19 listopada 2020

Jeden z lekarzy rodzinnych (@tomziel1) pochwalił się na twitterze, że uczynił właśnie kolejny krok do pełnej cyfryzacji w ochronie zdrowia przez to, że wprowadził rejestrację zdarzeń medycznych i indeksację elektronicznej dokumentacji medycznej w P1 (Elektronicznej Platformie Gromadzenia, Analizy i Udostępniania zasobów cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych). Na ten wpis zareagował minister zdrowia (@a_niedzielski) następującymi słowami: Mały krok dla @tomziel1, a ogromny krok dla systemu opieki zdrowotnej 😉 Elektroniczna Dokumentacja Medyczna staje się faktem!”

 

Wszystkim na pewno skojarzyły się te słowa z pamiętnymi słowami amerykańskiego astronauty, który jako pierwszy człowiek postawił stopę na księżycu: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości. Z pewnością taki też był zamysł pana ministra, który chciał przez nawiązanie do lądowania na księżycu pokazać jakim to przełomowym osiągnięciem dla publicznej ochrony zdrowia w Polsce jest wprowadzenie jej „pełnej cyfryzacji”.

 

Mi jednak cała ta sytuacja skojarzyła się z czymś zupełnie innym. Zapytano kiedyś w Rosji jej mieszkańców o to, czy są zadowoleni z rządów prezydenta Putina. Jedna ze starszych pań (można powiedzieć „babuleńka”) mieszkająca gdzieś w podmoskiewskiej wsi stwierdziła, że jest bardzo zadowolona. „Ale jakże to” – pyta dziennikarz: „nie ma pani w domu ani wody, ani kanalizacji, ani gazu, a jedynie elektryczność, do wsi nie dochodzi żadna utwardzona droga, a pani jest zadowolona ze sposobu rządzenia Rosją?”. „Ale za to wszyscy na świecie nas się boją” – stwierdziła „babuleńka”.

Pan minister zdrowia oczywiście nie o takiej potędze (militarnej) wspominał i nie tym się chwalił, a jednak pewne podobieństwo do sytuacji w Rosji jest. Chwalenie się cyfryzacją nie byłoby niczym złym, ani nawet niestosownym, gdyby wcześniej albo chociaż jednocześnie z wprowadzaniem cyfryzacji rozwiązywano rzeczywiście istotne dla pacjentów i dla pracowników ochrony zdrowia problemy, które bardziej niż cyfryzacja decydują o poziomie publicznego lecznictwa. Myślę tutaj o płacach, o warunkach pracy, o kolejkach do leczenia, o brakach personelu, o zdekapitalizowanych pomieszczeniach wielu szpitali itp. Itd. Czy cyfryzacja rozwiąże te problemy? A czy wprowadzenie kart płatniczych albo elektronicznie obsługiwanych rachunków bankowych polepszyło sytuację materialną ich użytkowników? Ułatwiło im jedynie wydawanie pieniędzy.

Cyfryzacja ochrony zdrowia nie poprawi dostępu do leczenia, nie poprawi warunków pracy personelu medycznego, nie spowoduje wzrostu ich wynagrodzeń, nie zmniejszy ich deficytu, nie przyczyni się do zmniejszenia długów szpitali… Nawet nie zmniejszy biurokracji bo nie zależy ona od sposobu rejestrowania określonych wydarzeń ale od nadmiernej liczby tych „wydarzeń”, które trzeba rejestrować. Cyfryzacja ułatwi nieco (jeżeli nie zawiodą „platformy” i programy) obsługiwanie biurokracji i istotnie zwiększy kontrolę państwa nad pracownikami i pacjentami. Zatem ogłaszanie wielkiego przełomu w publicznej ochronie zdrowia w Polsce, na miarę zdobycia księżyca przez człowieka jest – moim zdaniem – dużym nietaktem i może świadczyć o równie dużym oderwaniu pana ministra od tego czym naprawdę (jakimi problemami) żyją w Polsce pacjenci i pracownicy publicznej ochrony zdrowia. Podejrzewam, że ich sny o potędze polskiego lecznictwa są zupełnie inne niż pana ministra, bardziej „przyziemne”.

Ja na przykład od marca br. czekam na taką prostą rzecz, jak propozycja ministra zdrowia zwiększenia tzw. współczynnika pracy dla lekarzy specjalistów w ustawie z dnia 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Ustawa ta przewiduje, że współczynnik, który określa wysokość wynagrodzenia zasadniczego lekarza specjalisty w stosunku do „średniej krajowej” wynosi 1,27. OZZL oczekuje, że będzie to 3, ale jest gotowy do kompromisu i negocjacji w tej sprawie. Ministerstwo Zdrowia od ponad pół roku nie potrafi się zdobyć na przedstawienie swojej propozycji. Czy pan minister ma nadzieję, że jakiś lekarz, ratujący codziennie ludzkie życie i poddany presji wielkiej odpowiedzialności, który zarobi przewidziane ustawą 1,27 średniej krajowej, zapytany o to jak ocenia publiczną ochroną zdrowia w Polsce odpowie jak ta „babuleńka” z Rosji: „Jest bardzo dobrze. Zarabiam co prawda marnie, pracuję w złych warunkach, muszę dorabiać w kilku miejscach, pacjenci są na mnie źli, bo czekają  na wszystko w kolejkach, ale mamy za to pełną cyfryzację w służbie zdrowia”. Ja bym na to nie liczył.

 

Krzysztof Bukiel – 19 listopada 2020 r