Chocholi taniec.
Na kongresie programowym partii, która przymierza się do przejęcia władzy w Polsce stwierdzono, że głównym problemem publicznej służby zdrowia w naszym kraju jest sposób jej finansowania. Zatem zasadniczą zmianą zapowiadaną przez tę partię ma być likwidacja NFZ i przejęcie finansowania lecznictwa przez budżet państwa. Ma to wzmocnić społeczny nadzór nad wydawaniem publicznych pieniędzy przeznaczonych na lecznictwo. Uzupełnieniem powyższych zmian będzie wprowadzenie „sieci” szpitali, przywrócenie „medycyny szkolnej” oraz zwiększenie nakładów na służbę zdrowia.
Można przypuszczać, że powyższy program stworzyła osoba, która nie zna mechanizmów funkcjonowania obecnego systemu publicznej ochrony zdrowia i nie potrafi powiązać obserwowanych skutków z przyczynami albo taka, której nie chodzi wcale o poprawę funkcjonowania opieki zdrowotnej. Program skupia się bowiem głównie na symbolach i hasłach, nie przywiązując przy tym wagi do rzeczywistych skutków zapowiadanych zmian. Dowodem jest np. zapowiedź zmiany źródła finansowania lecznictwa z pozostawieniem dotychczasowej składki zdrowotnej. Zamiast do NFZ trafiać ona teraz będzie do budżetu państwa. Nie usunie się zatem głównych wad obecnego sposobu gromadzenia środków na publiczną ochronę zdrowia jakimi są: skomplikowany sposób obliczania i poboru składki, niesprawiedliwe obciążenie składką różnych grup ubezpieczonych, pozostawienie części społeczeństwa poza systemem. W istocie zatem zmiana, która ma być „koronnym” punktem programu będzie tylko zmianą pozorną. Również pozorna będzie zmiana płatnika z NFZ na wydziały urzędów wojewódzkich. Skoro pozostanie ten sam sposób kontraktowania świadczeń i te same uwarunkowania, to jedynym efektem likwidacji NFZ będzie zmiana szyldów i pieczątek oraz – najprawdopodobniej – osób zarządzających.
Program nie wskazuje żadnych konkretnych rozwiązań najbardziej palących problemów publicznej ochrony zdrowia: kolejek do leczenia, administracyjnego limitowania świadczeń, zadłużania szpitali, niesprawiedliwie niskich wynagrodzeń pracowników medycznych, niedoboru kadr medycznych. Pozostawia natomiast wątpliwości i niedomówienia co do tego, jak w praktyce ma być realizowana idea „sieci szpitali” i – zapowiadane między wierszami – uprzywilejowanie publicznych placówek ochrony zdrowia.
Jedynym konkretnym i mogącym przynieść pozytywny efekt punktem programu jest zapowiedź zwiększenia publicznych nakładów na lecznictwo. Nie wiadomo jednak, czy ten wzrost nie zostanie „skonsumowany” przez kosztowne zmiany „symboli”, szyldów i pieczątek oraz dofinansowanie publicznych placówek i „sieciowych” szpitali, które – jak można się domyślać – nie będą poddane pełnym rygorom ekonomii.
Na koniec refleksja, której trudno się oprzeć, zwłaszcza teraz – „w przededniu” referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej: We wspomnianej partii są – oprócz „rasowych” polityków – także lekarze, którzy niedawno jeszcze wykonywali swój zawód albo nadal go wykonują i dobrze znają wszystkie subtelności obecnego systemu. Z pewnością widzą oni, iż program reformy służby zdrowia przedstawiony przez ich ugrupowanie nie przyniesie rozwiązania żadnego poważnego problemu i jest – przede wszystkim – zbiorem pustych haseł. A jednak nie słychać z ich strony protestu, prób wprowadzenia jakichś zmian czy uzupełnień. Dlaczego? W partiach obywa się teraz ważny proces „typowania” nazwisk na listy wyborcze i na poszczególne pozycje. Każdy kandydat na posła wie, że zbyt śmiałe dyskusje dotyczące programu partii mogą skończyć się nieuwzględnieniem go na liście wyborczej. Gdyby ordynacja wyborcza była oparta o JOW, wówczas to partia zabiegałaby o dobrego kandydata, a nie kandydat o partię. Wewnątrzpartyjna dyskusja byłaby wtedy nie tylko możliwa ale wręcz zalecana – aby lepiej dostosować się do oczekiwań wyborców. Nieuwzględnienie przez partię słusznych uwag mogłoby bowiem skutkować samodzielnym startem określonego kandydata, który miałby możliwość dostania się do parlamentu bez udziału partii. Po raz kolejny widać zatem, że sposób wybierania posłów ma bardzo praktyczny aspekt i powoduje bardzo praktyczne skutki. Również dla służby zdrowia i lekarzy. Dlatego 6 września zagłosuję w referendum za JOW.
Krzysztof Bukiel