12 czerwca 2017

 

 

Felieton z ostatniego numeru Ogólnopolskiego Przeglądu Medycznego: http://opm.elamed.pl/aktualny-numer 

 

oraz jego treść poniżej:

 

Dzieci gorszego Boga ?  Dla OPM

Niedawno ukazała się informacje o podwyżce płac dla żołnierzy, już drugiej za kadencji obecnego rządu.  Nie mówimy tutaj o kadrze oficerskiej bo ona ma gwarantowaną rewaloryzację wynagrodzeń zgodnie z ustawowo określonymi wskaźnikami. Podobnie jest w przypadku sędziów, prokuratorów, służby więziennej, policji. Są to dziedziny, w których zakazane jest prowadzenie strajków i owa rewaloryzacja stanowi zapewne rekompensatę za ten zakaz. Jest też wyrazem uznania rządzących dla osób zatrudnionych w tych sferach. Inne działy budżetówki nie mają już tak dobrze, ale i u nich ustalone są – w postaci tzw. siatki płac – minimalne stawki na poszczególnych stanowiskach, poniżej których płace nie mogą spadać.

Administracyjna regulacja płac w budżetówce jest rozwiązaniem logicznym. Skoro państwo określa w sposób sztywny jak wiele pieniędzy przeznaczonych jest na daną dziedzinę, musi też określić ile z tego idzie na płace. Jednostki budżetowe nie kreują bowiem swobodnie swoich dochodów, nie sprzedają swoich produktów na wolnym rynku, nie mają wpływu na ich ceny.  

Dziedziny rynkowe nie mają takich uregulowań. Jest to też uzasadnione, bo tam nie ma sztywno ustalonych przez rząd nakładów, ani urzędowych sztywnych cen. Tam płace regulowane są zależnie od tego, jak firma potrafi znaleźć się na rynku, jakie ma dochody, sytuację finansową, jakie jest zapotrzebowanie na danych pracowników i ich „podaż”.   

W tym logicznym układzie jest tylko jeden wyjątek: publiczna ochrona zdrowia. W 1999 roku wykreślono ją ze sfery budżetowej. Pretekstem było wprowadzenie składki zdrowotnej, usamodzielnienie szpitali oraz kontraktowanie świadczeń zdrowotnych, co miało być przejawem urynkowienia . „Zapomniano” jednak urynkowić ceny na refundowane świadczenia zdrowotne. Były więc one (i są nadal) ustalane drogą administracyjną przez urzędników podległych rządowi. Są dopasowane nie do faktycznych kosztów świadczeń ale do nakładów na publiczną ochronę zdrowia, o których również decyduje rząd, bo wysokości składki zdrowotnej także nie „urynkowiono”. Publiczna służba zdrowia ma więc nadal wszystkie atrybuty sfery budżetowej z jednym wyjątkiem: gwarantowanych płac. Płace stały się buforem łagodzącym wielki niedobór środków przeznaczanych na publiczne lecznictwo. Gdyby nie ustawowe wynagrodzenie minimalne w gospodarce, płace pracowników medycznych zmierzałyby do zera. Uzasadnione jest twierdzenie, że funkcjonowanie publicznej ochrony zdrowia w Polsce opiera się na wyzysku ekonomicznym jej pracowników. III RP jest tutaj niezawodną kontynuatorką PRL.

Minister Zdrowia Konstanty Radziwiłł na początku swojego urzędowania ogłosił zerwanie z tą zasadą. Narzędziem do tego miała być ustawa o płacach minimalnych w podmiotach leczniczych, zabezpieczająca „od dołu” odpowiedni, godziwy poziom wynagrodzeń. Płace minimalne miały być skorelowane z przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniem w gospodarce – coś na wzór systemów obowiązujących w służbach mundurowych i sądownictwie. Idea słuszna, tym bardziej, że w służbie zdrowia, podobnie jak w „mundurówce” i sądownictwie – też nie można  korzystać swobodnie z prawa do strajku (chociaż formalnie strajk jest dopuszczalny). Szybko jednak okazało się, że przygotowana ustawa ma bardziej charakter propagandowy niż stanowi zapowiadany przełom. To wszystko za sprawą stawek zaproponowanych przez ministra. Symbolem może być minimalna płaca dla lekarza specjalisty – najwyższa spośród wszystkich w tej ustawie. Ma ona wynosić 1,27 „średniej krajowej” – mniej niż w roku 1958 przewidywali dla tej grupy zawodowej komuniści (1,4 do 1,7 średniej krajowej), dla których lekarze byli przecież wrogami klasowymi, a cała służba zdrowia – gorszą, bo „niedochodową” częścią gospodarki. 

Nic zatem dziwnego, że pracownicy ochrony zdrowia przygotowali własny projekt ustawy, w której zawarli swoje postulaty płacowe. Utworzyli „Porozumienie Zawodów Medycznych”, w skład którego weszły – praktycznie – wszystkie związki zawodowe poszczególnych zawodów medycznych oraz szereg innych organizacji. Pod obywatelskim projektem ustawy zebraliśmy ćwierć miliona podpisów, które w dniu 15 maja 2017 roku zostały złożone do Marszałka Sejmu. Od tego dnia w ciągu 3 miesięcy musi się odbyć pierwsze czytanie ustawy w Sejmie.

Czy Rząd PiS mógłby zlekceważyć ten głos pracowników czekających na  poprawę swojej sytuacji w wolnej Polsce już niemal 30 lat. Pani Premier  codziennie podkreśla, jak jej Rząd szanuje obywateli, troszcząc się zwłaszcza o tych, którzy byli dotychczas dyskryminowani, jak wypełnia wszystkie obietnice przedwyborcze. Wśród tych obietnic był także istotny wzrost nakładów na publiczną opiekę zdrowotną, poprawa sytuacji chorych i wzrost wynagrodzeń pracowników medycznych.   

Krzysztof Bukiel 27 maja 2017 r.