Zbliżają się wybory i politycy, jak zwykle w takim okresie, przedstawiają różne pomysły na rozwiązanie najbardziej palących problemów w państwie. Słowem, które często – przy takich okazjach – jest używane jest słowo: „priorytet”. Oznacza ono – wg słownika języka polskiego – „pierwszeństwo przysługujące lub przyznane czemuś”
Na początku kampanii wyborczej tych „priorytetów” jest zwykle jeden lub dwa ale z czasem ich ilość się zwiększa, bo każda partia chce pokazać, że pamięta o wszystkim, co ważne dla społeczeństwa i nie jest gorsza pod tym względem od konkurencji. Obecnie chyba tylko Ruch Pawła Kukiza pozostaje przy jednym, jedynym priorytecie: wprowadzenia JOW do ordynacji wyborczej do Sejmu.
Pół biedy, kiedy te liczne „priorytety” dotyczą różnych dziedzin. Wówczas można to jeszcze jakoś logicznie wytłumaczyć. Na przykład, że „pierwszeństwem” w działaniach rządu będzie i walka z bezrobociem, i – powiedzmy – budowa dróg. Gorzej, gdy politycy przedstawiają wiele „priorytetów” w tej samej dziedzinie. Taką dziedziną jest z pewnością ochrona zdrowia. Słyszymy zatem, że „priorytetem” są tutaj: ograniczenie kosztów funkcjonowania służby zdrowia, zmniejszenie biurokracji, zachowanie bezpłatności świadczeń, zwiększenie dostępności do leczenia, likwidacja lub ograniczenie kolejek, dobre zarządzanie placówkami ochraony zdrowia, zwiększenie odpowiedzialności pacjentów za swoje zdrowie, poprawa jakości leczenia, zmniejszenie marnotrawstwa, zwiększenie ilości personelu medycznego, poprawa stanu zdrowia społeczeństwa itp. Każde z tych haseł – oddzielnie oceniając – wydaje się słuszne i trudno je podważyć. Pewnie dlatego politycy łączą je ze sobą, mając nadzieję, że w ten sposób usatysfakcjonują wszystkich. W praktyce jednak wszystkich tych „priorytetów” nie da się pogodzić, bo przy konsekwentnej realizacji jednego z nich musi się często naruszyć drugi. Przykładowo: nie da się pogodzić likwidacji kolejek do leczenia z całkowitą bezpłatnością wszystkich świadczeń, podobnie jak trudno będzie w takich warunkach uzyskać większą odpowiedzialność pacjentów za swoje zdrowie. Dobrą efektywność systemu i sprawne zarządzanie szpitalami można osiągnąć w warunkach konkurencji, a tej nie da się wprowadzić bez skrupulatnego rozliczania wykonywanych świadczeń, co musi pociągnąć za sobą większą biurokrację. Biurokrację można by radykalnie zmniejszyć wprowadzając budżetowanie placówek służby zdrowia i rejonizację leczenia, ale wówczas trzeba zapomnieć o efektywności systemu i ograniczeniu marnotrawstwa, podobnie jak i o wysokiej jakości świadczeń. Z prawie żadnym z wymienionych „priorytetów” nie da się pogodzić „priorytetu” niskich kosztów funkcjonowania systemu.
Politycy, mimo publicznego przedstawiania różnych i licznych „priorytetów” w ochronie zdrowia, tak naprawdę – w duchu – dobrze wiedzą, co jest dla nich rzeczywiście najważniejsze i – wbrew pozorom – wszystkie czołowe dzisiaj partie są w tym względzie zadziwiająco zgodne. Najważniejsze dla nich jest: utrzymanie niskich nakładów publicznych na ochronę zdrowia i zachowanie formalnej bezpłatności leczenia. Te dwa akurat cele mogą być ze sobą niesprzeczne, jednak ich realizacja wyklucza osiągnięcie niemal wszystkich innych, przedstawionych wyżej „priorytetów” . Dlatego przyszłość polskiej publicznej ochrony zdrowia nie rysuje się w najbliższym czasie zbyt różowo, niezależnie od wyników wyborów.
Krzysztof Bukiel 4 sierpnia i 2015r.