28 stycznia 2016

 

Dwa oblicza planowania.  Komentarz aktualny.  

 

Czy planowanie jest potrzebne w wolnorynkowej działalności gospodarczej, czy do niej pasuje?  Oczywiście – tak. Przedsiębiorca musi analizować (zastaną sytuację), przewidywać (ewentualne zmiany), oceniać (swoje dotychczasowe działania), a  w końcu – planować (dalsze kroki). Planują chyba wszyscy odpowiedzialni przedsiębiorcy. Trudno zatem powiedzieć, że planowanie jest złe, albo, że jest sprzeczne z działalnością gospodarczą lub zasadami wolnego rynku. A jednak gospodarkę „planową”, prowadzoną w tzw. krajach socjalistycznych traktowano jako odwrotność gospodarki wolnorynkowej. Faktyczne efekty tej gospodarki także były odwrotne od efektów gospodarki wolnorynkowej. Zamiast mnogości towarów mieliśmy (w PRL) ich niedobór, zamiast niskich cen – wysokie, zamiast dobrej jakości – „bylejakość”.   

 

Co powoduje, że planowanie w gospodarce wolnorynkowej przynosi dobre skutki, a w gospodarce socjalistycznej złe? Powodem jest – oczywiście – ten, kto planuje. W gospodarce rynkowej planuje bardzo wiele osobnych podmiotów (przedsiębiorców) prowadzących na własne ryzyko działalność gospodarczą. Są oni samodzielni,  niezależni i konkurują z innymi przedsiębiorcami. Tworząc plany dla swojego biznesu uwzględniają stale zmieniającą się sytuację, działania konkurencji, swoje możliwości. W gospodarce „socjalistycznej” planuje rząd albo wąskie grono urzędników. Nie ryzykują oni swoimi pieniędzmi, nie ponoszą osobistej odpowiedzialności i – w większości przypadków – nie są prawdziwymi ekspertami w dziedzinie, którą się zajmują. Patrzą na świat „z góry” zza stołu i kreślą plany, które – przede wszystkim – muszą ładnie wyglądać na papierze, ale niekoniecznie pasują do rzeczywistości.

 

W polskiej publicznej służbie zdrowia, która od 15 lat ma – według rządowej propagandy – rynkowy charakter, normalne „biznesowe” planowanie nie było i nie jest możliwe. Przyczyną tego jest nieprzewidywalne otoczenie, w jakim znajdują się „przedsiębiorstwa lecznicze”. Publiczny płatnik może „z dnia na dzień” dowolnie zmienić ceny na dane świadczenia albo ich definicję,  powodując, że staną się one nagle wybitnie opłacalne, albo – przeciwnie – deficytowe. Może też stwierdzić niespodziewanie, że nie potrzebuje już więcej określonych świadczeń, nawet jeżeli potrzeby pacjentów nie są w tej dziedzinie zaspokojone. Może też nagle zmniejszyć przyznane limity lub je zwiększyć. Na planowanie – w takiej sytuacji – pozwalają sobie tylko najwięksi lub najbardziej wpływowi „gracze”, potrafiący odpowiednio wpłynąć na NFZ aby przyznał im kontrakt, odpowiedni limit albo dobrze wycenił dane świadczenie. Pewnie dlatego niektóre dziedziny medycyny rozwinęły się w polskiej publicznej ochronie zdrowia zadziwiająco dobrze, a inne pozostają w złej kondycji. Te dysproporcje są powszechnie dostrzegane i źle oceniane.

 

Wydawałoby się zatem, że aby naprawić tę chorą sytuację należy umożliwić normalne biznesowe planowanie wszystkim konkurującym ze sobą podmiotom, prowadzącym na własne ryzyko leczniczą działalność gospodarczą. Stałoby się tak, gdyby otoczenie, w jakim te podmioty funkcjonują uczynić przewidywalnym, gdyby wprowadzić przejrzyste i merytoryczne zasady wyceny świadczeń i zrezygnować z ich limitowania, realizując zasadę, że pieniądze „idą za pacjentem”.

Rządzący jednak nie chcą iść tą drogą. Dysproporcje i dysharmonię w rozwoju publicznej służby zdrowia chcą zlikwidować przez planowanie ale nie oddolne – „biznesowe” lecz odgórne – „urzędnicze”. „Najpierw zrobi się mapy potrzeb zdrowotnych obywateli, a później dostosuje do nich sieć szpitali” – zapowiedział niedawno wiceminister zdrowia. W przyszłości – kto wie – może plany obejmą też przychodnie i poszczególne poradnie lekarskie ?  

 

Oj, żeby się po latach nie zdziwili, że efekty ich planowania przypominają efekty gospodarek planowych.

 

Krzysztof Bukiel 29 stycznia 2016   

 

 

Uzupełnienie, czyli przykład z życia wzięty:

Aby pokazać czym w praktyce różnią się wymienione wyżej sposoby planowania, zwłaszcza w kontekście zapowiadanych map potrzeb zdrowotnych i sieci szpitali warto odnieść się do informacji prasowej, jaka właśnie się pojawiła, a dotyczy nowego, prywatnego szpitala w Kluczborku (  http://www.mp.pl/chirurgia/aktualnosci/show.html?id=136686&utm_source=strona_glowna&utm_medium=MP&utm_content=aktualnosci)

Szpital ten ma m. innymi oddział neurochirurgii. Jak wyjaśnił w czwartek prezes spółki, będącej właścicielem szpitala: ”specjalizacje medyczne, na które postawiła placówka, zostały wybrane na podstawie analiz tych obszarów usług medycznych, które są na Opolszczyźnie deficytowe”

Planowanie „oddolne”, biznesowe, wskazało zatem na potrzebę i potencjalną opłacalność zbudowania nowoczesnego oddziału neurochirurgii (z neuroonkologią), a co na to planowanie odgórne? Odpowiedzi udzielił wicemarszałek woj. Opolskiego, odpowiedzialny za funkcjonowanie służby zdrowia. Przyznał on, że szpital jest „imponujący i rewelacyjnie wyposażony”. „Problem jest natomiast z finansowaniem świadczeń w tym szpitalu”. Jak dodał, „nikt nie ma wątpliwości”, iż otwarty obiekt jest ważny, potrzebny i potrzebne są świadczenia neurochirurgiczne, które może on świadczyć. „Przeszkodą jest natomiast zbyt mała ilość pieniędzy w systemie ochrony zdrowia, które można na te świadczenia przeznaczyć”. 

I tutaj jest istota całego problemu: planowanie oddolne uwzględnia faktyczne potrzeby zdrowotne, planowanie odgórne (mapy zdrowotne, sieć szpitali) – uwzględnia te „potrzeby zdrowotne”, na które są środki.