23 czerwca 2009

Chyba nazbyt dosłownie pan premier Tusk rozumiał słowo „cud”, zapowiadając  „cud irlandzki” w Polsce. Przynajmniej  w odniesieniu do służby zdrowia  można mieć takie podejrzenia.

 

Właśnie rozpoczęła się kolejna prezentacja tych samych co wcześniej, ale w innej oprawie pomysłów rządu na reformę polskiej służby zdrowia. Pani minister przedstawiła nowe projekty ustaw, które wprowadzą oczekiwane od dawna: koszyk świadczeń gwarantowanych  i dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne. Wreszcie pacjenci będą wiedzieć co się im należy, wreszcie znikną kolejki do leczenia, a strumień „lewych” – dotychczas – pieniędzy zasili szpitalne konta. W głosie pani minister nie było cienia zmieszania, że jest to już któraś z kolei zapowiedź rychłego rozwiązania problemów polskiej służby zdrowia przez obecny rząd, a żadna z poprzednich nie została zrealizowana. Nawet dziennikarze potraktowali te nowinki z pewną obojętnością, chociaż jeszcze niedawno każda rządowa propozycja w tej sprawie wzbudzała ich wielkie zainteresowanie. Najwyraźniej mało kto już wierzy, że rząd faktycznie chce coś zmienić w ochronie zdrowia, a jedynie dba o swój reformatorski wizerunek. Zresztą komentarze przedstawicieli ministerstwa zdrowia mogły tylko umocnić w takim przekonaniu. Jeden z wiceministrów oburzał się na przykład na zarzuty, że rząd – wprowadzając koszyk – chce ograniczyć zakres świadczeń gwarantowanych. Pani minister zdecydowanie zaprzeczyła jakoby rząd chciał wprowadzić współpłacenie dla pacjentów i odrzuciła oskarżenia, że osoby, które się dodatkowo ubezpieczą będą „wypychać” pozostałych z kolejki do leczenia. Będzie zatem koszyk bez ograniczenia zakresu świadczeń, będą ubezpieczenia dodatkowe bez współpłacenia, będzie omijanie kolejki przez niektórych, ale bez ich wydłużania dla pozostałych. Jeśli do tego dodamy parę wcześniejszych pomysłów, jak: rynek świadczeń zdrowotnych ale bez rynkowych cen, wolną konkurencję między szpitalami, ale bez wolności ich wyboru przez pacjentów (wskutek limitów narzucanych przez NFZ)  – to uzyskamy całą paletę najprawdziwszych cudów. Nie można bowiem inaczej jak „cud” określić połączenia rzeczy, które – w naturze – wzajemnie się wykluczają.  

 

A tymczasem służba zdrowia w Polsce rzeczywiście wymaga pilnej reformy i jej brak może znowu spowodować niepokoje społeczne. Gdy w czasie lekarskich strajków w roku 2007, negocjacje OZZL z rządem nie przyniosły rezultatu, poleciliśmy, aby organizacje zakładowe związku, będące w sporach zbiorowych ze swoimi pracodawcami zawierały – na poziomie szpitali – porozumienia o kroczących podwyżkach płac dla lekarzy, najlepiej do 3 średnich krajowych dla specjalisty, w ciągu najbliższych kilku lat. Tych kilka lat to był czas zostawiony dyrektorom szpitali na konieczne zmiany w obrębie zakładu, a rządzącym na reformę całego systemu. Było bowiem dla nas oczywiste, że dotychczasowy system i godziwe płace dla lekarzy to byty wzajemnie sprzeczne, nie mogące ze sobą współistnieć. Zatem porozumienia te miały wymusić odpowiednie działania reformatorskie. Tym bardziej, że mają one status prawa pracy (art. 9 § 1. kodeksu pracy) i pracodawca nie może ich jednostronnie zerwać, a co najwyżej – za zgodę związku zawodowego – czasowo zawiesić. W wielu szpitalach w Polsce doszło do podpisania takich, kończących spór zbiorowy – porozumień.  Tak więc – prędzej czy później musi też dojść do oczekiwanych zmian, bo nie sądzę, aby lekarze zrezygnowali ze swoich tak trudno osiągniętych zdobyczy. Lepiej więc chyba aby rządzący skończyli ten spektakl działań pozornych, tym bardziej, że chluby on rządowi nie przynosi.    

   

Krzysztof Bukiel, 20 maja 2009r.