27 maja 2016

 

 

felieton – tutaj: http://www.termedia.pl/Problematyczna-ekonomizacja-,12,27526,1,0.html

 

oraz tekst poniżej:

 

Problematyczna „ekonomizacja”. Dla MZ.

Swoboda działalności gospodarczej to nie jest jakość, którą ja bym stawiał jako jedną z (…) naczelnych zasad, którymi ma się rządzić publiczny system opieki zdrowotnej. (…) My z tym mamy więcej problemów niż korzyści” – stwierdził niedawno minister zdrowia w czasie spotkania dotyczącego POZ.

Pierwsza część wypowiedzi nie zaskakuje. Partia tworząca obecny rząd od lat głosiła, że jest przeciwna mechanizmom rynkowych, a zatem i swobodzie działalności gospodarczej, w ochronie zdrowia,. Co jednak mają znaczyć słowa, że ze swobodą tą (w publicznej opiece zdrowotnej) rządzący mają „więcej problemów niż korzyści”? Jakie problemy pan minister miał na myśli ?

Swoboda działalności gospodarczej w publicznej ochronie zdrowia, a właściwie jej fragmentaryczne zastosowanie w praktyce po roku 1999, faktycznie przyniosło wiele zmian w stosunku do stanu wcześniejszego: Powstało wiele prywatnych podmiotów leczniczych. Zniesiono tzw. rejonizację leczenia, zastępując ją konkurencją (co prawda w większości „kulawą”) między szpitalami i przychodniami, co umożliwiło pacjentom wybór miejsca leczenia. Znacznie wzrosła podaż świadczeń zdrowotnych w każdej praktycznie dziedzinie medycyny. Nastąpił wzrost efektywności pracy personelu medycznego, czego wyrazem jest spadek ilość zatrudnionych przy wzroście ilości udzielanych świadczeń. Są to wszystko z pewnością zmiany korzystne, nie tylko dla pacjentów ale i dla rządu, czy państwa. Nie o nich zatem – jak sądzę – myślał pan minister.  

Wprowadzenie elementów „swobody gospodarczej” spowodowało też konieczność wyceny refundowanych świadczeń zdrowotnych. I to dla rządzących mógł być rzeczywiście problem. Nie z tego powodu, że nie wiedzieli jak to zrobić, ale z tego, że gdyby chcieli to zrobić rzetelnie – bardzo szybko zabrakłoby pieniędzy z puli, którą przeznaczyli na lecznictwo. Podobny problem przyniosła też „rynkowa” zasada, że za wykonane zlecenie należy zapłacić. Okazało się bowiem, że – nawet przy zaniżonych cenach – pieniędzy publicznych nie starcza na wszystkie wykonane świadczenia. Stąd konieczność ich administracyjnego limitowania, co jest procederem niezwykle wstydliwym dla rządzących, a niekiedy wręcz kryminalnym, jak w przypadku limitowania leczenia onkologicznego. O ileż prostsza i bezproblemowa dla rządu i ministra zdrowia jest sytuacja, gdy szpitale i przychodnie nie podlegają „swobodzie gospodarczej” i zasadom rynkowym, ale otrzymują roczne budżety na swoją działalność i robią wszystko co zostało im zlecone. Nie ma wówczas „nieopłacalnych” świadczeń, nie ma limitów, nie ma bankructw. Spada, co prawda efektywność pracy, zmniejsza się podaż świadczeń zdrowotnych, zmniejsza dostępność leczenia, pacjenci pozbawieni są możliwości wyboru ale wszystko to nie jest problemem rządu, a co najwyżej chorych i szpitali albo przychodni, na które spadają gromy niezadowolonych pacjentów. .

Zdarza się nierzadko, że za oficjalnym programem określonej partii zawierającym różne górnolotne cele, kryją się motywacje zupełnie przyziemne i niekoniecznie tak szlachetne, jak to się oficjalnie przekazuje. Zdarza się też niekiedy, że ten czy ów minister powie coś mimochodem, co ujawnia rzeczywiste motywy proponowanych zmian. Czy nie z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w opisanym wyżej przypadku? Czy pan minister, narzekając na problemy jakie powoduje dla rządzących „swoboda działalności gospodarczej” nie wyjawił przy tym faktycznego powodu sprzeciwu obecnego rządu dla „ekonomizacji” publicznej służby zdrowia i poparcia dla budżetowej jej odmiany ? Jest ona z pewnością łatwiejsza i wygodniejsza dla rządu niż „rynkowa”, pozwala skuteczniej ukryć niedobory środków finansowych, przeznaczonych na lecznictwo, zrzuca na przychodnie, szpitale i lekarzy odpowiedzialność za wszelkie kłopoty, jakie spotykają pacjentów.

Krzysztof Bukiel 1 maja 2016.