List Otwarty Regionu Pomorskiego OZZL
W sprawie odwołania Dyrektora Szpitala Specjalistycznego Św. Wojciecha
oraz sytuacji w systemie Ochrony Zdrowia
Przyglądając się ostatnim zawirowaniom wokół Pomorskiej Służby Zdrowia, zmianom kadrowym w obsadzie dyrektorów Szpitali, Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy przedstawia swoje głębokie zaniepokojenie oraz uzasadnione merytorycznie stanowisko a w odczuciu autora pisma również stanowisko ogromnej większości lekarzy oraz innych pracowników ochrony zdrowia naszego województwa. Czarę goryczy dopełniło odwołanie ze stanowiska pani Krystyny Grzeni, Dyrektora Szpitala na Zaspie.
Paradoksem jest, iż w obronie dyrektora, z którym OZZL toczył nieraz ostry spór staje związek zawodowy. Bynajmniej nie z tego powodu, iż dyr. Grzenia była przesadnie łaskawa dla związkowców czy szerszej ogółu pracowników. Osobiście miałem tę przyjemność (nie waham się tego słowa użyć) kilkakrotnej rozmowy z Panią Dyrektor i za każdym razem, mimo, iż w większości najważniejszych spraw nie mogliśmy dojść do porozumienia miałem nieodparte wrażenie, iż rozmawiam z fachowcem, osobą, która wie co mówi, której warto wysłuchać nawet wtedy, gdy się z nią nie zgadzam. Wrażenie takie nadmieniam, nad wyraz rzadkie, jeśli chodzi o decydentów różnego szczebla w naszej ochronie zdrowia, nieraz rozbawiających swoją nieporadnością i małymi kompetencjami. I tą osobę odwołano ze stanowiska.
Powodem jest różnica zdań, co do koncepcji rozwoju Szpitala na Zaspie. Stąd nasze pismo dotyczące właśnie tej koncepcji, forsowanej aktualnie przez Urząd Marszałkowski a narzuconej przecież z tzw. góry i mającej być remedium na finansowe bolączki całego systemu.
OZZL stoi w dziwnej sytuacji – przychodzi nam krytykować niejako własne dziecko, gdyż pomysł przekształcenia szpitali w podmioty prawa handlowego wywodzi się, co łatwo sprawdzić, z naszych szeregów. Koncepcja sformułowana przed laty na jednym ze zjazdów związku, zaistniała w przestrzeni publicznej, jako jeden z 4 postulatów gwałtownego strajku w ochronie zdrowia w roku 2006, jeszcze za czasów poprzedniej ekipy rządzącej. Nie chcemy kpić, ale jeśli od kogoś cokolwiek się przepisuje to należy to robić dokładnie, bo wychodzi to, co popularnie nazywa się bykiem. A właśnie z tym oględnie mówiąc, mamy do czynienia.
Dla szpitali, jako spółek prawa handlowego mówimy TAK, dla szpitali, jako spółek prawa handlowego w istniejącym porządku prawnym polskiej ochrony zdrowia jednoznacznie mówimy NIE!
W systemie tym tkwią rzeczy nieznane w gospodarce żadnego kraju w jakiejkolwiek formie ustrojowej od zarania dziejów. Nikt na to nie wpadł! Ale polski parlament owszem. Przykłady? Przedstawiamy:
Płatnik w systemie ochrony zdrowia, czyli NFZ określa wielkość zapłaty za usługę medyczną.
Tłumacząc z polskiego na nasze – ten, co płaci decyduje ile ma zapłacić!
O tym, że tak nie jest wie kilkuletnie
Wspaniała prosta odpowiedź. Tylko tak naprawdę nie wiadomo czy przypadkiem nie bardziej straszna niż zabawna. Po takiej reformie obejmującej wszystko, co nas otacza Polska i Polacy, całe społeczeństwo mogą ze spokojem udać się na drzewa – nasz kraj jest bankrutem!
Jednak według władz, Polska Służba Zdrowia widać nie z takim problemem sobie poradzi. Pogratulować koncepcji.
Nic dziwnego, że spośród 600 polskich szpitali tylko 24 zdecydowało się na proponowane przekształcenia. Entuzjazm aż bije w oczy. Nie ma, co się dziwić dyrektorom a w tym wypadku już prezesom spółek – poza wątpliwą nobilitacją w nazwie, ryzykują własnym osobistym majątkiem, nie mając przy tym żadnego wpływu na podstawowy parametr ekonomiczny, jakim jest przychód szpitala. Są skazani na dobrą lub złą (najczęściej) wolę ze strony płatnika, jakim jest NFZ. Tylko łagodnie ujmując, duży optymista lub osoba pozbawiona wyobraźni zechce ryzykować, przecież nie tylko swoim losem, ale również swoich pracowników.
Na pocieszenie władz wszystkich szczebli można dodać, iż gdyby zrobili wszystko według prawideł ekonomii i zdrowego rozsądku to i tak sytuacja finansowa byłaby niemal taka sama. Bo jest jeszcze przecież: PRAPRZYCZYNA KŁOPOTÓW istne de ja vu z PRL, czyli krótko mówiąc miliardy w błocie.
25 lat temu po zmianie systemu nikt nie wie, co ile kosztuje w ochronie zdrowia. Zdumiewające, ale niestety prawdziwe, 90% wydatków całej polskiej ochrony zdrowia to tzw. procedury medyczne a jest ich ok. 2300. Procedurą jest Np. jakakolwiek operacja, leczenie Np. zapalenia płuc czy zawału serca. Nikt nawet nie sprawia wrażenia, że jest zainteresowany kosztami tychże procedur. Ważna jest ich cena (jak w PRL) a ta jest w całkowitym oderwaniu od kosztów (też jak w PRL). Co prawda jest odpowiedni departament w Ministerstwie Zdrowia, ale jego wyliczenia mają się nijak do kosztów zliczanych na poziomie szpitali.
Płaci, a czasem nie płaci NFZ, do tego sam wycenia ile zapłaci (tego akurat nawet w PRL nie było). A że pieniędzy w systemie ciągle mało, to ceny są poniżej kosztów. Stąd stały dług szpitali. To jest regułą, od której są wyjątki, gdyż istnieją procedury przewartościowane – na jednej z nich tracimy ok. 1 miliarda PLN w skali roku. O tym nawet alarmują dziennikarze i jaki jest wynik? NIC! Można by rzec jesteśmy przebogatym krajem.
Jeśli do tego wszystkiego dodamy, iż 70% obywateli płaci składkę zdrowotną a reszta w imię swoiście rozumianych przywilejów stanowych, bo jak inaczej to nazwać tylko symboliczny ryczałt pieniężny, to mamy obraz finansowego upadku. Rozwiązanie takie gwałci konstytucyjną zasadę równości praw obywateli. Ktoś z polityków o tym mówi? Nie, bo przecież koalicja by się rozpadła. Lepiej niech padają finanse ochrony zdrowia. Lepiej przedstawić siebie, jako reformatorów a przeciwników, jako związkowych oszołomów niemających zielonego pojęcia o ekonomii.
Powstaje pytanie, dlaczego jest jak jest? Odpowiedź wbrew pozorom jest stosunkowo prosta. Ponieważ w świadomości polityków nie ma problemów ochrony zdrowia. Gdyby tak było wzięto by się za niego z powagą. A trzeba się przecież wykazać przed społeczeństwem, że coś się robi. Zwracamy uwagę na słowo „coś” powszechnie stosowane w wypadku prób reform, bo żeby wpadło do głowy komuś z decydentów by zamiast coś, można by zrobić dobrze, to nie uświadczysz. To powoduje, iż zalewani jesteśmy od lat festiwalem poronionych pomysłów, płynących z ministerstwa śniętych królewiczów, bo tak w naszej nomenklaturze nazywamy Ministerstwo Zdrowia. Do niedawna struktury samorządowe jakoś się opierały temu ekonomicznemu szaleństwu, ale widać już, że choroba się rozprzestrzenia. Byle tylko na chwilę oddalić od siebie groźbę, że trzeba będzie się zmierzyć z tą potencjonalnie niebezpiecznie społecznie sprawą – przetrzymamy jakoś te nasze rządy a potem zastąpią nas ci, którzy dzisiaj krytykują. Będzie można im przywalić, bo przecież ich kompetencje równają się naszym. Ktoś powie, że to ironia i szyderstwo. Tak, ironia to też broń.
Prawdopodobnie o części z tych spraw mówiła dyrektor Grzenia. Nie spotkało się to ze zrozumieniem. I nic dziwnego, bo ludzi mających rozsądek ubywa a już na pewno od dawna brakuje ich w naszym systemie ochrony zdrowia. Część sama odeszła, część się wyrzuca, bo nie pasują do koncepcji formułowanych przez profanów.
Myślę, że Pani Dyrektor nie do końca odrobiła jednej lekcji – władza ma zawsze rację nawet wtedy, gdy plecie androny. Ma rację z prostego powodu – bo jest władzą.
I to jest argument ostateczny. Lepszy niż żaden.
Jerzy Zadrożny
Vice Przewodniczący Regionu Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy
list także na stronie:
http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/995833,pis-zada-dymisji-hanny-zychcison-czy-wicemarszalek-wojewodztwa-zostanie-odwolana-z-funkcji,2,id,t,sa.html