2 marca 2016

 

Felieton w ostatnim mumerze Menedżera Zdrowia – w pdf – tutaj

 

oraz jego treść poniżej:   

Problemy prawdziwe i pozorne. Dla Menedżera Zdrowia.

Jeśli by popatrzeć na dyskusje dotyczące systemu publicznej ochrony zdrowia w Polsce można by pomyśleć, że jest to najbardziej skomplikowana rzecz na świecie. Dyskusje te trwają od 25 lat, czyli od chwili, gdy w ogóle stały się one możliwe i nic nie wskazuje na to, aby miały się kiedykolwiek skończyć bo liczba problemów nie tylko nie zmniejsza się, ale przeciwnie – narasta.  Jaka jest tego przyczyna?  Rządzący (dotyczy to niestety wszystkich kolejnych ekip) nie chcąc się zmierzyć z prawdziwymi problemami tworzą stale problemy pozorne.

Przykładem takiego pozornego problemu jest brak map potrzeb zdrowotnych, tworzonych przez wojewódzkich urzędników. To właśnie z tego powodu – zdaniem rządzących – powstaje dysproporcja w rozwoju poszczególnych rodzajów świadczeń. Niektóre z nich rozwijają się nadmiernie, inne pozostają zaniedbane. Przyczyną ma być brak urzędniczej kontroli nad powstawaniem nowych podmiotów, które – gdy już powstaną – zmuszają NFZ do ich finansowania. W ten sposób brakuje pieniędzy na pozostałych świadczeniodawców i dysproporcje stale narastają.

Jest to – oczywiście – teza fałszywa. Nierównomierny rozwój poszczególnych dziedzin usług medycznych wynika nie z braku odgórnych planów, ale z nierównej opłacalności poszczególnych świadczeń. Te lepiej wycenione znajdują chętnych do ich wykonywania ( i chętnych inwestorów), tych deficytowych nikt wykonywać nie chce. Problemem zatem nie jest brak planów ale niewłaściwa wycena świadczeń. Nie jest ona oparta ani na rynkowej wartości usług, ani na żadnej merytorycznej metodologii. Zajęcie się tym realnym problemem zmusiłoby jednak rządzących do zmierzenia się z jeszcze bardziej podstawowym zagadnieniem: deficytem środków przeznaczonych na publiczną ochroną zdrowia w stosunku do zakresu świadczeń bezpłatnych. Wolą zatem dyskutować nad mapami, pomijając zupełnie fakt, że już raz podobny „projekt” został przeprowadzony, a pozytywnych jego skutków trudno było się doszukać. Pani minister Cegielska, niedługo po objęciu swojego stanowiska zarządziła przeprowadzenie analizy zapotrzebowania na szpitale i inne zakłady opieki zdrowotnej w poszczególnych regionach i powiatach. Miała to być podstawa do programu restrukturyzacji tych zakładów. Analizę przeprowadziły wybrane firmy konsultingowe (niektóre z nich powstały ad hoc) i one też zaproponowały odpowiednie zmiany. Był też – a jakże – nadzór społeczny nad tymi programami w postaci tzw. Komitetów sterujących. Parę lat później NIK krytycznie oceniła całe to przedsięwzięcie.    

Ten sam realny – problem nieadekwatnej wyceny świadczeń – leży u podstawy unikania przez świadczeniodawców realizacji tzw. koordynowanej opieki zdrowotnej. Poszczególne podmioty zajmują się tylko wybranymi – opłacalnymi –  etapami leczenia. Nieopłacalnymi etapami nikt się nie chce zajmować, a pacjent bezskutecznie błąka się od jednego do drugiego świadczeniodawcy szukając pomocy. Jednak rządzący znaleźli tutaj inną przyczynę tego zjawiska i wykreowali inny – pozorny problem. Jest nim brak kontraktowania przez NFZ „produktu” pt. koordynowana opieka zdrowotna. Teraz będą długo dyskutować o tym, jak te produkty zdefiniować i jak zmusić świadczeniodawców aby zechcieli ich udzielać.

Przykładów takich pozornych problemów można by znaleźć jeszcze wiele i z pewnością nigdy ich nie zabraknie. Mają one bowiem tę zaletę, że można nad nimi długo debatować, a później jeszcze dłużej z nimi walczyć, udowadniając w ten sposób, że los „polskiego pacjenta” nie jest rządzącym obojętny. Można nawet parę razy wdrażać te same rozwiązania, zmieniając nieco ich charakter i nazwy. Tylko faktyczna kondycja publicznej ochrony zdrowia pozostaje bez zmian.    

Krzysztof Bukiel – 01 lutego 2016r.