Po co nam lotnisko pod Łodzią, skoro jest lotnisko w Berlinie? W takich, mniej więcej, słowach prominentny działacz największej partii opozycyjnej skrytykował jakiś czas temu pomysł rządu, aby zbudować Centralny Port Komunikacyjny. Przedstawiciele partii rządzącej szybko podchwycili te słowa i powtarzali je przy licznych okazjach, aby pokazać brak patriotyzmu u wspomnianego działacza i owej formacji politycznej jako całości. Jak można bowiem nie dbać o właściwy rozwój własnej ojczyzny, zadawalając się jedynie tym, co oferuje zagranica?
Nie przypuszczali pewnie przedstawiciele partii rządzącej, że ów bicz kręcony na opozycję, kręcą również na siebie. Ostatni pomysł rządu na zapewnienie odpowiedniej liczby lekarzy w Polsce można bowiem sprowadzić do podobnego stwierdzenia: Po co nam lekarze z Polski, skoro są lekarze z zagranicy? Pomysłem tym jest odpowiednia ustawa („o zapewnieniu kadr medycznych”), przyjęta przez Sejm i rozpatrywana teraz w Senacie. Wprowadza ona (na stałe!) tak wielkie ułatwienia dla osób spoza UE, chcących pracować jako lekarze w Polsce, że łącznie z innymi działaniami rządu daje to podstawy do przypuszczeń, że to właśnie „import” lekarzy zagranicznych jest sposobem rządzących na zapewnienie odpowiedniej liczby lekarzy w Polsce.
Tymi „innymi działaniami” rządu jest chociażby blokowanie postępu w rozmowach między OZZL a MZ w sprawie podwyższenia tzw. współczynnika pracy dla lekarzy specjalistów w ustawie z dnia 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Współczynnik pracy ustala relacje między wysokością minimalnej płacy zasadniczej zawodów medycznych, a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce za rok ubiegły. Dla lekarza specjalisty wynosi on 1,27 i w ocenie OZZL jest zdecydowanie zbyt niski, nie odpowiadający randze zawodu, wykształceniu, odpowiedzialności, trudom wykonywania pracy związanej z ratowaniem życia i zdrowia ludzkiego, ciągłemu stresowi z tym związanemu, konieczności stałego dokształcania się i związanym z tym kosztom, a w końcu – ocenie (i wycenie) społecznej tego zawodu. Nieprzedstawienie przez Ministerstwo Zdrowia swojej propozycji w tym względzie od ponad pół roku (trudno epidemię uznać za przeszkodę nie do pokonania) świadczy, że rządzący – zapewne – nie widzą potrzeby poprawy warunków wynagradzania lekarzy specjalistów w Polsce. Mogłoby to się wydawać dziwne w sytuacji, gdy niskie płace (obok złych warunków pracy i specjalizowania się) są jednym z powodów zbyt małej liczby lekarzy w Polsce, z czym Rząd RP chce – jak twierdzi – walczyć. Można domniemywać, że taka nonszalancka postawa rządzących w tej sprawie (wspomnijmy też pamiętne: „niech jadą”) może wynikać właśnie z tej przyjętej zasady: „Po co nam lekarze z Polski, skoro są lekarze z zagranicy?”.
We wspomnianej ustawie magnesem, który ma przyciągnąć osoby zza granicy do pracy w roli lekarza w Polsce mają być nie dobre warunki pracy, nie wysokie wynagrodzenia, nie łatwość szkolenia podyplomowego i zdobywania specjalizacji, ale …. bardzo niskie wymagania, zarówno co do znajomości języka polskiego, jak i kwalifikacji zawodowych. Nietrudno zgadnąć, że taki „magnes” przyciągnie nie dobrych specjalistów, (źle wynagradzanych w swojej ojczyźnie), nie osoby zdolne, młode, chcące się dalej kształcić w zawodzie (mające w tym względzie trudności w swoim kraju), ale głównie takie, które przy normalnych wymaganiach nie zdołałyby pracy lekarza w Polsce zdobyć. Dodatkowym efektem przyjętych rozwiązań będzie zatem obniżenie jakości świadczeń lekarskich w Polsce czemu sprzyjać będzie też nasilona emigracja lekarzy polskich, zmęczonych latami walki o lepsze warunki pracy, płacy i szkolenia się w swojej ojczyźnie. Czy „polski pacjent”, który jest na ustach wszystkich niemal polityków nie zasłużył na to, aby leczył go polski lekarz: dobrze wykształcony, odpowiednio wykwalifikowany, zadowolony z warunków swojej pracy? Jak można nie dbać o właściwy rozwój własnej ojczyzny, zadawalając się jedynie tym, co oferuje zagranica?
Krzysztof Bukiel 8 grudnia 2020r