„Nic, że droga wyboista, ważne, że kierunek słuszny” – w taki dowcipny sposób Wojciech Młynarski pokpiwał sobie z PRL –owskiej władzy i jej propagandy. Przekonywała ona Polaków, że ich codzienne życiowe trudności pojawiające się przy załatwianiu najprostszych spraw, to tylko przejściowe niedogodności na drodze do świetlanej przyszłości, która już, już miała nadejść, a której kierunek wytyczyła partia i rząd.
Słowa te przyszły mi na myśl po wywiadzie, jakiego parę dni temu udzielił premier Mateusz Morawiecki jednej ze stacji telewizyjnej. Stwierdził w nim m. innymi, że w polskiej służbie zdrowia dokonuje się właśnie „epokowa zmiana”, a rząd robi wiele aby „ten wielki tankowiec pod banderą służby zdrowia zszedł na bardziej właściwy kurs”. Jakiś czas temu były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wyraził podobny pogląd, ogłaszając, że sytuacja w publicznej ochronie zdrowia w Polsce jest tak dobra, jak jeszcze nigdy przedtem.
Z tym optymistycznym przesłaniem płynącym ze strony rządzących nijak nie chcą korespondować doświadczenia pacjentów, pracowników ochrony zdrowia, czy dyrektorów szpitali. Te ostatnie zadłużają się w tempie większym niż dotychczas, pacjenci – z nielicznymi wyjątkami – czekają na świadczenia w coraz dłuższych kolejkach, w coraz liczniejszych szpitalach zamykane są kolejne oddziały. Nie ma wątpliwości, że droga polskiej publicznej ochrony zdrowia jest faktycznie wyboista. Może zatem chociaż kierunek rzeczywiście słuszny?
Niestety o kierunku tak naprawdę nic nie wiadomo. Zgodnie z oficjalnym programem partii rządzącej publiczna ochrona zdrowia w Polsce ma przyjąć postać tzw. budżetowej służby zdrowia, a szpitale i inne placówki mają działać „dla misji”, nie „dla zysku”. Zlikwidowany ma być też Narodowy Fundusz Zdrowia, jako element „rynkowego” podejścia do lecznictwa. Program ten nigdy nie został odwołany, a jedynie „zawieszony” do następnej kadencji słowami prezesa PiS, wypowiedzianymi nieco ponad 2 lata temu. Jarosław Kaczyński dał w ten sposób do zrozumienia, że to on zdecyduje o kierunku zmian w publicznym lecznictwie, a ponieważ dzisiaj inne sprawy pochłaniają go o wiele bardziej, mamy stan swoistego zawieszenia. Nikt z polityków, ani ekspertów zdrowotnych PiS nie będzie się wypowiadał na ten temat zdecydowanie dopóki szef partii nie da odpowiedniego sygnału. W takiej sytuacji nie dziwi też fakt, że wielka, półtoraroczna debata „Wspólnie dla zdrowia”, która miała wytyczyć kierunek zmian w ochronie zdrowia przeminęła jakby bez echa i nie zakończyła się sporządzeniem konkretnego programu naprawy systemu, a jedynie zbiorem różnych rad.
Brak konkretnego pomysłu na to, jak powinien wyglądać system publicznej ochrony zdrowia w naszym kraju jest – moim zdaniem – ważniejszym problemem niż nawet wielkie jego niedofinansowanie. Trudno bowiem o jakieś racjonalne zachowania – ze strony wszystkich podmiotów systemu – gdy nie wiadomo co przyniesie jutro. Trudno też o jakąkolwiek merytoryczną dyskusję z udziałem tak przedstawicieli rządu, jak i środowisk ochrony zdrowia, gdy z góry wiadomo, że kto inny będzie podejmował decyzje w oparciu o sobie tylko znane motywy. Pewnie dlatego oficjalni przedstawiciele rządu i partii rządzącej odrzucają kolejne wezwania do merytorycznej dyskusji, a wszelkie sygnały o złej sytuacji w publicznej ochronie zdrowia bagatelizują i traktują jako wrogą, polityczną, antyrządową propagandę. 22 sierpnia zebrani w Naczelnej Radzie Lekarskiej przedstawicieli praktycznie wszystkich „interesariuszy” systemu publicznej ochrony zdrowia zaapelowali – po raz nie wiadomo już który – do Premiera Mateusza Morawieckiego o podjęcie merytorycznego dialogu ze środowiskami ochrony zdrowia w sprawie przyszłości publicznego lecznictwa oraz o pilne spotkanie w tej sprawie. Jak będzie tym razem odpowiedź?
Niedawno na twitterze marszałek senatu Stanisław Karczewski napisał w nawiązaniu do awarii oczyszczalni ścieków w Warszawie: „3 dni zajęło włożenie swojego ego do kieszeni prezydentowi Trzaskowskiemu, tyle samo dni zajęło mu zrozumienie, że ścieki zagrażają w takim samym stopniu wyborcom PiS jak i PO i że to nie polityczna rozgrywka a katastrofa zagrażająca Polakom mieszkającym wzdłuż Wisły, aż do Gdańska” . Z ubolewaniem trzeba stwierdzić, że rządowi PiS i jego ekspertom zdrowotnym (w tym lekarzowi, marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu) nawet 3 lat było za mało aby „włożyć swoje ego do kieszeni” i aby zrozumieć, że zła sytuacja w publicznej ochronie zdrowia zagraża w takim samym stopniu wyborcom PiS, jak i PO i że to nie polityczna rozgrywka, a katastrofa zagrażająca Polakom.
Opisując zatem sytuacja w polskiej ochronie zdrowia słowa mistrza Młynarskiego należałoby nieco zmienić: „nic, że droga wyboista, gorzej, że kierunek nieznany” .
Krzysztof Bukiel 02 września 2019