20 marca 2013

 

Jednym z głównych elementów proponowanej ostatnio przez rząd zmiany przepisów kodeksu pracy ma być zmniejszenie wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Rządzący będą to zapewne tłumaczyć chęcią – z jednej strony ulżenia pracodawcom, z drugiej zwiększenia ilości miejsc pracy (które dzisiaj zajmują „nadgodzinowcy”). 

 

Grupą zawodową, która zostanie dotknięta najbardziej nowymi regulacjami będą lekarze, bo to oni – przez dyżurowanie – mają najwięcej „nadgodzin”. W ten sposób wrócimy do sytuacji sprzed wprowadzenia w Polsce przepisów unijnej dyrektywy o czasie pracy, dzięki której dyżur lekaski został uznany za czas pracy, co spowodowało konieczność jego wynagradzania jak pracy w godzinach nadliczbowych. Przedtem dyżury były wynagradzane nieco tylko lepiej niż godziny normalnej pracy, co powodowało, że dyżurowanie nie było aż tak atrakcyjne finansowo jak obecnie.

 

Czy powyższa propozycja rządu jest korzystna czy niekorzystna dla lekarzy ? Z jednej strony -niekorzystna, bo wynagrodzenia za dyżury spadną. Z drugiej – korzystna, bo lekarze uświadomią sobie, że powinni zarabiać godziwie przede wszystkim w podstawowych godzinach pracy, a nie w nadgodzinach. Jeśli już to sobie uświadomią, to chętniej skorzystają z propozycji OZZL przystąpienia do akcji „Dziękujemy, odchodzimy – chcemy leczyć, nie dorabiać ” 

 

W roku 2007 ówczesny marszałek Sejmu Ludwik Dorn pomógł nam zmobilizować lekarzy do strajku – najpierw chcąc ich brać w kamasze, a później żądając” „pokaż lekarzu, co masz w garażu”. Tym razem  zrobi to cały rząd, nowelizując kodeks pracy.

 

K.B.