9 września 2015

 

Felieton w ostatnim numerze Menedżera Zdrowia  – w pdf tutaj

 

oraz tekst poniżej:

 

Jeden z lekarskich portali internetowych poinformował, że minister zdrowia zadeklarował, iż przeanalizuje wszystkie nadesłane przez lekarzy propozycje odbiurokratyzowania służby zdrowia. Nie jest to pierwszy sygnał mający przekonać o otwartości obecnego ministra na opinię społeczną w sprawie funkcjonowania publicznej ochrony zdrowia. Od pewnego czasu trwa bowiem  objazd naszego kraju przez ministra, który wizytuje różne szpitale i uczestniczy w konferencjach poświęconych różnym tematom związanym z lecznictwem. Raz minister pochyli się nad trudną sytuacją instytutów medycznych, innym razem nad brakiem geriatrów, jeszcze innym – nad źle wynagradzanymi pielęgniarkami. Żadna z konferencji nie pozostaje bez wniosków i reakcji ministra.  Można by pomyśleć: jaki ten minister jest troskliwy, otwarty i zdeterminowany aby naprawić dysfunkcjonalny system.

Mi jednak nasuwa się skojarzenie z innym ministrem – Mariuszem Łapińskim. Gdy już wykonał swoje zadanie (likwidacja kas chorych i zastąpienie ich przez NFZ), nie licząc się przy tym ani trochę z krytyką płynącą z wielu stron, zwłaszcza ze strony lekarzy, zaprosił przedstawicieli OZZL i zwrócił się do nich z troską w takich mniej więcej słowach: „jakie macie problemy koledzy, w czym mogę wam pomóc” ?  „Żartowniś” – pomyślałem wtedy.      

Opisane wyżej działania ministra Zembali mają podobny charakter. Spektakularny objazd kraju i wizytacja szpitali oraz towarzyszące temu konferencje niczemu innemu nie służą, jak tylko stworzeniu wrażenia, że minister (i rząd, którego jest on przedstawicielem) zaczął nagle przysłuchiwać się głosom zainteresowanych środowisk i brać je pod uwagę przy tworzeniu projektu naprawy dysfunkcjonalnego systemu. Czego takiego dowiedział się prof. Zembala o problemach służby zdrowia, o czym dotychczas nie słyszał? Jakie nowatorskie pomysły na naprawę sytuacji w polskim lecznictwie – nie zgłaszane wcześniej – zostały przedstawione podczas wspomnianych konferencji?  

Gdyby to był rząd rozpoczynający właśnie swoją kadencję na początku lat 90-tych ub. wieku, takie zachowanie ministra zdrowia miałoby uzasadnienie i można by je przyjąć za dobrą monetę. Ale nie teraz, po 15 latach praktycznych doświadczeń z różnymi konkretnymi rozwiązaniami organizacyjnymi, kiedy widać co przyniosło spektakularne sukcesy (dializoterapia, kardiologia interwencyjna), co spektakularne klęski (pakiet antykolejkowy), co sukces połowiczy (medycyna rodzinna). Jeżeli ktoś nie potrafi przeanalizować tych faktów i na ich podstawie sformułować odpowiednich wniosków, nie powinien brać się za naprawianie systemu.

Ja nie uważam, że minister Zembala nie potrafi przeanalizować w/w faktów. Sądzę, że wie również jakie nasuwają się z tego wnioski. A jednak brnie w tę grę ze społeczeństwem i środowiskami medycznymi, narażając na szwank swoją powagę. Dlaczego?

Jeden z moich znajomych stwierdził, że ministrem zdrowia nie powinien być polityk ale ekspert. Wówczas wprowadzałby takie rozwiązania, które są merytorycznie uzasadnione, bez oglądania się na względy polityczne. Jaki naiwny. Przecież niemal wszyscy dotychczasowi ministrowie zdrowia, byli EKSPERTAMI, gdy rozpoczynali swoje urzędowanie. Dopiero później stawali się politykami – wtedy, gdy musieli wybrać między argumentami merytorycznymi, a politycznymi i wybierali te drugie, aby  pozostać w kręgu władzy. Czy prof. Zembala byłby nr 1 na liście PO  w najbliższych wyborach, gdyby nie uwzględniał życzeń i ograniczeń, jakie narzuca mu partia ?

Problem partyjnych „ekspertów” dotyczy nie tylko PO, ale jest powszechny. Czy w PiS nie ma żadnego eksperta, który wie, że sama likwidacja NFZ i zastąpienie Funduszu oddziałami Urzędów Wojewódzkich nie poprawi w najmniejszym stopniu sytuacji publicznej ochrony zdrowia ? Na pewno są tacy eksperci. Jednak milczą, bojąc się utraty względów partyjnego kierownictwa.  

Oto jak działa zniewalający urok władzy. 

 

Krzysztof Bukiel 22 sierpnia 2015r.