28 września 2009

20 sierpnia 2009r.

  

W powszechnej opinii reforma służby zdrowia jest sprawą trudną. Trudność ta nie polega jednak na tym, że nie wiadomo co zrobić, ale na tym, że zrobienie tego, co trzeba musiałoby się wiązać z przezwyciężeniem społecznego oporu, co grozi rządzącym wyrzuceniem na polityczny aut. Z drugiej jednak strony nie można lekceważyć faktu, że Polacy są naprawdę niezadowoleni ze służby zdrowia i oczekują reform. Stąd bierze się swoista gra rządzących ze społeczeństwem i z politycznymi przeciwnikami: tak reformować lecznictwo, aby wyglądało to na radykalne działania, a jednocześnie aby nikt tego zbytnio nie odczuł. Wyjątkiem w tym względzie były pewne elementy reformy z roku 1999, nie przeprowadzonej jednak konsekwentnie, właśnie z obawy przez społecznym oporem.

 

Jednym ze sposobów takiego bezpiecznego reformowania jest łączenie i dzielenie. Na tej zasadzie dokonano rozdziału dawniejszych zespołów opieki zdrowotnej na szpitale, przychodnie i stacje pogotowia ratunkowego, które jakiś czas wcześniej łączono w owe zespoły. Teraz znowu pojawiają się głosy o konieczności tworzenia „zintegrowanych”  świadczeniodawców. Podobny charakter miała reforma polegająca na zamianie 17 kas chorych w jedną,  zwaną Narodowym Funduszem Zdrowia. Nie wiadomo, czy za chwilę nie zostanie on ponownie podzielony na kilka odrębnych instytucji. Wielu polityków tak właśnie proponuje.

 

Innym sposobem „bezpiecznego” reformowania służby zdrowia jest wprowadzanie odpowiedniego nazewnictwa, które kojarzy się z reformą, nawet gdy nie odpowiada to prawdzie. W ten sposób wprowadzono w Polsce bardzo oczekiwane – swego czasu – ubezpieczenie zdrowotne, chociaż z prawdziwym ubezpieczeniem niewiele ma ono wspólnego. Z tego powodu „negocjacjami” nazwano kontakty szpitali z publicznym płatnikiem w sprawie warunków udzielania świadczeń, chociaż wszyscy wiemy, że szpitale muszą poddać się w tym względzie dyktatowi płatnika, co z negocjacjami nie ma nic wspólnego. Szeroko stosowana jest nazwa „konkurencja”, bo kojarzy się ona z lepszą jakością, niższymi kosztami i lepszym zarządzaniem, ale o prawdziwej konkurencji między szpitalami nie ma mowy, gdy NFZ limituje świadczenia i stosuje własne, sztywne ceny, a władze publicznie jedne szpitale dotują, a inne nie. Rządzący – w ogóle – bardzo chętnie posługują się rynkowymi określeniami, gdy opisują system opieki zdrowotnej mimo, że  wszystkie najważniejsze parametry tego systemu są ustalane administracyjnie (wysokość tzw. składki, ceny za świadczenia, limity świadczeń). 

 

Taka zabawa w bezpieczne, bo pozorne, reformowanie ma jednak swoją wadę: nie można zbyt często powtarzać tych samych „numerów”. Dlatego dla obecnego rządu prawdziwym darem losu stały się prezydenckie veta do rządowych projektów ustaw „zdrowotnych. Pojawił się nowy sposób „gry” w reformę: rządzący przedstawiali „radykalne” rozwiązania ustawowe i spokojnie czekali na prezydenckie veto. Piekli w ten sposób na jednym ogniu aż trzy pieczenie: przedstawiali się jako zdecydowani reformatorzy, nie ponosili kosztów reformy i obciążali prezydenta (oraz opozycję) winą za brak pozytywnych zmian. Nic dziwnego, że nie przejmowali się – w takiej sytuacji – logicznymi sprzecznościami w przedstawianych przez siebie rozwiązaniach i bezpodstawnością obietnic, jakie przy okazji składali. Dużo czasu minęło zanim prezydent zorientował się w tej zabawie ale w końcu się zorientował i – wbrew oczekiwaniom – nie zawetował ustawy „koszykowej”. Co więcej wymógł jeszcze przedtem na pani minister deklarację, że wprowadzenie koszyka nie zmniejszy dotychczasowego zakresu bezpłatnych świadczeń zdrowotnych. Rządzący znaleźli się teraz w nie lada kłopocie. Zapowiadali, że wprowadzenie koszyka będzie prawdziwym przełomem: poprawi sytuację pacjentów, skróci kolejki do leczenia, umożliwi wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, za pośrednictwem których do publicznego systemu wpłynie 20 miliardów złotych, a przy okazji zlikwiduje szarą strefę i korupcję. Nieoczekiwanie wszystkie te obietnice trzeba teraz spełnić, chociaż wszyscy wiedzą, że jest to niemożliwe. A już się wydawało, że gra w reformowanie służby zdrowia została wygrana. 

 

Krzysztof Bukiel 20 sierpnia 2009r.