Myślę, że nawet osoby sprzyjające PO przyznają, że działania tej partii jako opozycji są zaskakująco słabe. Trudno dostrzec w nich jakąś myśl przewodnią, spójny program, konkretne merytoryczne propozycje. Cała aktywność polityków PO sprowadza się do atakowania partii rządzącej na zasadzie, że wszystko co ona zaproponuje jest złe. Dochodzi do takich absurdów, że PO jako partia wolnościowa krytykuje PiS za poszerzenie wolności osobistej w postaci prawa do wycinania swoich drzew na swojej działce bez zezwolenia. Wcześniej ta liberalna gospodarczo partia atakowała PiS, że zbyt ogranicza rozdawnictwo pieniędzy publicznych w programie 500 +, bo nie obejmuje wszystkich pierwszych dzieci w rodzinie. Ledwo obecny przewodniczący partii ogłosił, że PO wraca do swoich chadeckich korzeni, a już po niedługim czasie liczni politycy PO wzięli udział w tzw. czarnych marszach, których uczestniczki demonstrowały swoją – wręcz – nienawiść do Kościoła Katolickiego i jego zasad. Widać wyraźnie, że partia i jej czołowi politycy zagubili się kompletnie. Jaka jest tego przyczyna? Moim zdaniem jest nią fakt, że PO jest partią wodzowską, w której największą karierę robią przede wszystkim oportuniści, a im są bardziej mierni i posłuszni tym łatwiej dochodzą do wysokich stanowisk. Gdy w takiej partii zabraknie wodza, jak w PO po odejściu Donalda Tuska, ujawnia się rzeczywista wartość partyjnych działaczy najwyższego szczebla.
W Polsce nie tylko PO jest partią wodzowską. Są nimi praktycznie wszystkie inne partie, a przynajmniej te – parlamentarne. Partie stają się – prędzej czy później – wodzowskie, bo system wyborczy – partyjny, w którym od szefa partii zależy czy ktoś znajdzie się na liście wyborczej (i na jakim miejscu) wymusza taki charakter ugrupowań.
Wodzowski charakter widać też wyraźnie w partii rządzącej, chociaż przejawia się on w inny nieco sposób, co zrozumiałe, bo partia ta akurat rządzi. Objawy tego wodzostwa przybierają nieraz groteskowy wręcz obraz. Wystarczyło jedno słowo prezesa PiS, a posłowie, którzy jednego dnia głosowali za obywatelską ustawą ograniczającą możliwości przerywania ciąży, drugiego dnia gremialnie ją odrzucili i nawet nie dostrzegli jak bardzo się przez to kompromitują. Podobnie było z projektem podwyżki płac dla parlamentarzystów, odrzuconym nawet przez tych posłów, którzy go zgłosili po jednym mruknięciu niezadowolenia prezesa PiS. Ostatnio, wystarczyło też jedno słowo Jarosława Kaczyńskiego aby wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości dostrzegli nagle wady w ustawie zezwalającej na wycinanie drzew na swojej posesji bez zezwolenia, którą wcześniej wszyscy poparli.
Czy to, co napisałem wyżej ma jakikolwiek związek z ochroną zdrowia i może być przedmiotem zainteresowania związku zawodowego lekarzy, czy może są to tylko moje osobiste uprzedzenia? Już wcześniej zwracałem uwagę, że wodzowski charakter (wszystkich) partii ma bezpośrednie przełożenie na sytuację w ochronie zdrowia. Wynika to z upadku prawdziwej, to jest merytorycznej debaty politycznej. Nie ma tej debaty wewnątrz poszczególnych partii, bo nie przez argumenty i wysoki poziom merytoryczny robi się karierę w partiach wodzowskich (przeciwnie można być za to zdegradowanym). Nie ma też debaty między partiami, bo zastępuje ją logika wojny gangów: wszystko co jest od „nich” jest złe, wszystko co jest od „nas” jest dobre. Partyjna ordynacja wyborcza nie premiuje bowiem indywidualnych osób ale pozycję partii i jej zwartość. Zatem przyznanie racji politycznej konkurencji przez konkretną osobę – nawet jeżeli wzmacniałoby jej pozycję indywidualną w oczach wyborców – osłabiałoby pozycję partii jako takiej. Brak tej merytorycznej debaty politycznej powoduje, że raz po raz pojawiają się pomysły zmian w ochronie zdrowia, które – chociaż mają więcej przeciwników niż zwolenników i brakuje merytorycznych argumentów za ich wprowadzeniem – są wprowadzane, powodując coraz większy chaos w publicznej ochronie zdrowia, albo – co najmniej – stratę sił i środków (oraz czasu), które mogłyby posłużyć naprawie fatalnej sytuacji. Kiedyś było tak z wprowadzeniem NFZ w miejsce kas chorych i z wieloma mniej znaczącymi zmianami (np. likwidacją stażu podyplomowego po studiach lekarskich). Teraz mamy kolejny taki przykład w „reformie Radziwiłła” wykonywanej na zlecenie prezesa PiS. Nawet osoby, które ją formalnie wprowadzają nie bardzo potrafią wyjaśnić na jakiej zasadzie miałyby pojawić się zapowiadane korzyści dla pacjentów – skrócenie kolejek, zwiększenie dostępności do leczenia, dla szpitali – poprawa finansowania przy tych samych środkach, dla pracowników –wzrost wynagrodzeń. Niestety nie podyskutujemy merytorycznie na ten temat. Nie ma przyzwolenia szefa partii, a nikt z członków PiS, którzy zamierzają kandydować w kolejnych wyborach nie zdecydują się na taką dyskusję wbrew zakazowi.
Dlatego OZZL od roku 2000 popiera ruch na rzecz wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu RP. Nie chodzi tutaj przy tym o samą technikę wyborczą, co o zmianę pozycji pojedynczego posła ( z bezwolnej marionetki na pełnoprawnego parlamentarzystę) i zmianę charakteru partii (z wodzowskiej na demokratyczną), a w konsekwencji o naprawienie dyskursu politycznego (z „wojny gangów” na walkę argumentów).
Krzysztof Bukiel 26 lutego 2017.