Równia pochyła
Sytuacja w ochronie zdrowia, wbrew wcześniejszym zapewnieniom władz, nie zmierza w dobrym kierunku. W prowadzonych ostatnio badaniach opinii publicznej aż 52% respondentów za najważniejszy problem kraju uznało źle działający system opieki zdrowotnej. Dlaczego tak się dzieje, że mimo nieustannego wręcz reformowania, osiągane rezultaty dalekie są od oczekiwań? Jako lekarze dobrze wiemy, że najskuteczniejszym leczeniem choroby jest leczenie przyczynowe. Setki, a może i tysiące ludzi, dobrze zorientowanych w temacie, już dawno postawiło diagnozę. Praprzyczyną złego działania ochrony zdrowia, jej niewydolności, a także efektów leczniczych poniżej oczekiwań, jest niedofinansowanie, czyli ogromna dysproporcja między katalogiem i ilością usług medycznych a wielkością środków, przeznaczonych na ich sfinansowanie. Leczenie tak zdiagnozowanej choroby jest możliwe na dwa sposoby: albo zwiększenie nakładów albo ograniczenie koszyka świadczeń gwarantowanych. Jest jeszcze trzecia ewentualność- ubezpieczenia dodatkowe, ale mają one sens tylko wtedy, gdy obecny koszyk będzie okrojony. W wypadku opieki zdrowotnej nigdy dotąd nie zastosowano takiego leczenia i dlatego mamy złe efekty. Jakie nieszczęście musi się wydarzyć, żeby ta prosta konkluzja dotarła do polityków? Czy musi ktoś umrzeć? A jeżeli tak, to ile osób musi oddać życie, żeby przekonać decydentów? Trudno oszacować ile osób straciło życie czekając na operację, diagnozę nowotworu lub właściwy, nowoczesny lek. Może wystarczyłaby jedna, ale bardzo ważna osoba, ale one, z reguły, nie korzystają z systemu na zasadach określonych dla zwykłych śmiertelników! I to może być ważnym powodem, dla którego ważne w państwie osoby nie dostrzegają głębokiej dysfunkcji ochrony zdrowia. Gdyby te osoby stały w kolejkach tak, jak wszyscy inni, na prawdziwą reformę nie musielibyśmy długo czekać. A tymczasem… zjeżdżamy po równi pochyłej.
Czy na pewno jest dobra wola?
Do tej pory pierwszym i zasadniczym powodem niedostatków w ochronie zdrowia był brak środków. Tłumaczenia o mizerii finansowej państwa słyszeliśmy od ponad dwudziestu lat: “..a na Miodowej stara płyta gra..”. Od kilkunastu miesięcy słyszymy jednak, że jest wspaniale, że sytuacja budżetu jest najlepsza w historii powojennej Polski, że możemy realizować wizję Europy Zachodniej w Polsce itd. Biorąc pod uwagę fakt, że wydajemy na zdrowie najniższy odsetek PKB wśród krajów UE, że z kraju wyjechało 20 tys. lekarzy i, Bóg wie ile, pielęgniarek, że wiele wskaźników zdrowotnych jest w ogonie Europy, logicznym wydaje się pilne zwiększenie nakładów na zdrowie. A tymczasem…
Porozumienie z Porozumieniem Rezydentów OZZL
Ponad rok temu nowomianowany minister zdrowia, prof. Łukasz Szumowski, po kolejnej fali protestów lekarskich, zawarł ze środowiskiem lekarskim swoistą umowę, zwaną Porozumieniem z 8. lutego 2018, która przewidywała wprowadzenie wielu istotnych zmian w ustawach mających wpływ na wykonywanie zawodu lekarza w Polsce. Do najważniejszych należały wprowadzenie stopniowego zwiększania odsetka PKB na nakłady na zdrowie, do “magicznych” 6% “już” w 2024 roku, zmiany organizacji i przebiegu kształcenia podyplomowego a także zwiększenie uposażeń lekarzy- specjalistów i rezydentów. Zawarcie porozumienia z ministrem zdrowia uspokoiło nastroje, a nawet dało, przejściowo, poczucie odniesienia sukcesu. Prawdziwe oblicze tego “sukcesu” miało objawić się nieco później. Otóż zmiany w kształceniu specjalizacyjnym poszły nie do końca, tak jak chcieliśmy, podwyżek uposażeń nie dostali wszyscy rezydenci, np. dentyści, podwyżki dla specjalistów wypłacono z dużym opóźnieniem i po podpisaniu tzw. lojalek, i to nie wszystkim, a PKB, od którego liczono wysokość nakładów na zdrowie, owszem…. ale sprzed 2 lat! To zakrawa na kpinę! Zostaliśmy potraktowani instrumentalnie i oszukani! To ma być dobra wola?! To ma być dotrzymywanie obietnic?!
Gra na czas
Utrzymanie status quo w ochronie zdrowia wydaje się być od wielu lat racją stanu dla wszystkich kolejnych ekip parlamentarno- rządowych. Dla każdej kolejnej władzy jest to tak ważne, że dopuszcza, a nawet po cichu popiera, łamanie obowiązującego prawa. Coraz liczniejsze są przypadki mobbingowania niepokornych, zwalniania z pracy działaczy związkowych, pod byle pretekstem, obchodzenia przepisów o czasie pracy czy takiego organizowania pracy, które naraża na niebezpieczeństwo pacjentów jak i lekarzy. Dyrektorzy, którzy chodzą na krótkim pasku starostów powiatów czy marszałków województw, dopuszczają się łamania prawa pod parasolem mocodawców, a kontrole inspekcji pracy są zupełnie nieskuteczne. Również akty prawne, wprowadzane pod naciskiem pracowników i ich związków czy samorządów nie przynoszą spodziewanych efektów. Wprowadzone ostatnio rozporządzenie o normach zatrudnienia pielęgniarek i położnych nie spowodowało uzupełnienia zatrudnienia tylko …. likwidację łóżek! Oczywiście nikt nie zastanawiał się, które łóżka, w jakich oddziałach, bo i po co! Łóżka zlikwidowano na papierze, a w oddziałach powstały stałe dostawki, na które już nie musi być adekwatnego zatrudnienia! Tak działa się w warunkach bojowych! Kto tego nie rozumie- nie nadaje się na dyrektora!
Wszelka władza pochodzi od Boga
Właśnie tak myślą dyrektorzy, mianowani przez szacowne gremia organów założycielskich. W zamian za “efekty ekonomiczne” uzyskują niemal zupełną bezkarność i ochronę. Dobrym przykładem takiego sposobu “rządzenia” jest sprawa dr Bartosza Fiałka z Bydgoszczy. Dzięki nagraniu rozmowy z dyrektorem ds. lecznictwa mogliśmy się przekonać do jakich metod i środków sięgają “wybrańcy Boga na ziemi”, żeby pokazać, że się nadają, że sobie radzą, że panują nad sytuacją, żeby tylko zachować swój ulubiony “stołeczek”. Niestety, również wysocy przedstawiciele organów prowadzących, akceptując bezprawie w wykonaniu dyrektorów nie dorastają do swojej roli i stają się współwinnymi łamania prawa.
Ofiary systemu
Złe warunki pracy przekładają się, niestety, także na nas- pracowników systemu. Kilka tygodni temu media doniosły o kolejnym zgonie naszego kolegi, w czasie pełnienia dyżuru. Pomijając wszelkie inne okoliczności, że sam chciał, że był na kontrakcie, nie można nie zauważyć, że miał tylko 39 lat! Śmierć naszego kolegi wpisuje się w ciąg chyba już kilkunastu zgonów w pracy lekarzy w ostatnich latach. Chyba już czas, by powiedzieć: dość! Nie zgadzajmy się na niewolniczą pracę, nadrabiając jej niską wycenę dużą ilością czasu- naszego życia, które zabieramy sobie i naszym bliskim! Nie podpierajmy własnymi barkami niewolniczej konstrukcji, która już dawno powinna być zburzona! Tylko nasz wysiłek i ofiary powodują, że system ciągle “jakoś się kręci” ale pamiętajmy, że to działa przeciw nam samym.
Na wiosnę planowana jest kolejna demonstracja środowiska lekarskiego, a jesienią kolejna akcja wypowiadania klauzuli “opt out”. Nie stójmy z boku! Weźmy w nich udział! Nie pozwólmy się dalej oszukiwać! Weźmy los we własne ręce!
Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL