Felieton ukazał się w numerze 1 MZ z roku 2014 pt: Zniewolenie? Propozycja warta rozważenia.
Tekst w pdf – tutaj
oraz treść artykułu niżej:
Meandry wolności. Dla MZ.
Wolność i zniewolenie są pojęciami dokładnie odwrotnymi. Trudno zatem wyobrazić sobie, że np. zwolennicy zniewolenia będą popierać wolność lub na odwrót. Rzeczywistość okazuje się jednak nie tak jednoznaczna.
Gdy latem 2011 roku OZZL wezwał minister zdrowia Ewę Kopacz aby wprowadziła przymusowe ograniczenie czasu pracy lekarzy do 48 godzin tygodniowo (wraz z nadgodzinami) bez względu na formę zatrudnienia i ilość miejsc pracy – pani minister odmówiła, uzasadniając to koniecznością uszanowania wolności gospodarczej lekarzy „kontraktowców”, będących indywidualnymi „przedsiębiorcami”. Przypomnę, że wezwanie to miało miejsce po głośnej w owym czasie śmierci lekarza w kolejnej dobie nieprzerwanego dyżuru pełnionego w różnych miejscach pracy. Dokładnie ten sam argument podniósł niedawno minister Arłukowicz, chociaż publicznie użalał się nad tym, że lekarze w pogoni za pieniędzmi zbyt dużo pracują, przez co narażają zdrowie i życie pacjentów.
Czy przedstawiciele rządu są faktycznie takimi obrońcami wolności? Nie sądzę. Traktują ją raczej jako narzędzie do utrzymania lekarzy w zniewoleniu. Dzięki wolności do dorabiania lekarze łatwiej godzą się na niskie pensje, złe warunki pracy i wiele innych uciążliwości. Uznają bowiem – nie bez racji – że łatwiej poprawią sobie życie „dorabiając” niż zmieniając system. Zachowują się w ten sposób jak niewolnicy, którzy – za pełniejszą michę – pogodzili się już ze swoją niewolą. Podobnie działa wiele rządów: przez danie obywatelom odrobiny wolności do dorabiania, utrzymują zniewolenie polityczne. Tak było z NEP-em Lenina, z okresowymi „odwilżami” na Kubie, gdzie – od czasu do czasu – pozwala się na drobną prywatną przedsiębiorczość, a nawet z Koreą Północną, gdzie w okresie największego głodu pozwolono na prywatny drobny handel. Największym tego typu „eksperymentem” są – oczywiście – Chiny utrzymujące dyktaturę komunistycznej partii dzięki „wolności gospodarczej”.
Wolność, jak widać, może być narzędziem zniewolenia. Może być jednak też na odwrót: zniewolenie (przymus) stosuje się jako narzędzie utrzymania wolności. Najlepszym tego przykładem jest państwowy interwencjonizm antymonopolowy. Bez niego niektóre firmy, które same urosły dzięki wolności gospodarczej, mogłyby stać się dla tej wolności zagrożeniem, doprowadzając przez różne działania (np. okresowo zaniżone ceny) do upadku konkurencji.
Za takim zniewoleniem tęsknię obserwując wolność gospodarczą w dziedzinie produkcji różnego rodzaju paraleków, suplementów diety czy niektórych wyrobów medycznych. Jak podały media na samą reklamę tych produktów wydaje się w Polsce kilkaset milionów złotych, a miliardy złotych Polacy wydają na ich zakup. Nie byłoby oczywiście nic w tym złego, gdyby owe produkty miały jakąś wartość. Tymczasem, jak napisali niedawno autorzy raportu w piśmie „Annals of Internal Medicine”: „zażywanie witamin i mikroelementów w tabletkach to strata pieniędzy, ponieważ nie daje żadnych korzyści zdrowotnych”. Stwierdzenie to poparte było analizą 27 badań dotyczących suplementów diety. Podobne wyniki dałaby zapewne analiza skutków leczniczych stosowania „leków” homeopatycznych. Zatem reklamowanie i sprzedaż tych produktów to zwykłe naciągactwo. Czy wolność do naciągactwa jest ważniejsza niż wolność podejmowania decyzji opartej na prawdzie i rzetelnej informacji? Podobnych przykładów można by oczywiście znaleźć wiele także w innych dziedzinach.
Obserwując zatem rzeczywistość i oceniając ją nie opierajmy się jedynie na powierzchownych wrażeniach. Głębsza analiza poszczególnych wydarzeń może bowiem przynieść zaskakujące – na pozór – wnioski. Na przykład takie, że deklarowana wolność służy w istocie zniewoleniu albo, że dla utrzymania rzeczywistej wolności konieczne jest zniewolenie.
Krzysztof Bukiel – 3 marca 2014.