W czasie przeprowadzonego w ostatnich dniach „czatu” prezesa PiS z użytkownikami facebooka padło takie pytanie: „Kiedy nastąpi odprywatyzowanie służby zdrowia w Polsce? Pytam, ponieważ biedny człowiek nie ma dostępu – w obecnym systemie – do uczciwego i solidnego leczenia oraz diagnostyki.”
W odpowiedzi prezes PiS stwierdził: „Chcemy umocnić publiczną służbę zdrowia i zatrzymać (…) proces prywatyzacji – przyspieszany przez tych, którzy mają od nas inne zdanie. Zrealizujemy do końca kadencji to, co nazwał Pan odprywatyzowaniem”.
Przytoczone słowa znakomicie ilustrują jak wielkie jest zamieszanie z pojęciami: publiczna służba zdrowia, prywatna służba zdrowia, prywatyzacja służby zdrowia. Bardzo wiele osób, w tym – jak się wydaje – prezes PiS interpretuje te pojęcia w sposób, który nie do końca odpowiada prawdzie.
Zatem: Co to jest publiczna służba zdrowia, a co prywatna ?
Decydującym elementem, który kwalifikuje służbę zdrowia do publicznej jest jej finansowanie ze środków publicznych. Własność i status prawny udzielającego świadczenia ma tutaj drugorzędne znaczenie. Prywatny (w sensie prawa własności) gabinet lekarski, w którym pacjent leczy się „za darmo” (bo za niego zapłacił publiczny płatnik) należy do publicznej służby zdrowia.
Obawiam się, że większość obywateli, podobnie jak autor cytowanego na wstępie pytania, uznaje jednak, że publiczna służba zdrowia to taka, w której i płatnik, i wykonawcy świadczeń nie są podmiotami prywatnymi. W ich odczuciu publiczna służba zdrowia w Polsce uległa w ostatnim czasie ograniczeniu właśnie dlatego, że duża część świadczeniodawców to podmioty prywatne lub sprywatyzowane. Rozumieją tak: skoro coraz więcej dawnych publicznych szpitali i przychodni jest teraz prywatnych (czyli w ich pojęciu = odpłatnych), to brakuje tych publicznych (w ich pojęciu = bezpłatnych). Na prywatyzację zrzucają zatem winę za pogorszenie dostępności do bezpłatnego leczenia. Dlatego myśląc o naprawie publicznej służby zdrowia liczą na jej „odprywatyzowanie”.
Prezes PiS, jak można wnioskować z udzielonej odpowiedzi, podziela powyższy pogląd. On też wiąże umocnienie publicznej służby zdrowia z zatrzymaniem procesu prywatyzacji czyli – jak można rozumieć – zatrzymaniem możliwości finansowania ze środków publicznych leczenia w prywatnych podmiotach.
Te działania mogą jednak przynieść skutek odwrotny: nie umocnienie ale dalsze osłabienie publicznej opieki zdrowotnej, które spowoduje jeszcze większe ograniczenie dostępności bezpłatnego leczenia. Jeśli bowiem spojrzeć na obecny stan rzeczy bez uprzedzeń, to duży udział prywatnych świadczeniodawców w publicznej służbie zdrowia (czyli finansowanej ze środków publicznych), nie tylko jej nie osłabił, ale wzmocnił. Nawet przeciwnicy prywatyzacji przyznają, że dzięki niej znacznie zwiększyła się liczba udzielanych świadczeń, co – siłą rzeczy – ułatwiło dostęp do leczenia. Najbardziej spektakularne przykłady to kardiologia interwencyjna i dializoterapia. Obie te dziedziny jeszcze parę lat temu były w Polsce mocno zaniedbane w porównaniu z zachodnią Europą, dzisiaj są na tym samym lub lepszym poziomie. A podstawowa opieka zdrowotna (POZ)? Chwalona jest za największą – ze wszystkich dziedzin lecznictwa – dostępność dla pacjenta, a przecież jest ona w niemal 100% sprywatyzowana.
Żeby faktycznie wzmocnić publiczną służbę zdrowia nie trzeba wcale jej „odprywatyzować”. Może nawet trzeba ją sprywatyzować jeszcze bardziej (w rozumieniu upowszechnienia prywatnego wykonawstwa świadczeń refundowanych). Przede wszystkim jednak trzeba zbilansować publiczne nakłady na lecznictwo z zakresem świadczeń gwarantowanych, co w obecnym stanie rzeczy oznacza znaczne zwiększenie nakładów. Trzeba też zapewnić mechanizmy, które pozwolą na utrzymanie tej równowagi między nakładami a wydatkami. Mechanizmy te to odpowiednie motywowanie świadczeniodawców (np. przez właściwe zdefiniowanie świadczeń kupowanych przez publicznego płatnika), co faktycznie zapowiada obecny Minister Zdrowia oraz motywowanie pacjentów, czyli przede wszystkim wprowadzenia jakiejś formy współpłacenia, co zdecydowanie odrzuca prezes PiS i obecny rząd.
Obawiam się, że przy tak jednostronnym spojrzeniu na prywatyzację w ochronie zdrowia prezes PiS, nawet przy swoich najlepszych chęciach i najszczerszych intencjach nie doprowadzi do umocnienia publicznej służby zdrowia ale do jej dalszego osłabienia. Szkoda, że w otoczeniu prezesa PiS nie ma nikogo, kto zwróciłby jego uwagę na przedstawione wyżej zależności.
Krzysztof Bukiel