9 marca 2010

http://www.termedia.pl/magazine.php?magazine_id=12&article_id=14169&magazine_subpage=FULL_TEXT

 

Niedawno obiegły prasę alarmistyczne wyniki kontroli NIK w szpitalach publicznych. „Stan techniczny 43 z 48 skontrolowanych obiektów był nieodpowiedni i stwarzał realne zagrożenia dla bezpieczeństwa życia i zdrowia ludzi  – napisano w końcowym raporcie.

Jeśli dodać do tego wcześniejsze doniesienia medialne o ograniczeniu dostępu chorych do chemioterapii niestandardowej nowotworów, o nieprzyjmowaniu do szpitali tzw. chorych planowych w ostatnich miesiącach roku, o wydłużających się kolejkach do specjalistów – jawi się nam obraz kompletnego upadku polskiego lecznictwa.  Z drugiej jednak strony, te same media niemal codziennie donoszą o sukcesach polskiej medycyny: Tu przeprowadzono udany przeszczep ręki, tam ustabilizowano zmiażdżoną klatkę piersiową, jeszcze gdzie indziej zastosowano implanty do leczenia choroby Parkinsona. W niektórych dziedzinach, jak np. leczeniu głuchoty – polscy lekarze są  wręcz pionierami, wytyczającymi szlak w medycynie światowej.

Jaka jest więc polska służba zdrowia: taka zła, czy taka dobra ?

Wszyscy wiemy jaki był stan polskiej motoryzacji w okresie PRL-u. Chociaż mieliśmy własne fabryki samochodów, nie były one zbyt nowoczesne, a ich wyroby – już niemal od początku produkcji – były przestarzałe i nie modernizowane przez lata. W tym samym jednak czasie, w tych samych polskich fabrykach powstawały prototypy, które nie odstawały niczym od zachodnich konstrukcji jak np. samochód Wars lub nawet mogły zadziwić ówczesny świat motoryzacji swoimi pomysłami  jak legendarna Syrena Sport. Nie trafiły one jednak nigdy do produkcji. Przesądziły o tym uwarunkowania gospodarcze, decyzje polityczne lub wręcz ideologiczne. 

Obie te sytuacje, chociaż tematycznie i czasowo tak od siebie odległe, w istocie są podobne. W obu bowiem przypadkach indywidualna ludzka inicjatywa i przedsiębiorczość albo rzetelny profesjonalizm zderzyły się z politycznymi, biurokratycznymi i ideologicznymi przeszkodami. Bo fatalny stan techniczny polskich szpitali nie jest wcale wynikiem niegospodarności dyrektorów tych placówek, ani nie świadczy o niskim poziomie lecznictwa w Polsce, a jedynie o patologicznym systemie finansowania i organizacji służby zdrowia. Zdecydowano bowiem, że leczenie w publicznych zakładach nie może być dla nich źródłem zysku, a świadczenia zdrowotne muszą być reglamentowane w sposób administracyjny. Dlatego nie ma związku między tym, czy dany szpital leczy dobrze czy źle, a tym, czy ma pieniądze na nowy sprzęt, remonty lub inwestycje. NFZ nie uwzględnia w cenach za refundowane świadczenia kosztów amortyzacji sprzętu i budynków, a nawet gdyby to robił, to i tak sztywno ustalone limity czynią bezsensownymi starania o lepszą jakość świadczeń i większą ilość pacjentów. Jeśli więc trafi się, że organem założycielskim szpitala jest bogaty powiat, albo znajdzie się jakiś hojny sponsor lub sprzyjający politycy – szpital może być znakomicie wyposażony i komfortowo urządzony. Gdy jednak tego zabraknie, szpitalowi nie pomogą nawet najwybitniejsi profesjonaliści – czy to medyczni czy zarządzający. Pozostanie on na zawsze na etapie jedynie dobrych pomysłów i udanych  „prototypów” .     

Jest jednak i zasadnicza różnica między opisanymi wyżej sytuacjami. Nikt w okresie PRL nie twierdził, że polski przemysł samochodowy kierował się w tamtym czasie zasadami rynkowymi i że z tego wynikały jego kłopoty. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, porzucono biurokratyczno-polityczny i ideologiczny gorset dla przedsiębiorczości w tym zakresie, podobnie jak zresztą w wielu innych gałęziach gospodarki i wprowadzono mechanizmy rynkowe. Ze służbą zdrowia jest inaczej. Popularna jest bowiem opinia, że fatalny stan techniczny polskich szpitali, że kolejki do leczenia, ograniczanie przyjmowania chorych i inne podobne problemy, to właśnie skutek wprowadzenia „rynku” do opieki zdrowotnej i praktyczny efekt realizacji zasady zysku. Ilustruje to znakomicie list biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca do wiernych z okazji przypadającego właśnie XVIII Światowego Dnia Chorych. Czytamy w nim m. innymi, że „służba zdrowia została zawłaszczona całkowicie przez ekonomię, stając się rynkiem usług medycznych, podlegającym nieubłaganym prawom ekonomii”. Gdyby faktycznie tak było, media nie alarmowałby o złym stanie technicznym szpitali, o przestarzałym sprzęcie, o kolejkach do leczenia. To wszystko zostałoby pokonane przez ludzką inicjatywę, przedsiębiorczość i rzetelność zawodową pracowników szpitali, nie krępowaną biurokratyczno – politycznym gorsetem.

Czy jednak do wyzwolenia tej przedsiębiorczości kiedykolwiek w polskiej służbie zdrowia dojdzie – jeżeli lekarstwo jest mylone z  chorobą? 

Krzysztof Bukiel, 14 lutego 2010r.