Felieton w ostatnim numerze Menedżera Zdrowia: http://www.termedia.pl/Wygaszanie-publicznej-sluzby-zdrowia,12,28283,1,0.html
oraz jego treść poniżej:
Wygaszanie publicznej służby zdrowia.
Dla wielu Polaków rządy koalicji PO-PSL, zwłaszcza w ostatnich latach, kojarzyć się będą z „wygaszaniem” określonych przedsiębiorstw, a nawet całych branż, jak np. górnictwo lub stocznie. Owo „wygaszanie” polegało na stopniowym ograniczeniu potencjału i produkcji poszczególnych firm. Przyczyną „wygaszania” była trwała nierentowność przedsiębiorstw, wymagająca stałych dopłat z budżetu państwa. Państwa nie stać było na to, a politycy nie potrafili (albo nie chcieli) znaleźć innego sposobu na rozwiązanie tego problemu niż owo „wygaszanie”. Z sytuacją podobną – do pewnego stopnia – będziemy mieli do czynienia w najbliższych latach w publicznej ochronie zdrowia.
Głównym problemem publicznej służby zdrowia w Polsce w ostatnich kilkunastu latach był (i jest) nadmierny i zwiększający się popyt na świadczenia zdrowotne, przewyższający ich podaż, co skutkuje ogromnymi kolejkami. Jest to po części proces naturalny wynikający ze starzenia się społeczeństwa oraz zwiększających się możliwości medycyny. Po części jednak przyczyniła się do tego reforma z 1999r, kiedy to odstąpiono od budżetowania szpitali i przychodni i uzależniono ich wynagrodzenie od wykonanych usług. „Świadczeniodawcy” zyskali silny impuls aby zwiększać liczbę świadczeń i zachęcać pacjentów do skorzystania z pomocy danej placówki. Było to zgodne z założeniami reformy i – generalnie – korzystne dla chorych. Przyniosło jednak pewien – niekorzystny dla rządzących – skutek: wymagało znacznego i stałego zwiększania nakładów na lecznictwo. Ich niedostatek był bowiem bardzo widoczny w postaci administracyjnego limitowania świadczeń, które wprowadza chorych w wielkie wzburzenie, a rządzących w zakłopotanie i wstyd. Świadczeniodawcy są bowiem w stanie „wyprodukować” dużo większą liczbę świadczeń, z których pacjenci chętnie by skorzystali, ale państwowy płatnik nie chce za wszystkie te świadczenia zapłacić.
Czy ten problem można w ogóle rozwiązać? Można, wprowadzając jakieś sposoby motywowania pacjentów do racjonalnego korzystania z pomocy medycznej. Mogłaby to być np. jakaś forma współpłacenia za świadczenia, zwłaszcza te, które mogą być nadużywane albo wyłączenie prostych usług medycznych z koszyka świadczeń bezpłatnych. Można by wprowadzić (jak w Singapurze) indywidualne konta zdrowotne, na które każdy obywatel obowiązkowo odkłada pieniądze i z których może korzystać wyłącznie na leczenie swoje lub swojej rodziny. Oba sposoby mają tę zaletę, że to pacjent sam decyduje na co wydaje swoje pieniądze, co motywuje go do racjonalnego korzystania z usług medycznych. Mogłoby się wówczas okazać, że obecne nakłady publiczne na lecznictwo w naszym kraju są wystarczające albo ich wzrost nie musiałby być tak znaczny. W Polsce uznano jednak, że wszystkie świadczenia zdrowotne muszą być bezpłatne. Jak w takim razie poradzić sobie z wielką ilością refundowanych świadczeń zdrowotnych, wymagających sfinansowania ze środków publicznych? Sposobem na to jest właśnie „wygaszanie” publicznej ochrony zdrowia czyli sztuczne zmniejszenie jej potencjału. Jeśli zamieni się finansowanie za procedurę w finansowanie „ryczałtowe” czyli powrót do budżetowania, szpitale szybko przestaną być chętne, a z czasem zdolne do wykonywania tak dużej ilości świadczeń jak obecnie. Efekt wzmocni się przez stworzenie „sieci szpitali” czyli przez ograniczenie ich liczby. Jeśli wprowadzi się lekarza rodzinnego z budżetem, zobowiązanego do wydawania ograniczonej ilości skierowań do specjalisty, to również „potencjał” AOS ulegnie zmniejszeniu. Już wkrótce służba zdrowia działająca nie dla zysku tylko dla misji, straci zdolność do „wytwarzania” tak dużej liczby świadczeń jak obecnie. Chociaż oficjalnie nikt z rządzących tego nie przyzna, a nawet będzie się oburzał z takiego porównania, to jednak faktycznym celem i skutkiem zapowiadanych zmian w publicznej ochronie zdrowia będzie ograniczenie jej potencjału czyli rodzaj jej „wygaszania”. Dzięki temu nie potrzeba będzie tak wielkich nakładów na lecznictwo, a państwo zaoszczędzone środki będzie mogło przeznaczyć na inne cele.
Krzysztof Bukiel 17 sierpnia 2016.