System opieki zdrowotnej w Polsce od wielu lat nie działał dobrze. Wiedzą to zarówno pacjenci, którzy z niego korzystali, jak i pracownicy zakładów opieki zdrowotnej (wg nowej nomenklatury- podmiotów leczniczych), którzy nie mogą doczekać się nie tylko godziwych płac i warunków pracy, ale też zwykłego szacunku. Kolejne rządy, niezależnie od obietnic złożonych w poprzedzających wybory kampaniach wyborczych, zdawały się nie dostrzegać problemów systemu. Propagandowo funkcjonował on znakomicie, przynajmniej w sferze obietnic. Gdy w marcu br pojawiły się pierwsze zachorowania na covid-19, próbowano najpierw problem nieco lekceważyć. Uspokajano społeczeństwo, że wszystko jest pod kontrolą i nie trzeba się obawiać. Gdy skala problemu zaczęła narastać, powołano komitety antykryzysowe i wzięto się ostro do pracy. Wprowadzono lockdown, powołano szpitale jednoimienne, ograniczono swobodę poruszania się, a pracodawcom zalecono, w miarę możliwości, organizację pracy zdalnej. Wtedy byliśmy w czołówce Europy! Jako jedni z pierwszych wprowadziliśmy ostre restrykcje, które wydawały się na tamten czas jakby na wyrost. Ale czas pokazał, że była to reakcja prawidłowa! Resort zdrowia, pracujący pod kierunkiem ówczesnego ministra, prof. Szumowskiego, zareagował właściwie. Nie bez dumy obserwowaliśmy publikowane wyniki zachorowalności, czy wyzdrowień, ale i wskaźniki śmiertelności nie były powodem do wstydu. Niestety dobre regulacje na górze nie szły w parze z działaniami na szczeblu średnim i niskim, tj. z pracą samorządów wojewódzkich i powiatowych oraz dyrekcjami poszczególnych zakładów opieki zdrowotnej. Spowodowane było to ogólnym nieprzygotowaniem systemu, bo epidemii o takiej skali nie pamiętali nawet najstarsi górale, i nikt nie wierzył, że w dzisiejszych czasach może dojść do rozprzestrzenienia się jakiejkolwiek choroby zakaźnej. Niemałe znaczenie ma również to, że wiele stanowisk kierowniczych obsadzano z kluczy partyjnych, tzn. nie liczyły się kwalifikacje, ale tzw. „zaufanie”. Obserwowaliśmy i nadal obserwujemy wiele błędów decyzyjnych, sprzeczne zarządzenia, niespójne procedury i ogólny bałagan w stylu „jakoś to będzie”. Najwięcej problemów było chyba w tzw. szpitalach jednoimiennych, których status jak i rola w systemie do dzisiaj nie jest jasno określona. Do tego dodać należy również to, że były one organizowane często w placówkach do tego celu nieprzystosowanych. Poza tym warunki walki z epidemią wymagały ogromnych nakładów i to w bardzo krótkim czasie, co dla systemu opieki zdrowotnej w naszym kraju jest zupełną nowością. Braki finansowe z lat ubiegłych oraz balast zadłużenia, spowodowały swego rodzaju bezradność wielu zakładów. Braki płynów dezynfekcyjnych, maseczek, kombinezonów czy rękawiczek potęgowała bardzo często mizeria ekonomiczna, czyli brak płynności finansowej. To, co na codzień utrudniało funkcjonowanie ogromnej większości jednostek ochrony zdrowia, w warunkach epidemii przybrało wręcz monstrualne rozmiary. Ale władze zareagowały…
W obronie najważniejsza jest tarcza!
W warunkach kryzysu władze zaczęły działać szybko. Mnożyły się posiedzenia sejmu, senatu, komitetów antykryzysowych, gremiów doradczych. Występowali w mediach eksperci, którzy znali się na wojnie, gospodarce, a teraz również na epidemiologii. Zabierali głos przedstawiciele izb gospodarczych, kręgów finansowych, hotelarzy i restauratorów, izb turystycznych, klubów fitness i siłowni, ale także różnorakiej maści artyści i twórcy. Wszyscy zgodnie byli obrażeni na władze, że wprowadzając obostrzenia tyczące gospodarki, kultury i turystyki, naraziły ich na straty! Władze nie mogły pozostać głuche na te wołania. Pospiesznie uchwalono ustawę antykryzysową, zwana powszechnie tarczą 1.0. Ustawa ta wprowadzała odszkodowania dla pracodawców, którzy mimo epidemii utrzymają zatrudnienie i nie zwolnią pracowników. Wypłacano tzw. postojowe, dodatki do płac pracowników, wprowadzono ulgi podatkowe. Wydaje się to zupełnie słuszne i prawidłowe. Tak państwo pomaga obywatelom! Tak państwo pomaga pracodawcom, których firmy wytwarzają przecież dochód narodowy! Na działania antykryzysowe w pierwszej wersji tarczy przeznaczono 205 mld zł, z tego na ochronę zdrowia aż 7,5 mld, co stanowi ok. … 3,5%! To pokazuje, jak jesteśmy pozycjonowani w hierarchii wartości przez nasz rząd!
Łatanie w ochronie zdrowia ma się dobrze!
Nie można powiedzieć, że rząd zostawił ochronę zdrowia zupełnie na lodzie. Pojawiły się liczne rozporządzenia, zarządzenia i wytyczne, a nawet polecenia, które miały zrobić nam „dobrze”. Wstrzymano wykonywanie planowych zabiegów, hospitalizacji diagnostycznych, ograniczono działalność POZ I AOS. Szpitale i inne jednostki otrzymywać miały co miesiąc 1/12 kontraktu, niezależnie od ilości wykonanych procedur. Niestety, rozliczenia z NFZ miały być dokładne, tylko rozłożone w czasie. Ni mniej, ni więcej, to, co się otrzymało, trzeba było później „odrobić”! Te warunki były gorsze, niż dla innych podmiotów gospodarczych!
Ponieważ wiele osób z personelu medycznego pracowało w kilku zakładach opieki zdrowotnej, wprowadzono ograniczenie pracy do jednego miejsca dla pracowników szpitali jednoimiennych. Wprowadzone gratyfikacje miały powetować straty, wynikające z tego ograniczenia. Ale, jak zwykle, nie trwało to długo. W niektórych szpitalach 2-3 miesiące, ale były też takie, w których te rekompensaty miały żywot 5 tygodni. Szybko się z tego wycofano, żeby pracownicy nie zdążyli się przyzwyczaić. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce pojawiły się liczne ogniska zakażeń w domach opieki społecznej, sanatoriach czy zakładach opiekuńczo- leczniczych. Pozorne oszczędności płacowe zostały opłacone wielomilionowymi wydatkami na kwarantannę i leczenie wielu zakażonych niepotrzebnie osób!
Tarcza nr 2
W związku z wystąpieniem tzw. drugiej fali epidemii, rząd opracował kolejną, lepszą tarczę, zwaną tarczą 2.0. Przewiduje ona dalsze dofinansowanie podmiotów gospodarczych, mikro-, małych i średnich oraz dużych. Od początku epidemii do polskich firm trafiło 154 mld zł, z czego ponad 60 mld w ramach tarczy 1.0. Tarcza Finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju2.0- to kolejne 35 mld. Przewidywane są subwencje dla firm w wysokości 18 do 36 tys. zł na pracownika. Niestety, niespecjalnie widać tam kwoty przeznaczone na opiekę zdrowotną. Pojawiły się natomiast projekty ustaw i rozporządzeń, przewidujące znaczące „ułatwienia” dla tzw. „lekarzy ze wschodu”, przewidujące nawet uwzględnianie przy wydawaniu pozwoleń- oświadczeń o posiadaniu dyplomu lekarskiego, czy pracę pod nadzorem (czyt. odpowiedzialnością!) polskiego lekarza! Nie wiem jak inni, ale ja na pewno takiej odpowiedzialności na siebie nie wezmę.
Czy będzie trzecia fala?
Czas najwyższy, by władze zabrały się za prawdziwą naprawę systemu, opartą na dobrej organizacji i rzetelnym finansowaniu, a nie na pobożnych życzeniach w stylu „jakoś to będzie” i zaklinaniu rzeczywistości. Pozorne oszczędności w systemie ochrony zdrowia spowodowały drugą, o wiele bardziej niebezpieczną, falę epidemii. Czy jesteśmy tak niemądrzy, że pozwolimy sobie na trzecią?
Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL, 30 listopada 2020 r