19 sierpnia 2021

 

 

dostępny w internecie na stronie menedżera zdrowia:  tutaj 

oraz pełna treść poniżej: 

 

19 lipca 2021

A kogo? dla MZ

Fundacja Ewy Błaszczyk zajmującą się rozwiązywaniem problemów osób w śpiączce nosi nazwę „Akogo”. Ta dziwna nazwa, to początek zwrotu: A kogo to obchodzi? To właśnie uświadomiła sobie aktorka, gdy szukała pomocy dla swojej córki i innych osób, będących w stanie długotrwałej śpiączki. A kogo to obchodzi? Ta myśl przychodzi mi natrętnie od pewnego czasu, gdy obserwuję wszystko to, co dzieje się z publiczną ochroną zdrowia, a ostatni rok tylko tę refleksję wzmocnił.

Na pewno nie obchodzi to polityków. Obecnie rządzący dowiedli tego dobitnie i wielokrotnie, przeznaczając dziesiątki i setki miliardów złotych na inne cele niż ochrona zdrowia, chociaż ta „zdycha” z niedofinansowania od lat. Zamiast pieniędzy obiecali poprawę w przyszłości. Podobnie było z płacami personelu medycznego, mimo, że wiadomo, że złe warunki pracy i płacy pogłębią jeszcze bardziej niedobór medyków w publicznych szpitalach, a gdy nie ma medyków, nie ma też leczenia. Równie źle o rządzących świadczy ich propozycja zmian w ochronie zdrowia, sprowadzająca się do zasady: więcej centralizmu, etatyzmu i ręcznego sterowania. Chociaż doświadczenia okresu „komuny” dowodzą, że taki system jest skrajnie niewydolny, nieprzyjazny pacjentom, oferujący usługi słabej jakości to rządzący nie przejmują się tym i prą w tym kierunku konsekwentnie. Jeden z byłych prezesów NFZ ocenił to jako „skok na kasę” który będzie możliwy, gdy przez jedne ręce przechodzić będą zamówienia dla wszystkich szpitali na sprzęt, inne wyposażenie, remonty, leki itp. Jestem skłonny mu uwierzyć.

Opozycja nie wykazuje większego zainteresowania publicznym lecznictwem niż rządzący. Krytykuje oczywiście brak takich czy innych działań rządu, ale nie przedstawia w zamian żadnego programu naprawy lecznictwa. Jej propozycje ograniczają się do doraźnych interwencji w sprawach, które wywołują najwięcej emocji. Poraża wręcz brak znajomości realiów publicznej ochrony zdrowia i jej rzeczywistych problemów. Symboliczne było wystąpienie aspirującego do roli lidera opozycji szefa jednego z nowych ugrupowań. Zaproponował on m. innymi, aby lekarze rodzinni dzwonili do chorych, przypominając im o badaniach, umawiali za nich wizyty u specjalistów i przyjęcia do szpitala.

Stan publicznej ochrony zdrowia niewiele też – jak sądzę – obchodzi ekspertów. System sprawny, funkcjonalny nie potrzebowałby ciągłej naprawy, a przecież eksperci z tego żyją. Poza tym zauważyli pewnie to, do czego przyznał się jeden z przedstawicieli rządu, że rządzący zatrudniają takich ekspertów, którzy się z nimi zgadzają. Dlatego słabo słychać ekspercką krytykę zamiaru skrajnej etatyzacji ochrony zdrowia. Pojawiło się za to wiele opracowań, mających na celu uszczegółowienie pomysłów rządowych i nadanie im pozoru profesjonalnego planu.

A organizacje pacjentów? Część z nich finansowana przez firmy farmaceutyczne lub firmy produkujące określone produkty, przypomina grupy lobbystyczne, które upominają się o refundację tego czy innego leku lub sprzętu, o wprowadzenie określonego programu lekowego itp. Są to działania, które przynoszą korzyści określonym grupom pacjentów, ale trudno mówić tutaj o działaniach na rzecz sprawnego systemu jako całości, raczej o „wyrywaniu” z tej niesprawnej „machiny” tyle co można dla „swoich”. Od tych organizacji pacjentów, które są finansowane (w części lub niemal w całości) przez rząd, trudno się spodziewać innych działań niż popieranie rozwiązań rządowych lub ich „kosmetyczna” krytyka.

Związki zawodowe tradycyjnie ocenia się jako wyłącznie roszczeniowe. Nikt zresztą niczego innego od nich nie oczekuje. Kiedy w roku 2007 w czasie ogólnopolskiego strajku lekarzy spotkałem się z premierem Kaczyńskim i próbowałem mu przedstawić propozycje OZZL odnośnie sprawnego systemu publicznej ochrony zdrowia, w którym również oczekiwania płacowe lekarzy byłyby zaspokojone, przerwał mi zniecierpliwiony w takich mniej więcej słowach: „A dlaczego pan nie mówi o waszym strajku i postulatach strajkowych”? Czy po takiej „lekcji” jakiś związek zawodowy zechce się jeszcze przejmować całym systemem, czy może raczej ugruntuje się na pozycjach wyłącznie roszczeniowych?

Może chociaż tzw. zwykłych ludzi obchodzi w jakim stanie jest publiczne lecznictwo? Przecież to ich – ostatecznie – dotknie najbardziej jego niesprawność. Ostatni rok, gdy obowiązuje „stan epidemii” ostatecznie pozbawił mnie złudzeń i co do tego. Prawie 100 tysięcy „nadmiarowych zgonów”, nie spowodowanych – wbrew temu co chciałby minister zdrowia – koronawirusem, ale niewydolną służba zdrowia „zamrożoną” przez rządzących, nie wywołało w kraju masowych protestów i manifestacji, ani nawet żądania dymisji ministra. Ludzie przyjęli to „ze zrozumieniem” i pokorą – „jak barany prowadzone na rzeź”. Żadnej większej reakcji nie powodują też – niemal codzienne – informacje o zamykanych szpitalach i oddziałach szpitalnych spowodowanych brakiem personelu.

Sytuacja nie jest optymistyczna. Płynie z niej jedna nauka: Na państwową publiczną ochronę zdrowia nie licz, dbaj o zdrowie, nie pal, nie pij, nie tyj, ćwicz i zachowuj kondycję fizyczną, odkładaj pieniądze „na czarną godzinę”, ewentualnie staraj się o znajomości wśród lekarzy. No, chyba, że pojawi się jakiś pasjonata na stanowisku ministra, na wzór pani Ewy Błaszczyk i nikt mu w naprawie publicznego lecznictwa nie przeszkodzi.

Krzysztof Bukiel 19 lipca 2021.