W środę 19 lipca odbyło się w Sejmie – na posiedzeniu plenarnym – pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o warunkach zatrudnienia w ochronie zdrowia. W tym samym czasie przed Sejmem Porozumienie Zawodów Medycznych zorganizowało manifestację pracowników ochrony zdrowia dla poparcia ustawy i zwrócenia uwagi – polityków i społeczeństwa – na fatalną sytuację publicznej ochrony zdrowia w naszym Kraju, zwłaszcza na jej skrajne niedofinansowanie w stosunku do zakresu świadczeń gwarantowanych.
W czasie manifestacji głos zabrali parlamentarzyści partii opozycyjnych: PO i Nowoczesnej. Senator PO, czynny i zasłużony lekarz – profesor Tomasz Grodzki ze Szczecina przed wejściem na trybunę zwrócił się do mnie (znamy się od lat) z następującymi (mniej więcej) słowami: „niedobry jest teraz czas na te sprawy, które poruszacie”. Chodziło oczywiście o to, że w Sejmie trwała właśnie burzliwa debata (niemal wojna) dotycząca reformy sądownictwa.
Pan Senator zapewne przypadkowo, ale za to niezwykle trafnie i niejako symbolicznie przedstawił losy polskiej służby zdrowia w ostatnich 28 latach wolnej Polski. Dla jej problemów, dla jej naprawy, dla jej docenienia (chociażby w postaci odpowiedniego finansowania) ZAWSZE w III RP był „niedobry czas”. Dla kolejnych rządów, niezależnie przez jaką partię tworzonych, zawsze inne rzeczy miały priorytet a służba zdrowia spychana była na dalszy plan.
Już z początkiem lat 90-tych gdy domagaliśmy się wzrostu nakładów na publiczne lecznictwo ważniejsze były reformy gospodarcze, dofinansowanie banków, przekształcenia w górnictwie, osłony dla zwalnianych pracowników czy wprowadzane właśnie zasiłki dla bezrobotnych, którymi objęto wówczas hojnie wszystkich chętnych. Pamiętam, jak mój kolega inżynier pobierał zasiłek dla bezrobotnych w kwocie większej niż moja pensja (początkującego wówczas) lekarza. Pamiętam jak dofinansowanie BGŻ wynosiło niemal jedną trzecią rocznych nakładów na publiczne lecznictwo. Kwota jaką wydano w sumie na „restrukturyzację” kopaIń po roku 1989 osiągnęła w sumie setki miliardów złotych.
Gdy wprowadzano kasy chorych i wydawało się, że służba zdrowia ma wreszcie „dobry czas”, wicepremier Balcerowicz stwierdził nagle, że reformę trzeba odłożyć, bo są ważniejsze sprawy, w tym trzy pozostałe reformy (oświatowa, administracyjna, emerytalna). To wtedy po raz pierwszy powstała szeroka koalicja organizacji pracowników służby zdrowia skupiająca WSZYSTKIE związki i samorządy zawodowe, która przybrała dziwną nazwę KOROZ czyli komitet obrony reformy ochrony zdrowia. Pracownikom wydawało się wówczas, że obrona reformy jest ważniejsza niż tylko obrona płac, bo właśnie ta reforma miała rozwiązać i ten problem – niskich wynagrodzeń. Reformę udało się obronić, ale – wskutek stanowiska ministra finansów i wicepremiera Leszka Balcerowicza – wysokość składki zdrowotnej spadła z planowanych 11% na 7,5 %. Znowu okazało się, że był „niedobry czas” dla służby zdrowia.
Dalej było tylko podobnie. Ważniejszym celem niż lecznictwo były dopłaty do kolei albo do rolnictwa (rocznie wydajemy w sumie ok. 60 mld zł na dział gospodarki, którego produkty nie są rozdawane za darmo jak świadczenia zdrowotne, ale są normalnie sprzedawane). Gdy w roku 2006 odbywał się ogólnopolski strajk lekarzy (organizowany przez OZZL) i domagaliśmy się zwiększenia nakładów na publiczną ochronę zdrowia w kwocie 20 mld złotych, ówczesny premier Jarosław Kaczyński stwierdził, że „nie ma takich pieniędzy w budżecie”, po czym rząd pod jego kierownictwem … przeznaczył dokładnie taką kwotę na dodatkowe dopłaty do ZUS, które miały zrekompensować zmniejszoną właśnie składkę na ubezpieczenia społeczne. Znowu było coś ważniejszego niż zdrowie Polaków. Jego działanie (i myślenie) skopiował niedługo potem jego następca na urzędzie Premiera Donald Tusk, który obietnicę wzrostu – o jeden punkt procentowy – składki na NFZ, złożoną w czasie pamiętnego „białego szczytu”, porzucił, bo ważniejsze okazało się budowanie stadionów i dróg na Euro 2012.
Dzisiaj znowu jest „niedobry czas” dla służby zdrowia nawet gdy wicepremier Morawiecki chwali się znakomitymi rezultatami swoich działań: wzrastającą gospodarką, spadającym bezrobociem, zwiększającymi się inwestycjami, a przede wszystkim znakomitymi wynikami budżetowymi (nadwyżka zamiast deficytu). Jakie jeszcze priorytety ma Rząd? Właśnie zwiększył finansowanie armii, wprowadził szeroki program rozdawnictwa pieniędzy w postaci tzw. 500+, obniżył wiek emerytalny. Czy planuje jakieś wielkie państwowe inwestycje?
Czy „dobry czas” dla publicznej służby zdrowia jest w ogóle w Polsce możliwy, Czy politycy potrafią docenić znaczenie dobrego lecznictwa?
Jeden z byłych posłów (SLD) mierząc się niedawno z poważną chorobą (okazała się niestety śmiertelna) apelował do swoich kolegów polityków, którzy decydują o tym, jak ma wyglądać służba zdrowia – aby poleżeli parę dni w normalnym szpitalu, przyszli do kolejki w normalnej przychodni – jako zwykli nie uprzywilejowani pacjenci. Gdyby politycy, którzy dzisiaj zasiadają w sejmowych ławach odpowiedzieli na ten apel swojego kolegi, może „niedobry czas” dla służby zdrowia by się wreszcie skończył.
Krzysztof Bukiel 20 lipca 2017r.