11 czerwca 2015

 

                                             Tania medycyna

 

  Opieka zdrowotna, z racji materii jaką się zajmuje, jest szczególnym rodzajem działalności tak poszczególnych jednostek ludzkich jak i całych społeczeństw. Bezpowrotnie minęły czasy znachorów, uzdrowicieli czy im podobnych szarlatanów, a wykonywanie zawodów medycznych, szczególnie lekarza czy pielęgniarki, jest drobiazgowo regulowane przepisami prawa, wręcz licencjonowane. Oznacza to, że tego typu zawody mogą wykonywać wyłącznie osoby posiadające odpowiednie wykształcenie i umiejętności praktyczne, a także wykazujące się nienaganną postawą etyczną. Ideą powołania samorządów zawodowych lekarzy i pielęgniarek była chęć ustawodawcy objęcia szczególnym nadzorem fachowym i etycznym osób wykonujących te zawody, bo „dobro chorego najwyższym prawem”. Wydawałoby się, że przy takiej skrupulatności w obszarze prawa medycznego, naturalną konsekwencją będzie najwyższa dbałość o zdrowie chorych, a ludzie, którzy tę troskę o zdrowie realizują, będą otoczeni powszechnym szacunkiem i należycie wynagradzani. W cywilizowanych europejskich, i nie tylko, krajach tak jest, ale nawet w państwach, które powszechnie uważane są za mniej rozwinięte, zawód lekarza cieszy się ogromnym szacunkiem i zaufaniem, a przedstawiciele zawodów medycznych okupują czołowe miejsca w rankingach zaufania społecznego.  Dlaczego tak nie jest u nas? Odpowiedź na to pytanie wymaga analizy wydarzeń w ochronie zdrowia w ostatnich 10 latach. Kilka tygodni temu przez media przetoczyła się kampania informacyjna, serwująca wyniki badań zaufania do przedstawicieli wybranych zawodów. Odniosłem wrażenie, że niektórzy dziennikarze z satysfakcją informowali, że lekarze lokują się nisko w hierarchii społecznego poważania, poniżej strażaków, wojska, policji czy nawet pielęgniarek. Informacje te podawano nierzadko podlewając sosem zawierającym „dodatki” o błędach czy potknięciach niektórych medyków. Dla kogoś, kto nie wie jak funkcjonuje współczesny system ochrony zdrowia w Polsce, tego typu informacje wywołują złość, frustrację, żal,  ale nierzadko budzą niskie instynkty, domagające się zemsty na rzekomych winowajcach, a najczęściej są podłożem do tworzenia mitów i legend na temat naszych przywar zawodowych.

 

                    System jest dobry- zawinił człowiek!

To stare komunistyczne hasło w ochronie zdrowia nadal ma się dobrze! Publikacje rankingów zaufania społecznego, z relatywnie niską pozycją lekarzy, chyba nieprzypadkowo zbiegły się z powszechną krytyką ostatnich wiekopomnych osiągnięć ministra zdrowia, tj. pakietu onkologicznego i antykolejkowego. Nawet onkolodzy, którzy na początku zawierzyli ministrowi i wspierali jego działania, nie potrafią powiedzieć o wprowadzonych zmianach niczego dobrego.

   Ale przyjrzyjmy się jak wygląda reszta tzw. „systemu”….

 

                                    Nakłady ze środków publicznych

  Miarą znaczenia danej dziedziny gospodarki dla społeczeństwa jest wielkość nakładów, jakie są na nią przeznaczane. W Polsce jest ok. 4,2% PKB, przy słowackich i węgierskich ok. 6, czeskich 6,9 , niemieckich ok. 9, czy amerykańskich ok. 12%. Już to dobitnie pokazuje, jak bardzo władze naszego kraju troszczą się o zdrowie obywateli!

   Podobnie zarobki lekarzy (mam na myśli zatrudnionych na podstawie umowy o pracę) są 3-4 razy niższe niż w krajach UE. Na temat zarobków pielęgniarek wolałbym się nie wypowiadać- tam przepaść jest przypuszczalnie jeszcze większa!

 

                                       Bezpieczeństwo

   Ten, wydawałoby się, bezdyskusyjny priorytet, może być rozumiany różnie, ale dla naszych włodarzy jest dość jednostronnie traktowany. Wymuszane niską wyceną procedur oszczędności powodują cały szereg zagrożeń bezpieczeństwa pacjentów. Do dnia dzisiejszego nie ma norm zatrudnienia lekarzy w zakładach lecznictwa zamkniętego,  a poprzez kontraktowanie dyżurów i klauzulę „opt-aut” sprytnie omija się prawo pracy i zmusza lekarzy do pracy ponad siły. Ale jedna rzecz jest szczególnie perfidna i niebezpieczna…

 

                                Ma pan dyplom, doktorze!

  System szkolenia podyplomowego, specjalizacyjnego, lekarzy oparty jest na tzw. rezydenturach. Nie wnikając w szczegóły tej formy kształcenia i jej wartości w stosunku do efektów, należy uznać,że jest to obecnie główna forma uzyskiwania kwalifikacji zawodowych. Niestety, podobnie jak cała reszta systemu, ma fatalnie spreparowane przepisy prawne, które z jednej strony czynią z uczącego się lekarza wręcz niewolnika, pozbawiając go wszelkich praw, z drugiej strony przewidują „systemowy”, nieograniczony wyzysk młodego adepta. Z jednej strony rozporządzenie ministra zdrowia nakazuje pracę i szkolenie rezydenta pod okiem kierownika specjalizacji, z drugiej ustawa o zawodzie lekarza przewiduje możliwość spełnienia obowiązku dyżurowego w formie dyżurów kontraktowych. Wielu pracodawców omija przepisy prawa pracy i zmusza specjalizantów do podpisywania umów cywilno-prawnych na skrajnie niekorzystnych warunkach, przewidujących pełną odpowiedzialność cywilną i karną za ewentualne błędy i powstałe szkody. Powoduje to nie tylko łamanie kodeksu pracy, narażenie młodego lekarza na możliwość popełnienia poważnego błędu, ale przede wszystkim daje w efekcie spadek poziomu bezpieczeństwa dla chorych. Nie ważne jak, byle było tanio!

   Dlatego też Zarząd Krajowy OZZL wystąpił do ministra zdrowia z wnioskiem o pilną nowelizację ustawy o zawodzie lekarza, w przedmiocie możliwości odbywania obowiązkowych, przewidzianych programem specjalizacji, dyżurów- tylko w formie umowy o pracę. Jak do tej pory, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Jak zwykle!

 

                                    Prymat „ekonomii”

   Przedstawione powyżej zagadnienia są tylko fragmentem całego wachlarza poważnych problemów polskiej ochrony zdrowia. W żaden sposób nie dotknęły ich, nie mówiąc już o rozwiązaniu, nowe akty prawne, serwowane przez rząd PO i PSL z propagandowym zadęciem, godnym lepszej sprawy. W dalszym ciągu uszczelniamy, nasilamy, racjonalizujemy, alokujemy środki, a system ochrony zdrowia ( o ile to określenie nie jest nadużyciem) wali się na naszych oczach. Coraz dłuższe kolejki, coraz więcej procedur biurokratycznych, zajmujących czas lekarza i coraz mniej… lekarzy! Życzę wszystkim zdrowia!

 

Zdzisław Szramik wiceprzewodniczący ZK OZZL