Niedawno w „Menedżerze Zdrowia” ukazała się informacja, że zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości „Wyłączenie odpowiedzialności lekarzy za zawinione błędy powodujące negatywne, niekiedy ciężkie skutki dla pacjenta, koliduje z wynikającym z art. 68 ust. 1 konstytucji prawem do ochrony życia i zdrowia ”.
W ten sposób MS posłużyło się – znaną skądinąd – formułą: „chcielibyśmy wam nieba przychylić, ale nie możemy, bo to nie zależy od nas”. W tym przypadku tą przeszkodą nie do pokonania ma być Konstytucja RP i odpowiednie konstytucyjne prawo. Powoływanie się na Konstytucję, która czegoś tam zabrania lub coś tam nakazuje, jest – wg polityków – zabiegiem sprytnym i mającym zamknąć wszystkim usta. Wiadomo bowiem, że Konstytucja jest w państwie święta i łamać jej nikomu nie wolno.
Do pewnego stopnia to prawda. Jest jednak pewne „ale”. Otóż zasady konstytucyjne są z reguły dość ogólne i trzeba je jakoś „dopasować” czyli zinterpretować do określonego szczegółowego przypadku. W praktyce okazuje się, że te interpretacje mogą być niezwykle „elastyczne”. Do tego stopnia, że podobny problem, a nawet zupełnie taki sam może być zinterpretowany dokładnie odwrotnie. Twierdzę tak z własnego związkowego doświadczenia, na podstawie konkretnych przykładów.
Dawno temu, kiedy były jeszcze kasy chorych, OZZL złożył do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o uznanie za niekonstytucyjny przepis, określający kryteria wyboru „kontrahenta” – świadczeniodawcę przez kasę chorych. Przepis był niezwykle lapidarny, bo brzmiał m. więcej tak: kasa chorych wybiera najkorzystniejszą ofertę. Zarzucaliśmy przepisowi, że jest niezgodny z konstytucyjną zasadą państwa prawa, wymagającą m. innymi, aby przepisy były precyzyjne i nie pozwalały na dowolną ich interpretację co może rodzić nadużycia. A sformułowanie „najkorzystniejsza oferta” jest niezwykle nieprecyzyjne. Trybunał Konstytucyjny nie uznał naszych argumentów. Niewiele później, gdy kasy chorych zostały zastąpione przez NFZ i przepis powyższy mocno uszczegółowiono wprowadzając konkretne kryteria wyboru oferty (m. Innymi proponowaną cenę) do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek grupy posłów zarzucający temu przepisowi niekonstytucyjność – dokładnie z tego powodu, na który wskazał OZZL w swoim wcześniejszym wniosku, czyli, że jest to przepis nieprecyzyjny. Tym razem TK przyznał rację wnioskodawcom. Zatem przepis ogólny uznano za zgodny z konstytucyjną zasadę określoności (precyzyjności) prawa, a przepis bardziej szczegółowy, precyzyjny uznano za łamiący tę zasadę. Prawdopodobnie znaczenie miało KTO zgłaszał wniosek do TK.
Jeszcze bardziej „rozciągliwe” jest konstytucyjne prawo równości obywateli. Kiedyś OZZL wniósł do TK wniosek o uznanie, że zasada równości jest łamana przez to, iż lekarze, pracujący po normalnym czasie pracy – na dyżurach – nie mają zaliczonej tej pracy do czasu pracy, a przez to nie mogą być wynagradzani jak za nadgodziny, do których mają prawo inni pracownicy pracujący poza normalnym czasem pracy. Trybunał uznał, że uzasadnione jest niezaliczanie dyżuru do czasu pracy, bo w czasie dyżuru lekarz nie pracuje bez przerwy, a nawet może spać. Na nasz argument, że podobnie wygląda np. praca kuszetkowego w wagonie sypialnym, który też nie pracuje bez przerwy a nawet może spać, a mimo to cały ten czas wlicza się mu do czasu pracy – Trybunał stwierdził, że zasada równości oznacza, iż „równe prawo przysługuje równym podmiotom”, a lekarz to nie kuszetkowy, czyli nie są to podmioty równe a zatem ich prawa mogą być zróżnicowane, zwłaszcza ze względu na ważny interes społeczny. Tym „ważnym interesem” była w tym przypadku konieczność zapewnienia opieki lekarskiej, której by zabrakło – zdaniem TK – gdyby lekarzom zaliczano dyżury do nadgodzin. Najciekawsze jest to, że dzisiaj (dzięki dyrektywie UE) dyżury lekarskie są już zaliczane do czasu pracy i Polska przez to nie upadła, a szpitale nie przestały dyżurować.
Nie tylko TK dowolnie interpretuje konstytucję. Bardzo lubią to robić również politycy. Wspomniałem na wstępie o Ministrze Sprawiedliwości, ale z naszego OZZL-owskiego doświadczenia mógłby wymienić też inne przykłady. Wiele lat temu OZZL proponował wprowadzenie ustawy o płacach minimalnych dla lekarzy (i innych pracowników ochrony zdrowia). Od przedstawicieli wszystkich partii: i tych co wtedy były w rządzie i tych w opozycji, słyszeliśmy to samo: jest to niemożliwe, bo niezgodne z konstytucyjną zasadą równości. Jest jedna ustawowa płaca minimalna i nie można wprowadzać innych dla określonych branż. Mówił tak i poseł Latos z PiS i poseł Arłukowicz z PO. Przywołuję akurat te dwa nazwiska, bo pierwszy z nich był później – z ramienia partii rządzącej – szefem komisji zdrowia, gdy jego partia tę ustawę w końcu przegłosowała a drugi – jako przedstawiciel opozycji bardzo pomstował na rządzących że … stawki dla pracowników, są zbyt niskie (a nie – jak by się można było spodziewać, że ustawa jest niekonstytucyjna). Ustawa obowiązuje od 5 lat i nikt o jej niekonstytucyjności nawet się nie zająknął.
Po co to wszystko piszę i jaki z tego wniosek?
Argumenty Ministra Sprawiedliwości, że system no fault jest niekonstytucyjny są „funta kłaków warte”. Są tylko wymówką, aby nie podejmować merytorycznej dyskusji nad tym problemem. Możemy je zignorować i dalej zabiegać o dyskusję na ten temat. A powołując się na konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia i życia możemy wyciągnąć wniosek dokładnie odwrotny od tego, co chciał nam wmówić minister sprawiedliwości. Otóż należy wprowadzić system no-fault, bo dzięki temu lekarze będą śmielej zgłaszać popełnione błędy, co pozwoli na dyskusję nad ich przyczynami i przyczyni się do ich uniknięcia w przyszłości. To z kolei pozwoli na uratowanie zdrowia i życia wielu ludzi, którzy w przeciwnym razie by umarli. Dzięki temu lepiej (niż obecnie) zabezpieczone będzie konstytucyjne prawo do ochrony życia i zdrowia Polaków.
Krzysztof Bukiel 25 maja 2022.