14 grudnia 2012

 

 

artykuł na stronie Ogólnopolskiego Przeglądu Medycznego: http://www.medyczny.elamed.pl/

oraz poniżej:

 

Wielka siła prostych pytań.

Istnieje powszechna opinia, że politycy często kłamią. A jeśli nie kłamią wprost, to kręcą i nie przedstawiają prawdziwych powodów swoich decyzji, ani rzeczywistych celów. Politycy temu zaprzeczają. Jest jednak sposób, aby ich zachowanie zweryfikować. To zadawanie prosty  pytań. Osoby nie mające nic do ukrycia zawsze na nie odpowiedzą: prosto, krótko i jednoznacznie. A ci, którzy kręcą ….  .  Sam wypróbowałem tego sposobu wielokrotnie.

Podczas „białego szczytu” , gdy rząd przedstawił propozycję powszechnego przekształcenia szpitali w spółki prawa handlowego z możliwością ich 100% prywatyzacji, jednak bez zmiany dotychczasowych zasad (i wielkości) finansowania szpitali, pojawiły się głosy, że jest to krok niebezpieczny, bo szpitale-spółki będą uciekać od udzielania nieopłacalnych świadczeń, co może się stać groźne dla pacjentów. Rząd odrzucił takie oskarżenia, twierdząc, że jest to jedynie podburzanie pacjentów przez polityczną opozycję dla swoich partykularnych celów. Zadałem wówczas pani minister proste pytanie: co się stanie, gdy szpital – spółka, będąca w rękach prywatnych, korzystając z tego, że nie podlega żadnym politycznym wpływom nie zechce podpisać kontraktu na świadczenia w jej ocenie nieopłacalne? Czy rząd zmusi taką spółkę do podpisania kontraktu metodami administracyjnymi? Odpowiedzi nie było.

Przeciwnicy rozwiązań rynkowych w ochronie zdrowia lubią przypisywać właśnie „rynkowi” odpowiedzialność za wszelkie nieszczęścia i kłopoty jakich doświadczają szpitale i inne placówki lecznicze w naszym kraju, a w ich konsekwencji – chorzy. Sztandarowym przykładem dramatycznych konsekwencji działania „niewidzialnej ręki rynku” w służbie zdrowia ogłoszono ostatnio Centrum Zdrowia Dziecka. To właśnie „ślepy rynek” miał doprowadzić tę ekskluzywną placówkę do bankructwa.  W czasie niedawnej konferencji organizowanej przez PiS dotyczącej ochrony zdrowia, jednemu z posłów tej partii, zadeklarowanemu przeciwnikowi rynku w opiece zdrowotnej zadałem proste pytanie: Kto ustala ceny za świadczenia zdrowotne udzielane przez Centrum Zdrowia Dziecka – rynek, czy urzędnik? Kto decyduje o ilości pacjentów przyjętych przez Centrum w ciągu roku – rynek czy urzędnik? Jak można się było spodziewać poseł uciekł od odpowiedzi.

Rządzący usprawiedliwiają często złą sytuację finansową szpitali nadmiernymi płacami personelu medycznego, zwłaszcza lekarzy. Dowodem na to ma być zbyt wielki odsetek przychodów szpitali przeznaczany na wynagrodzenia. Odczucia lekarzy są zwykle dokładnie odwrotne. W ich pojęciu płace za jeden etat są za niskie, a duży procent budżetu szpitala przeznaczany na „koszty osobowe” wynika – po prostu – z zaniżonej wyceny świadczeń zdrowotnych. W związku z powyższym w czasie pewnego spotkania delegacji OZZL z minister zdrowia Ewą Kopacz zadałem jej proste pytanie:  ile jej zdaniem powinien zarabiać lekarz za jeden etat w placówce służby zdrowia finansowanej ze środków NFZ. Pytanie zasadne o tyle, że trudno ocenić czy pensje lekarzy są za duże, gdy nie ustali się ile one powinny wynosić. Poza tym płaca lekarza (podobnie jak i innego personelu medycznego) to zasadnicza część kosztów świadczeń zdrowotnych, skoro zatem chcemy mówić o merytorycznej wycenie świadczeń zdrowotnych przez Fundusz, musimy wiedzieć jak wycenić pracę lekarza.  Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Podczas pamiętnego ( i nie zakończonego jeszcze) konfliktu lekarzy z rządem w sprawie sposobu wypisywania recept refundowanych głównym  przedmiotem sporu był obowiązek zaznaczania przez lekarzy na recepcie stopnia odpłatności za lek i związane z tym drastyczne kary grożące lekarzom za najmniejszą pomyłkę w tym względzie.  Lekarze twierdzą, że zasadniczym celem tego rozwiązania jest zastraszenie lekarzy aby bali się oni wypisywać leki „na zniżkę”. Faktycznie tak się dzieje, dzięki czemu NFZ zmniejszy w tym roku wydatki na leki o ponad 1 mld złotych. Rządzący sprzeciwiają się takim oskarżeniom. Twierdzą, że to lekarz (a nie aptekarz jak dotychczas) musi wskazać odpłatność za lek, bo według nowych zasad refundacji, stopień odpłatności dla tych samego leku jest różny w zależności od choroby i od produktu handlowego (bo każdy producent zarejestrował swój produkt w innych wskazaniach). Skoro aptekarz nie wie na jaką chorobę został wypisany lek, nie może odpowiednio wskazać stopnia refundacji. Wobec powyższego zadałem ministrowi zdrowia proste pytanie: Co stoi na przeszkodzie aby lekarz, obok wypisanego na recepcie leku wskazał rozpoznanie choroby (wg ICD- 10) i nie musiał już szukać stopnia odpłatności za lek ? Minister nie odpowiedział na to pytanie.

Cztery różne sytuacje i za każdym razem ten sam efekt: unikanie jednoznacznych odpowiedzi na proste pytania. Polecam zadawanie prostych pytań; zwłaszcza politykom.

Krzysztof Bukiel