16 października 2010r.
Blondynka i samochód. Dla MZ.
Ewa zawsze marzyła o wielkim samochodzie. Takim, żeby – jak się do niego wsiądzie – miało się poczucie ważności, potęgi i władzy. Niestety nie stać jej było na taki samochód – nowy. Musiała kupić stary, przechodzony z rdzą na karoserii i niespodziankami pod maską.
– Nie kupuj takiego auta – radzili Ewie znajomi i przyjaciele. – Nie dasz rady go utrzymać. Będziesz go tylko w kółko naprawiać, a na paliwo i olej stracisz majątek.
Ale Ewka nie słuchała.
– Dam sobie radę. Jestem „twarda baba”. Jak coś sobie postanowię, to doprowadzę do końca.
I kupiła. Auto zżerało paliwa jak smok, a oleju tyle, co normalny samochód benzyny. Ale jechało. Ewa się nie przejmowała. Co tam, pomyślała, narzucę sobie limity – 3 kilometry dziennie i na benzynę na pewno mi starczy. Jednak nie starczyło. Trudno było zmieścić się w tak drastycznych ograniczeniach. Jeździła więcej i szybko się zadłużyła. Trzeba jednak go naprawić – zdecydowała. I pojechała do warsztatu….. wymienić lampy na „diody”. Są oszczędniejsze niż tradycyjne, więc na pewno auto będzie mniej spalać – pomyślała Ewa. Poza tym – ten wygląd… A że jest kobietą zdecydowaną – jak postanowiła, tak zrobiła,. Niestety niewiele to pomogło. Samochód jeździł coraz gorzej, a w dodatku zaczęło coś w nim stukać. To ma być komfort jazdy?! – Zdenerwowała się Ewka. Trzeba coś z tym zrobić. I znowu pojechała do warsztatu. Tym razem kazała zmienić … fotele. Zmieniła ich kształt, dała skórę na obicie. Wreszcie można się było poczuć jak w prawdziwej limuzynie.
– A może jeszcze dołożymy aparaturę audio? – zasugerował grzecznie mechanik, widząc błysk w oczach Ewy. – To dopiero będzie komfort! Poczuje się pani jak w sali koncertowej, tyle, że wygodniej – przekonywał.
– Racja – stwierdziła Ewa. – Prawa kierowcy są najważniejsze, a najważniejszym prawem kierowcy jest jego komfort.
Zapłaciła sporo, ale się opłaciło. Teraz rzeczywiście siedziało się wygodnie. A dźwięk…. jak w raju. Tylko z jazdą były coraz gorzej. Od czasu do czasu samochód po prostu stawał i z trudem dawał się uruchomić.
No, koniec zabawy – pomyślała Ewa. Tym razem trzeba się za niego wziąć porządnie. Przeprowadzę prawdziwą ofensywę i naprawię wszystko. Samochód po raz kolejny znalazł się w warsztacie.
– Na początku go polakierujemy – niech wygląda jak nowy – zdecydowała Ewa. – Przykryjcie dobrze tę rdzę na karoserii – zagadnęła do mechanika. – Następnie wymyjcie silnik i podwozie. Znikną te zacieki od oleju i smarów, paskudne ślady po nieszczelnościach. Później wymieńcie wszystkie uszczelki – zmniejszy się zużycie paliwa. Na końcu cofnijcie licznik. Samochód z mniejszym przebiegiem musi przecież lepiej jeździć.
Ewa była z siebie zadowolona. Ale przyjaciele i znajomi zafrasowali się nie na żarty.
– Ewcia – nie tędy droga – przekonywali. – Ty naprawiasz wszystko, ale nie to, co potrzeba i nie w tej kolejności. Najpierw napraw silnik. To on jest główną przyczyną twoich problemów. Bez sprawnego silnika auto nie pojedzie.
Ewa jakby się troszkę zasmuciła:
– Naprawdę? Mówicie poważnie czy straszycie mnie tylko?
Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się znowu uśmiech:
– A, to nic. Najwyżej podpicuje się brykę trochę i sprzeda.
Krzysztof Bukiel , 16 października 2010r.