głodowego, kiedy Forum Związków Zawodowych ogłasza przygotowania do strajku generalnego, a podobne przygotowania zapowiada, w imieniu NSZZ Solidarność nawet sam Janusz Śniadek, wygląda na to, że ta stara taktyka rządzących ma szansę się nie sprawdzić, że raczej sprawdza się biblijne przysłowie z Księgi Ozeasza, iż „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”.

 

Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się, chwilowo, zredukować protest pielęgniarek i lekarzy do poziomu absurdu: o miejsce, w którym będzie łaskaw z nimi rozmawiać. One przyszły do Jego kancelarii, On zaś każe im wyjść i udać się na drugi koniec miasta, gdzie – obiecuje – będzie na nie czekał. W mediach publicznych i niepublicznych nad tą absurdalną sytuacją toczą przemądre dysputy dziennikarze, komentatorzy, parlamentarzyści i członkowie rządu. Kto, komu powinien ustąpić? Pielęgniarki premierowi, czy premier pielęgniarkom?  Przez ile dni można wałkować publicznie ten temat i ile tysięcy wypowiedzi warto w tej sprawie ogłosić i zapisać?

 

Przeczytałem dziś rano wypowiedź jakiegoś proroka, że sprawę rozwiąże nadchodząca dzisiaj burza, zimno i deszcze, które przegonią wrzaskliwe baby z trawnika przed KPRM, wiatr porozwala namioty, przymocowane nieprofesjonalnie i byle jak. Będzie kupa śmiechu, jak baby będą zmykały w podkasanych spódnicach.

 

Wszelako rząd ma w zapasie lepszy argument: mobilizacja opinii publicznej przeciwko pazernym lekarzom i pielęgniarom, którzy nic tylko więcej pieniędzy i  podwyżki, podwyżki, podwyżki… Tak piszą znakomici publicyści: są pielęgniarki i są pielęgniary. Wszyscy wiemy, że w Służbie Zdrowia korupcja goni korupcję, łapówki, prezenty, „dowody wdzięczności” . A my? Emeryci i renciści? Profesorowie i nauczyciele? Policjanci i górnicy? Rolnicy i strażacy?

 

Prowadząc dyskusję na tym poziomie rząd stara się przeciwstawić strajkującym lekarzom i pielęgniarkom wszystkich innych źle opłacanych ludzi, których przecież jest nieporównanie więcej. Aby dyskusji dodać pieprzu tłumaczy opinii publicznej , że przecież pielęgniarkom i lekarzom wcale nie chodzi tak bardzo o pieniądze! Oni wiedzą bardzo dobrze, że pieniędzy nie ma i nie będzie, im chodzi o „sprawy polityczne”, o obalenie jedynego, najlepszego od 18 lat rządu i temu tylko służyć mają te hałaśliwe protesty. A im głośniej i częściej zapewnia o tym Jarosław Kaczyński, tym gwałtowniej muszą protestować pielęgniarki – że wcale nie, że nieprawda, że im chodzi tylko o podwyżki, bo za mało zarabiają!. O polityce mowy być nie może!

 

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy od wielu, wielu lat domaga się systemowej, całościowej reformy Służby Zdrowia. Jego przedstawiciele piszą pisma i projekty do kolejnych premierów, przesyłają ekspertyzy, domagają się rzeczowej dyskusji nad wysuniętymi postulatami. Dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący Zarządu Krajowego OZZL, w wywiadzie dla tygodnika „Najwyższy Czas!” (nr 6 z a10 lutego 2007) mówi tak:

 
Uważamy, że wprowadzenie mechanizmów rynkowych do ochrony zdrowia, w tym prywatyzacji szpitali, konkurencji między ubezpieczycielami oraz środków prywatnych (obok publicznych) do finansowania świadczeń zdrowotnych będzie korzystne dla wszystkich: lekarzy (bo będą lepiej zarabiać), pacjentów (bo będą mieć pewność otrzymania leczenia we właściwym czasie i dobrej jakości), państwa (bo znikną dzisiejsze problemy „służby zdrowia”), podatników (bo pieniądze publiczne na ochronę zdrowia będą wydawane efektywnie). Jednak rządzący nie chcą zgodzić się na te zmiany pod wpływem racjonalnych argumentów. Być może będą skłonni do rozmów pod wpływem niepokoju społecznego, jakim jest strajk lekarzy. Ponieważ jednak strajk można prowadzić – legalnie – tylko w sprawach warunków pracy i płacy ( czyli: o podwyżki) – takie właśnie postulaty zgłosiliśmy. Oczywiście jest i taka możliwość, że rządzący będą woleć dać nam podwyżki, nie zmieniając nic w obecnym, złym systemie opieki zdrowotnej. Wówczas – faktycznie – odegramy podobną rolę jak i inne związki zawodowe w innych branżach.
 
Zwróćmy uwagę na datę tego wywiadu: 10 lutego. Trzy miesiące później lekarze przystąpili do strajku, wysuwając – legalne! – żądania płacowe. Rząd twierdzi, że im chodzi o POLITYKĘ. Słowo „polityka” ma być w ustach rządu magicznym zaklęciem: o polityce mówić mają prawo tylko ONI – politycy. Słowo „polityka” to jest straszak, który ma zamknąć usta lekarzom i pielęgniarkom, podobnie jak nauczycielom, górnikom i wszystkim innym.
 
Lekarze i pielęgniarki , chwilowo, pozwalają się hipnotyzować i tego zakazanego słowa unikają. Jarosław Kaczyński rozmawia z pielęgniarkami nad brzegiem Wisły, w odległym Włocławku i poprzez kamery telewizyjne. Na linię frontu wysyła przesympatyczne buzie miłych pań, których ma w swoich szeregach bez liku: panią Jakubiak, panią Szczypińską, panią Sadurską, panią Stryjską  i inne. Najwyraźniej jest przekonany, że przed babami najlepszą ochronę stanowią piękne kobiety. One wszystkie w kółko powtarzają to samo: że strajk polityczny, że nie chodzi o pieniądze, one same przecież doskonale potrafią powiedzieć gdzie jest polityka, a gdzie coś innego.
 
Polityka, jak twierdzi Ojciec Święty Jan Paweł II, to jest „rozumna troska o dobre wspólne”. Lekarze, przynajmniej ci, którzy zrzeszyli się w OZZL, doskonale to rozumieją. Od lat, widząc całkowitą nieskuteczność perswazji, nieskuteczność przekonywania polityków do racjonalnego rozwiązywania problemów, jakie nie wydają się łączyć bezpośrednio i partyjnymi rozgrywkami o władzę (lekarzy jest dużo, ale nie aż tylu, żeby o ich głosy koniecznie trzeba było zabiegać),  zgłaszają postulaty adresowane do wszystkich Polaków: przyczyną zapaści publicznej Służby Zdrowia, podobnie jak zapaści edukacyjnej, podobnie jak sprawy bezpieczeństwa na drogach, jak samej tych dróg budowy, itd. itd., jest niska i obniżająca się z wybory na wybory jakość naszej „klasy politycznej”. Przyczyną tego stanu jest rzeczy jest procedura selekcji negatywnej do tej „klasy”, jaką jest partyjna ordynacja wyborcza, niesłusznie nazywana „proporcjonalną”. Lekarze od lat postulują wprowadzenie w Polsce zasady wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW). W świetnie redagowanym przez nich miesięczniku „Lekarz Polski”, wielokrotnie piszą o tym problemie, a Zarząd Krajowy OZZL już wiele lat temu podjął uchwałę wspierającą w tej sprawie Ruch Obywatelski na rzecz JOW. Wydali świetne ulotki, propagujące ideę JOW, kolportują broszury, uczestniczą w akcjach i manifestacjach JOW.
 
Rozmawiam z dr Krzysztofem Bukielem. Wyznaje mi, że strajkujący nie mają z kim i o czym rozmawiać. Okazuje się, że jedyną osobą w państwie, która ma coś do powiedzenia jest Premier. Rozmowy z innymi to strata czasu. Nikt inny nic nie może, puste słowa i bezradne rozkładanie rąk. Panie „S” (Stryjska, Sadurska, Szczypińska….) powtarzają tylko jak mantrę: „strajk polityczny, rząd chce rozmawiać, ale nie tutaj, strajk polityczny, nie wiadomo o co chodzi.”. Ta sytuacja sama w sobie dowodzi jak daleko zaszła selekcja negatywna: Jarosław Kaczyński, nasz genialny strateg polityczny, w wyniku tej selekcji został, de facto, sam: nikt nie potrafi odgadnąć co też On planuje, nikt nie potrafi w Jego imieniu się wypowiedzieć. Nawet politycy zachodni, chociaż mają okazję rozmawiać wprost z Jego Wielkim Bratem, zmuszeni są po nocy dzwonić do Niego Samego, żeby się dowiedzieć, czego też naprawdę chce?
 
Lekarze i pielęgniarki z każdym dniem co raz lepiej zaczynają zdawać sobie s tego sprawę: konieczne są namioty z napisem „JOW”.
 
Wrocław, 26 czerwca 2007