17 kwietnia 2009

 

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy od samego początku swojego istnienia, prowadził działalność na dwóch polach. Po pierwsze – działalność roszczeniową, polegająca na tym, aby w obowiązującym systemie prawnym wywalczyć jak najlepsze warunki płacy i pracy dla lekarzy. Po drugie – działania na rzecz zmiany systemu opieki zdrowotnej w kierunku – generalnie – rynkowym. O ile ten pierwszy rodzaj działalności nie budził nigdy wątpliwości członków OZZL, o tyle ten drugi miał zawsze pewną grupę przeciwników. Twierdzili oni, że nie jest zadaniem związku zawodowego, ani lekarzy proponowanie rozwiązań systemowych dla ochrony zdrowia i zajmowanie się jej reformą. Lekarz powinien leczyć ludzi i być za to sprawiedliwie wynagradzanym, a związek zawodowy powinien jedynie dbać o interesy lekarzy.

 

Doświadczenia ostatnich 3 lat, gdy udało się wreszcie poprawić nieco wynagrodzenia lekarskie, wydają się być mocnym argumentem za tego typu rozumowaniem. Stało się to bowiem nie przez jakiekolwiek zmiany systemowe, nie przez wytrwałe namawianie polityków do wprowadzenia koniecznych reform, ale tylko i wyłącznie dzięki „tępej sile” strajku lub masowych rezygnacji z pracy przez lekarzy.

Czy jednak wnioski z tych wydarzeń są tak jednoznaczne ? Mam wątpliwości.

Rządzący – po okresie pewnego oszołomienia – przystąpili bowiem do powolnego odkręcania lekarskich „zdobyczy”. Przychodzi im to tym łatwiej, że strajki nie naruszyły w niczym głównej zasady funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce, która polega na nieskrępowanym stosowaniu wyzysku „z góry w dół”: Politycy ustalają dowolnie niskie nakłady na lecznictwo i deklarują, że zapewnią za to wszystkim bezpłatne leczenie w nieograniczonym zakresie, a następnie zmuszają NFZ do realizacji tego utopijnego celu. NFZ z kolei ustala dowolnie niskie ceny za refundowane świadczenia zdrowotne i zmusza dyrektorów szpitali do przyjęcia niekorzystnych warunków kontraktów. Dyrektorzy „przenoszą” ten wyzysk na pracowników, dyktując im dowolnie niskie płace. W całym tym systemie nie ma żadnego mechanizmu równoprawnych negocjacji między zainteresowanymi stronami. Dopiero gwałtowny niepokój społeczny może zaburzyć ten dobrze pomyślany układ.

Taki właśnie efekt przyniosły protesty i strajki lekarskie w ostatnich latach. Gdy w końcu wygasły, ponownie ujawnił się – wbudowany w system – mechanizm wyzysku, dając o sobie znać może nie tak gwałtownie, ale za to skutecznie. Znowu słyszymy z różnych stron, że szpitali nie stać na takie płace dla lekarzy, bo „twarde prawa ekonomii”, bo „ograniczone możliwości NFZ” , bo „trzeba ratować polskie szpitale.” itp., itd. Prezes NFZ i minister zdrowia dali wprost do zrozumienia, że przez wysokie – ich zdaniem – płace lekarzy, pacjenci nie będą tak dobrze leczeni, jak by mogli. Dyrektorzy niektórych szpitali, ośmieleni tymi wywodami  i zmuszeni faktyczną sytuacją finansową swoich placówek oraz presją organów założycielskich, zaczęli wypowiadać porozumienia płacowe, zawarte z lekarzami w wyniku strajków. Nie przyjmują nawet do wiadomości faktu, że prawo (kodeks pracy, ustawa o związkach zawodowych, ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych) nie przewiduje w ogóle możliwości jednostronnego wypowiedzenia porozumienia zawartego w wyniku sporu zbiorowego. Dyrektorzy uznają się jednak za całkowicie usprawiedliwionych przez warunki „zewnętrzne”, na które nie mają wpływu. Twierdzą też, że związek zawodowy reprezentujący lekarzy, forsując zbyt wysoki  – ich zdaniem – poziom płac dla lekarzy, naruszył zasady współżycia społecznego i wykorzystał swoje prawo w sposób sprzeczny z jego społeczno gospodarczym przeznaczeniem.

Takie właśnie argumenty przedstawił lekarzom i OZZL dyrektor szpitala w Ciechanowie, wycofując się z zapisanego w porozumieniu strajkowym stopniowego wzrostu płac do 3 średnich krajowych dla specjalisty i proponując obniżkę pensji o ok. 1600 zł miesięcznie. Dyrektor zapewne liczy, że Sąd – w przypadku  sporu – przyzna mu rację, bo przecież to nie on – dyrektor, ale system opieki zdrowotnej nie pozwala na takie płace dla lekarzy. On tylko dostosowuje się do funkcjonujących mechanizmów.  

Tutaj dochodzimy do ostatecznego wniosku: Możemy – jako OZZL i lekarze – uznać, że to nie nasza sprawa, jak zorganizowana jest ochrona zdrowia w Polsce, byleby tylko zapewniła lekarzom odpowiednią pozycję. Musimy jednak wówczas liczyć się z tym, że zdobycie tej pozycji wymagać będzie od nas niesamowicie wielkiej determinacji, mobilizacji i wspólnego działania. Na tym jednak nie koniec, bo za jakiś czas trzeba będzie to wszystko powtórzyć znowu i znowu, i tak dalej, i tak dalej. Będziemy funkcjonować od strajku do strajku, narażając się przy tym na ataki ze strony rządzących, mediów, społeczeństwa. Dlatego łatwiej jednak – mimo wszystko – raz zmienić system opieki zdrowotnej i uczynić go układem samoregulującym się, w którym pozycja lekarza nie wynika z dobrej woli dyrektora, szefa NFZ czy ministra zdrowia, ani ze strajkowej determinacji lekarzy, ale z tego, jak wysoko jego pracę oceniają poszczególni pacjenci i społeczeństwo jako całość. Warto też nadal zabiegać o takie zmiany.

Krzysztof Bukiel

Stargard Szczeciński 13 marca 2009 r.