Jak poinformowała OIL w Warszawie na twitterze, TVP nie zgodziła się pokazywać spotu z kampanii „Polska to chory kraj”. Podobno z powodu tego, że spot był niezgodny z linią programową telewizji.
informacja na ten temat np. tu: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/tvp-nie-zgodzila-sie-wyemitowac-spotu-okregowej-izby-lekarskiej/qk4jr52.amp
Myliłby się jednak ktoś, kto by myślał, że zdarzyło się coś niespotykanego, coć czego przedtem nigdy w (wolnej) Polsce nie było. Przeciwnie. Mi od razu przypomniało się wydarzenie sprzed niemal 20 laty, gdy OZZL próbował w formie płatnych ogłoszeń prasowych przekazać treści podobne do tych, które teraz były zawarte w spocie OIL Warszawa. Spotkała nas wówczas odmowa z zupełnie podobnym uzasadnieniem, że treść ogłoszeń jest niezgodny z linią programową gazety. Napisałem wtedy specjalny komentarz pt: Czego boi się wolna prasa. Jego test poniżej.
Okazuje, że poruszanie problemów publicznej ochrony zdrowia, a zwłaszcza zwracanie uwagę na zaniedbania władzy (takiego czy innego koloru) jest równie niepożądane i „niepolityczne” teraz jak i 20 lat temu. (w roku 2000 temu rządził rząd AWS-UW)
27 sierpnia 2000r Czego boi się wolna prasa?
Zgodnie z wcześniej podjętą decyzją, Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy rozpoczął akcję informacyjno – propagandową, której celem jest uświadomienie jak najszerszym kręgom społeczeństwa zagrożeń, jakie stwarzają niektóre elementy wprowadzanej właśnie reformy ochrony zdrowia. Chcemy wskazać na te elementy nowego systemu, które uniemożliwiają nam normalne leczenie, zgodne z kanonami wiedzy medycznej i z rzeczywistymi potrzebami chorych. Mamy na myśli przede wszystkim całkowite uzależnienie systemu od polityków: oni decydują o tym jak wiele pieniędzy przeznacza się na ochronę zdrowia, a w ich hierarchii wartości zdrowie pojedynczego człowieka ma b. słabą pozycję. Ważniejsze są takie cele jak, utrzymanie ciągle wzrastającej biurokracji, dopłaty do wielkich państwowych przedsiębiorstw, skierowanie strumienia pieniędzy publicznych do pozostających niemal bez kontroli różnych funduszy i agencji. W takim systemie ochrony zdrowia lekarz jest ubezwłasnowolniony ( podobnie zresztą jak i pacjent) i pozostaje na usługach systemu, a nie chorego. Dlatego OZZL postuluje od lat odpolitycznienie ochrony zdrowia. Finansowaniem lecznictwa powinny się zająć konkurujące ze sobą firmy ubezpieczenia zdrowotnego, które same powinny ustalać warunki ubezpieczenia w tym i wysokość składki – tak, aby system nie był ( jak obecnie i jak przed reformą ) deficytowy. Odpowiednie zmniejszenie podatków ma być warunkiem umożliwiającym wszystkim obywatelom wykupienie składki ubezpieczeniowej. Tym, którzy tego nie będą w stanie uczynić – nie ze swojej winy – powinno pomóc państwo.
Taki w skrócie jest program OZZL, głoszony przez nas publicznie nie od dzisiaj. Taką – mniej więcej – treść zawierał „List do pacjenta”, opracowany przez nas we współpracy ze Stowarzyszeniem Internistów Polskich. List ten chcieliśmy zamieścić – w formie płatnego ogłoszenia, które miało ukazywać się przez trzy dni 29,30,31 sierpnia br. w dzienniku „Rzeczpospolita”. Właśnie formę płatnych ogłoszeń, zamieszczonych przez trzy wspomniane wyżej dni w najbardziej poczytnych centralnych gazetach codziennych wybraliśmy jako pierwszy etap naszej akcji propagandowo – informacyjnej. Wybrane przez nas gazety to: „Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”, „Nasz Dziennik”, „Trybuna”, „Super Express”, „Życie”. Treść ogłoszeń w poszczególnych gazetach nieco różnił się od siebie, tak aby przekazać możliwie dużo informacji. Wybraliśmy taką formę akcji nie tylko dlatego, żeby dotrzeć do stosunkowo szerokiego kręgu obywateli ( łączny nakład powyższych gazet przekracza grubo 1mln egzemplarzy). Chcieliśmy również aby ta niespotykana dotychczas forma związkowej demonstracji zwróciła ponownie większą uwagę mediów i polityków ( w gorącym okresie przedwyborczym) na poruszane przez nas sprawy.
Nie spodziewaliśmy się, że wybierając ten sposób zwrócenia się do obywateli możemy napotkać na jakiekolwiek przeszkody. Przecież za treść płatnych ogłoszeń odpowiada – zgodnie z prawem – autor ogłoszeń. Czy można było przypuścić, że jakakolwiek gazeta – w takiej sytuacji – odmówi nam publikacji ogłoszeń? Tym bardziej, że 90% ich treści, to były fakty. Okazało się jednak, że ogłoszenia nasze wywołały wiele zamieszania w redakcjach gazet do których się zwróciliśmy. Wszędzie trafiały „na najwyższy szczebel” decyzyjny i niestety w części zostały odrzucone. Między innymi wspomniana wcześniej „Rzeczpospolita” odmówiła zamieszczenia „Listu do pacjenta”. Dlaczego ? Oficjalnie z powodu „niezgodności treści ogłoszeń z linią programową gazety”. To oficjalne stanowisko to oczywiście żart, albo pretekst. Skoro – jak wspomniałem – 90% treści listu stanowi przytoczenie faktów, nie jest możliwe aby redaktorzy „Rzeczpospolitej” chcieli powiedzieć, że przytaczanie faktów jest sprzeczne z linią programową ich gazety . W nieoficjalnej rozmowie przyznano, że chodzi o politykę. Gazeta nie chce po prostu narażać się … . No właśnie komu nie chce narażać się wolna prasa w Polsce. Niestety podobne stanowisko przyjął „Nasz Dziennik”. Tutaj oficjalnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy, nieoficjalnie poinformowano mnie, że ogłoszenie może być zamieszczone po wyborach prezydenckich ( jest już zatem pewna wskazówka kogo lub czego boi się wolna prasa). Gazeta Wyborcza próbowała wykręcić się sianem, twierdząc, że nie może publikować ogłoszeń, bo nie podaliśmy źródeł naszych informacji zamieszczanych w ogłoszeniach ( nieoficjalnie znowu przyznano, że „sprawa jest polityczna”). Gdy jednak źródła podałem – treść ogłoszeń znowu wróciła „na najwyższy szczebel decyzyjny” i do dzisiaj ( 27 sierpnia ) odpowiedzi nie ma. Nie wiem zatem czy ogłoszenia w Wyborczej ukażą się czy nie.
Cały ten incydent, bo trudno znaleźć lepsze określenie na powyższe zdarzenia musi budzić niesmak. Najbardziej cenione, pierwszorzędne polskie gazety codzienne potraktowały lekarzy i ich poglądy jako coś niepożądanego na swoich łamach, coś co narazi ich na utratę wiarygodności i niezależności ( jak to określił jeden z moich rozmówców). Czy to nie jest znak czasu ? Kiedyś – w demokratycznych krajach – redakcje gazet wstydziły się zamieszczać ogłoszenia o treściach nieobyczajnych, wulgarnych, niegrzecznych, dzisiaj obawiają się treści, które noszą znamię politycznej niepoprawności.
Krzysztof Bukiel
27 sierpnia 2000r.
treść „listu do pacjenta” odrzuconego przez „Rzeczpospolitą”
Szanowny Pacjencie,
Zawsze było tak, że chory człowiek szukał pomocy u ludzi, którzy mogli mu ulżyć w cierpieniu. Dlatego najczęściej zwracał się do lekarza – osoby najlepiej przygotowanej do takiej działalności, a lekarz odpowiadał przed chorym za swoje postępowanie.
Od kilkudziesięciu lat w Polsce jest inaczej – zwracasz się do systemu. Lekarz zaś jest jedynie mało znaczącym trybikiem w tym systemie i odpowiada przed systemem nie przed Tobą. Tak było przed reformą służby zdrowia, tak jest i dzisiaj, mimo, że formalnie wprowadzono radykalne zmiany.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że Ty Pacjencie nie masz żadnego wpływu na to, ile – w Twoim imieniu – politycy przeznaczają na Twoje leczenie ani nie możesz faktycznie wybrać sobie osobę, której powierzysz swoje życie i zdrowie. .
Politycy zaś mają zupełnie inne priorytety niż zdrowie pojedynczego człowieka i jego indywidualne bezpieczeństwo zdrowotne.
Czy wiesz na przykład, że :
- Globalne nakłady na ochronę zdrowia w Polsce w roku 2000 wyniosą 3,8 % Produktu Krajowego Brutto i będą najniższe w tym dziesięcioleciu !.
- W okresie tym, co roku służbie zdrowia zabierano średnio ( w cenach bieżących) ok. 7 mld rocznie!
- Koszt wypłat diet dla radnych jednej tylko gminy warszawskiej wynosi miesięcznie tyle, co utrzymanie w tym czasie 300 łóżkowego szpitala !
- Na podstawową opiekę zdrowotną dla Ciebie kasa chorych wydaje dziennie od 17 do 24 groszy (tyle co 1 papieros lub pół szklanki mleka), w tym samym czasie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wydaje- średnio – 200 tysięcy razy więcej, a Kancelaria Prezydenta – milion razy więcej.
- Cena, jaką kasa chorych płaci za poradę lekarza ginekologa wraz z badaniami dodatkowymi ( USG, cytologia, badania laboratoryjne ) oraz z pomocą położnej jest niższa niż koszt strzyżenia u fryzjera damskiego !
- Tylko w ciągu ostatniego roku liczba urzędników administracji publicznej wzrosła prawie o 50 tysięcy ( liczba lekarzy czynnie zawodowych w Polsce wynosi ok. 90 tys.)!
Czy wierzysz jeszcze, że ten system może być dla Ciebie bezpieczny? My nie.
Szanowny Pacjencie!
Dzisiaj o sposobie leczenia nie decydują lekarze, ale urzędnicy kas chorych i politycy. Dla nich zaś najważniejsze jest, aby służba zdrowia była jak najtańsza. Ich zdaniem ma ona niewielki wpływ na ogólne wskaźniki zdrowotności społeczeństwa. Polityków zaś nie interesuje zdrowie pojedynczych ludzi.
Dlatego zmniejsza się w sposób administracyjny ilość łóżek szpitalnych i poradni specjalistycznych, ogranicza ilość lekarzy, wydłuża kolejki oczekujących na leczenie, lekarzowi pierwszego kontaktu powierza się rolę „bramkarza”, który ma dbać o to aby wydatki na leczenie zmieściły się w założonym planie..
To wszystko sprawia, że lekarze w Polsce nie mogą wziąć pełnej odpowiedzialności za jakość i poziom leczenia.
Przestrzegamy!
System działa szybko i skutecznie. Część starych lekarzy straci pracę w wyniku tzw. restrukturyzacji, inni z wrażliwym sumieniem odejdą sami. Reforma powoła nowych posiadaczy dyplomów lekarskich – „strażników systemu”. Jeśli nie upomnisz się o swoje prawa – system zwycięży, chory człowiek i jego lekarz – przegrają.
OGÓLNOPOLSKI ZWIĄZEK ZAWODOWY LEKARZY
we współpracy ze Stowarzyszeniem Lekarzy Internistów