9 listopada 2010

Polityka oparta na dowodach.

Już niedługo lekarze będą stosować kasy fiskalne w swoich prywatnych praktykach. Według rządzących ukróci to szarą strefę i zwiększy dochody państwa z opodatkowania lekarzy. Z pewnością spodoba się to wyborcom. Dlatego rząd nawet nie dyskutował z lekarzami w tej sprawie. Lekarze nie protestowali też zbyt mocno.  

Parę lat temu głośnym echem odbiła się inna próba wprowadzenia kas fiskalnych – dla taksówkarzy. Cel był podobny. Taksówkarze buntowali się przeciwko temu długo i gwałtownie. Ostatecznie jednak przegrali. Przegrali też studenci medycyny, którzy przed laty protestowali przeciwko wprowadzeniu lekarskiego egzaminu państwowego. Rządzący (i niektórzy działacze samorządu lekarskiego) twierdzili, że taki egzamin jest konieczny, aby zwiększyć poziom wykształcenia polskich lekarzy. Tym samym celem uzasadniano wprowadzenie obowiązku gromadzenia przez lekarzy tzw. punktów edukacyjnych. Bez tych punktów – twierdzono – lekarze zaniedbają swoje dokształcanie. Inny szczytny cel był uzasadnieniem dla obowiązku jazdy samochodem z włączonymi stale światłami. Miało to spowodować zmniejszenie ilości wypadków.    

Jaka jest wspólna cecha powyższych przykładów?  W każdym  z nich rządzący wprowadzili pewne utrudnienia i koszty dla określonej grupy ludzi uzasadniając to potrzebą osiągnięcia określonego celu. Można by się zatem spodziewać, że po jakimś czasie rządzący sprawdzą czy zakładany skutek został rzeczywiście osiągnięty, a wprowadzone utrudnienia były faktycznie konieczne, (bo jeśli nie – należałoby je cofnąć), tym bardziej, że przekonanie o ich celowości nie było powszechne. I cóż się okazuje ? Nikt tego nie sprawdza ! Znam dziennikarzy, którzy próbowali się dowiedzieć w ministerstwie finansów czy wzrosła wysokość podatków płaconych przez taksówkarzy po wprowadzeniu dla nich kas. Nie ma takich danych! Rządzący uznali, że jeśli już się udało nałożyć na obywateli jakieś ciężary, to nie warto się tym dalej zajmować. A czy ktoś sprawdził jak zmienił się poziom wykształcenia lekarzy polskich po wprowadzeniu LEP i punktów edukacyjnych albo czy spadła ilość wypadków od kiedy jeździmy z zapalonymi światłami?

Z takim nieweryfikowaniem skutków wprowadzanych przez polityków rozwiązań mamy do czynienia także w wielu innych dziedzinach i nie tylko w Polsce. To choroba współczesnej demokracji, spowodowana ludzką pychą. Wybrani do rządzenia uważają, że bez ich interwencji ludzie z pewnością o siebie nie zadbają, nie zdobędą wykształcenia, pogrążą w chorobie i nędzy, a na koniec wzajemnie się pozabijają. Dlatego rządzący  muszą stale wprowadzać jakieś regulacje, nakazy, obowiązki. Co więcej oni sami najlepiej wiedzą jakie skutki to przyniesie i nie muszą tego weryfikować w praktyce.

W medycynie od pewnego czasu standardem stała się medycyna oparta na dowodach (Ewidence Based Medicine). Trzeba udowodnić, że dane leczenie jest skuteczne aby można je było stosować. Skończyła się era lekarzy leczących w oparciu o własne przekonania i głęboką wiarę. Dobrze by się stało, gdyby podobną zasadę przyjęto w polityce. Pomogłoby to również w reformie służby zdrowia. Niedawno pani minister z dumą podkreślała jak radykalnie poprawiła się sytuacja polskich pacjentów leczonych z powodu zawału serca. A przecież powszechnie wiadomo, że stało się to dzięki temu, że leczenie zawału jest nieźle wycenione (co spowodowało rozwój prywatnych ośrodków kardiologii interwencyjnej) i nielimitowane. Co – wobec takich faktów – zrobiłby rząd kierujący się „polityką opartą na dowodach”, jeśli by chciał zlikwidować kolejki do innych świadczeń zdrowotnych w Polsce?

 

Krzysztof Bukiel – 20 sierpnia 2010r.