7 kwietnia 2015

 

felieton na stronie Menedżera Zdrowia: http://www.termedia.pl/Posel-szuka-pana,12,24972,1,0.html  

oraz w pdf – tutaj

tekst poniżej:

 

 

Od pewnego czasu mam psa, zupełnie niespodziewanie. Po prostu przybłąkał się i został. I dopiero teraz, obserwując jego zachowanie zrozumiałem, co znaczą takie stwierdzenia, jak „być wiernym jak pies” albo „chodzić za kimś jak pies”.  Najwyraźniej w psiej naturze jest mieć pana, słuchać go, postępować według jego woli. Dlatego pies, który się zgubi zawsze szuka swego pana, albo … ogląda się za nowym.  

Ten obraz: psa szukającego pana narzucił mi się gdy w ostatnim czasie media informowały o kolejnych licznych transferach posłów z upadających partii do innych, silniejszych ugrupowań. Każdy z tych parlamentarzystów próbował uzasadnić swoje przejście jakimiś merytorycznymi argumentami, ale przecież wiadomo, że prawdziwy powód jest jeden: poseł szuka partii, która ma szansę wejść do Sejmu przy najbliższych wyborach. A gdy już zostanie tam zaaprobowany musi zaskarbić sobie tak wielką przychylność partyjnego szefa aby znaleźć się na „biorącym” miejscu partyjnej listy wyborczej. Mamy bowiem w Polsce taką ordynację wyborczą do Sejmu, że nawet najwybitniejszy polityk bez poparcia odpowiednio silnej partii nie ma szansy zostać posłem. To rodzi konkretne skutki: poseł (i jednocześnie kandydat na posła kolejnej kadencji) traci zupełnie swoją niezależność, wyzbywa się swoich poglądów i podporządkowuje całkowicie partii. Jest to proces, jak sądzę, nie do końca uświadamiany. Politycy oduczają się samodzielnego myślenia, nieskrępowanej dyskusji, jasnego formułowania swoich stanowisk, pilnując się aby partia była z nich zadowolona. 

Skutkuje to – w różnych dziedzinach – konkretnymi rozwiązaniami, które nierzadko są złe tylko dlatego, że posłowie rządzącej koalicji nie śmieli krytykować rządowych propozycji i popierali je nawet wbrew sobie. Przykładem takiego rozwiązania jest – moim zdaniem – pakiet onkologiczny. Wszedł w życie mimo wielu krytycznych uwag napływających zewsząd, a pierwsze miesiące funkcjonowania nowych przepisów potwierdziły tylko trafność zarzutów. O tym, że jego błędy dostrzegali nie tylko przedstawiciele opozycji ale i parlamentarzyści rządzącej koalicji przekonała mnie niedawno dyskusja w telewizyjnym studiu. Wzięło w niej udział czworo posłów: dwóch panów z opozycji i dwie panie  z ugrupowań rządzących, wszyscy lekarze, dobrze zorientowani w temacie. Tego, że przedstawiciele opozycji krytykowali pakiet można się było spodziewać. Podobnie jak i tego, że parlamentarzystki z rządzących ugrupowań broniły zasadności jego wprowadzenia. Najciekawsze były jednak stwierdzenia, które padły niejako na marginesie dyskusji: okazało się, że ani  jedna przedstawicielka rządzącej koalicji (profesor pediatrii i hematologii dziecięcej) ani druga (ginekolog, prowadząca prywatną poradnię z kontraktem z NFZ) nie leczą u siebie pacjentów nowotworowych wg zasad pakietu onkologicznego (którego nie podpisały), ale po staremu. Stwierdziły bowiem, że nowe przepisy tylko by im utrudniły postępowanie i wydłużyły drogę chorego do leczenia. Można tylko domniemywać, że obu paniom zabrakło odwagi aby podobne uwagi zgłosić w trakcie dyskusji o pakiecie, jaka odbywała się w parlamencie.

Wzmocnienie pozycji posła, zwiększenie jego niezależności od partii, większe związanie z wyborcami niż z kierownictwem partii jest konieczne aby dyskusja w Sejmie miała bardziej merytoryczny charakter, a wprowadzane przepisy były lepsze. Jest to problem, który dotyczy również opieki zdrowotnej. Sposobem aby tej zmiany dokonać jest z pewnością wprowadzenie większościowej ordynacji wyborczej do Sejmu, opartej o jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW). Dlatego OZZL od lat popiera działania na rzecz JOW. I nie jest to żadne „politykowanie”, ale dobrze rozumiana troska o  sprawny system opieki zdrowotnej. 

Krzysztof Bukiel.  19 marca 2015r.