3 listopada 2025

Reformę systemu ochrony zdrowia należy zacząć od fundamentów, nie od dachu

INFORMACJA PRASOWA

Polski system ochrony zdrowia od lat funkcjonuje w stanie permanentnego kryzysu – finansowego, kadrowego i organizacyjnego. Zamiast długofalowej strategii opartej na analizie potrzeb zdrowotnych społeczeństwa, kolejne ekipy rządzące proponują doraźne rozwiązania, które mają poprawić wskaźniki lub „opanować sytuację”
w krótkiej perspektywie. Takie działania nie stanowią jednak reformy – są jedynie próbą kosmetycznego łatania struktury, która od dawna wymaga wzmocnienia fundamentów.

Ostatnie propozycje Ministerstwa Zdrowia, zakładające m.in. wprowadzenie limitów wynagrodzeń lekarzy kontraktowych oraz zmian w zasadach zatrudniania w sektorze publicznym, to przerzucanie odpowiedzialności za kryzys w systemie opieki zdrowotnej na lekarzy. To nie lekarze odpowiadają za niedoszacowane ryczałty, źle wycenione procedury, brak środków w NFZ i nieadekwatny procent PKB przeznaczany na zdrowie. Odpowiada za to system, który od lat nie dostosowuje się do rzeczywistych potrzeb pacjentów.” – podkreśla Grażyna Cebula-Kubat, przewodnicząca OZZL i dodaje: „Lekarzy w ostatnich latach było zbyt  mało. Dane pokazują, że w Europie brakuje 1,2 mln lekarzy i pielęgniarek, dlatego medycy powinni mieć godne warunki pracy i płacy, aby nie odchodzili z publicznego systemu ochrony zdrowia.”

Limity wynagrodzeń zamiast realnych rozwiązań

Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzenie limitów dla wynagrodzeń lekarzy zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych. Propozycja zakłada stawkę godzinową wynoszącą 1/20 minimalnego wynagrodzenia, co w praktyce daje maksymalną kwotę w przeliczeniu na etat około 36,5 tys. zł miesięcznie – z możliwością podwyżki do 48 tys. zł w wyjątkowych sytuacjach.

Resort rozważa również ograniczenie elastyczności w zakresie kształtowania stawek
i możliwości zatrudnienia. W efekcie wielu lekarzy, którzy obecnie uzupełniają grafiki dyżurowe lub wykonują dodatkowe procedury, będzie zmuszonych ograniczyć czas pracy
i liczbę świadczeń. Stracą na tym przede wszystkim pacjenci – ci, którzy dziś i tak czekają zbyt długo na pomoc w systemie publicznym.

Limit wynagrodzeń dla lekarzy to w istocie limit świadczeń dla pacjentów – a to jest niedopuszczalne.

Proponowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany dotyczące ograniczenia wynagrodzeń medyków uderzają w sam fundament systemu opieki zdrowotnej – w lekarza. To właśnie lekarz jest kluczowym ogniwem, na którym opiera się cały system – zarówno pod względem kompetencji, jak i odpowiedzialności za zdrowie i życie pacjentów. To lekarz podejmuje decyzje diagnostyczne i terapeutyczne, koordynuje proces leczenia i ponosi ostateczną odpowiedzialność za jego skutki. Próby ograniczania wynagrodzeń tej grupy zawodowej są nie tylko niesprawiedliwe, ale również grożą dalszym pogłębieniem kryzysu kadrowego i spadkiem jakości opieki nad pacjentami.

Kiedy system staje na głowie

Ministerialne propozycje stawiają system na głowie. Zamiast naprawiać przyczyny kryzysu, m.in. niewłaściwą wycenę świadczeń i niedoszacowane ryczałty szpitali, resort szuka winnych wśród lekarzy. Tymczasem to właśnie lekarze kontraktowi – często na prośbę dyrektorów – przez ostatnie lata ratowali grafiki dyżurowe, zapewniając ciągłość leczenia i realizację świadczeń.

Warto przypomnieć, że po 1 stycznia 2008 roku, to pracodawcy zachęcali, a nierzadko wymuszali zatrudnienie lekarzy na kontraktach, bo było to dla szpitali finansowo korzystniejsze. Dziś ci sami lekarze są przedstawiani jako problem – podczas gdy bez nich system nie byłby w stanie funkcjonować nawet przez jeden dzień. Wprowadzenie sztywnych limitów spowoduje zmniejszenie liczby wykonywanych świadczeń, mniejsze przychody dla szpitali i dalsze ograniczenie dostępności usług medycznych.

Ograniczenie elastyczności finansowej i kadrowej doprowadzi do tego, że część lekarzy odejdzie do sektora prywatnego, a publiczne szpitale będą miały jeszcze większe trudności z obsadzeniem dyżurów i wykonaniem świadczeń.

Niewłaściwa wycena świadczeń – źródło systemowego chaosu

Winę za obecny stan finansów w ochronie zdrowia ponosi system, a nie lekarze. To błędne i niespójne wyceny świadczeń sprawiają, że niektóre procedury są nadmiernie intratne, a inne całkowicie nieopłacalne. W efekcie szpitale wykonują te świadczenia, które się „opłacają”, a nie te, które są potrzebne pacjentom.

Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, odpowiedzialna za wyceny, powinna wreszcie przeprowadzić rzetelny przegląd stawek – w oparciu o rzeczywiste koszty personelu, sprzętu i materiałów medycznych. Obecne taryfy prowadzą do konfliktów w środowisku i budują fałszywy obraz lekarzy jako grupy „nadmiernie zarabiającej”, podczas gdy faktyczny problem leży w wycenach.

Ryzyko po stronie lekarzy – cichy temat kontraktów

W debacie publicznej chętnie mówi się o wysokości wynagrodzeń lekarzy kontraktowych, ale rzadko wspomina się o ryzykach, jakie ta forma zatrudnienia niesie. W przypadku niestabilnej sytuacji finansowej szpitala lekarz kontraktowy nie ma żadnej ochrony – może nie otrzymać wynagrodzenia przez kilka miesięcy, mimo że musi zapłacić podatek od dochodu, którego faktycznie nie otrzymał. Kontrakt oznacza też brak urlopu, brak ochrony socjalnej i większe obciążenie administracyjne. Dla wielu lekarzy to forma wymuszona, a nie wybór.

Brak pieniędzy = brak bezpieczeństwa dla medyków i pacjentów

Od lat Polska przeznacza na ochronę zdrowia zbyt mały procent PKB, ok. 3 – 4 % mniej niż średnia krajów OECD. To właśnie ten niedobór, a nie wynagrodzenia lekarzy, jest jedną z przyczyn chronicznego niedofinansowania systemu.

Nie można porównywać zarobków medyków w Polsce z ich europejskimi kolegami bez uwzględnienia faktu, że nasz system finansowany jest na poziomie znacznie poniżej średniej unijnej. Dopiero podniesienie wydatków na zdrowie do około 8% PKB i urealnienie wycen świadczeń stworzy warunki do trwałej stabilizacji finansowej placówek. Dodatkowo, system składek zdrowotnych nie nadąża za zmianami demograficznymi – maleje liczba aktywnych płatników, rośnie liczba seniorów z wielochorobowością. Bez reformy tego obszaru nie uda się zapewnić płynności systemu.

Co dalej? Potrzebna strategia, nie doraźne działania

OZZL od lat apeluje o rozpoczęcie realnej reformy od fundamentów:

  • Analiza potrzeb zdrowotnych w poszczególnych województwach i stworzenie w oparciu o nie mapy świadczeń zdrowotnych.
  • Zaplanowanie w oparciu o mapy potrzeb zdrowotnych skoordynowanej opieki na poziomie POZ, AOS i szpitali.
  • Urealnienie wycen świadczeń.
  • Zwiększenie finansowania ochrony zdrowia.
  • Reformę systemu ubezpieczeń społecznych.
  • Zapewnienie godnych warunków pracy i płacy, które zatrzymają lekarzy w systemie publicznym.

Reforma systemu ochrony zdrowia nie może polegać na administracyjnym ograniczaniu wynagrodzeń, zmianie form zatrudnienia czy przerzucaniu odpowiedzialności na lekarzy. Takie działania nie przyniosą oszczędności, lecz pogłębią kryzys kadrowy i utrudnią pacjentom dostęp do świadczeń. System ochrony zdrowia musi wreszcie przestać być polem eksperymentów politycznych. Jeśli chcemy zapewnić Polakom dostęp do nowoczesnej, bezpiecznej i stabilnej opieki, należy zacząć od fundamentów – od uczciwej analizy, adekwatnego finansowania, rzetelnej organizacji i poszanowania pracy tych, którzy ten system tworzą każdego dnia.