Jak donoszą media, Ministerstwo Obrony Narodowej wydaje kilkaset milionów złotych rocznie na wynajęcie zewnętrznych agencji ochrony, które strzegą obiektów wojskowych. Jest tak zresztą już od lat, ale po zmianie rządów nic w tej sprawie się nie zmieniło. Można by pomyśleć, że wojsko stworzone dla ochrony obywateli nie jest w stanie chronić siebie. Podobno przedstawiciele MON pytani o tę sprawę wyjaśniają, że ochrona prowadzona przez cywilne prywatne agencje jest po prostu … tańsza niż ochrona prowadzona przez wojsko. Taka sytuacja jest zatem dla wojska i – zwłaszcza – dla budżetu państwa po prostu korzystna.
Ten drobny z pozoru fakt rzuca ciekawe światło na prowadzoną właśnie reformę publicznej ochrony zdrowia. Jak wiemy, jednym z głównych motywów tej reformy jest walka z „wyciekiem publicznych pieniędzy” (jak to barwnie określił prezes PiS) do prywatnych placówek ochrony zdrowia. To właśnie fakt, że część świadczeń zdrowotnych, refundowanych ze środków publicznych realizowanych jest w podmiotach prywatnych ma być (wg partii rządzącej) przyczyną marnotrawstwa w ochronie zdrowia i owej –mitycznej niemal – „nieszczelności” systemu. Prywatne podmioty ,działając „dla zysku”, mają bowiem „wysysać” środki publiczne, których później brakuje dla publicznych zakładów.
I oto okazuje się, że minister obrony, który najprawdopodobniej nie skonsultował tego z szefem swojej partii, przyznaje, że prywatne podmioty – działające jak się można spodziewać „dla zysku” – są tańsze niż publiczna instytucja, która wykonuje identyczne zadanie. Może zatem myli się prezes PiS, a za nim – działający posłusznie – obecni reformatorzy publicznej ochrony zdrowia, którzy przyjęli taki właśnie kierunek zmian w lecznictwie?
Krzysztof Bukiel