artykuł w pdf – https://www.termedia.pl/Urwane-lusterko,12,36344,1,0.html
oraz jego treść poniżej:
Ile kosztuje ubezpieczenie?
Wyjeżdżając jakiś czas temu z garażu urwałem w samochodzie zewnętrzne lusterko. Pierwszą moją reakcją było „rzucenie się” do internetu w poszukiwaniu jakiegoś lusterka używanego, ale w dobrym stanie, którym mógłbym zastąpić to oderwane. Znalazłem ich całkiem sporo w cenie od 250 do 400 złotych, co razem z usługą (u „zaprzyjaźnionego” mechanika) zamknęłoby naprawę kwotą 400-600 złotych. Gdybym kupił nowe lusterko w internetowym sklepie, zapłaciłbym w sumie (wraz z wymianą) ok 1400 złotych. Gdy już miałem tego dokonać przypomniałem sobie o ubezpieczeniu autocasco, pokrywającego koszty również takich „nieszczęść”. Obsłużono mnie szybko i bardzo sprawnie. Za tydzień miałem już nowe lusterko – „markowe” i wymienione w autoryzowanym warsztacie. Nic za to nie zapłaciłem (nie licząc składki na ubezpieczenie),a kwota zwrotu z ubezpieczalni dla warsztatu wyniosła 2700 złotych. Była ona wyższa od 2 do 6 razy niż cena naprawy której dokonałbym na własny koszt i nie będę tutaj wyjaśniał dlaczego tak się stało, bo każdy przecież pewnie rozumie.
Ten prosty przykład znakomicie ilustruje problem: ile kosztują ubezpieczenia, a piszę to tym, bo jest to istotne dla publicznej ochrony zdrowia, również w naszym kraju. Chociaż bowiem jej finansowanie nie jest oparte na prawdziwych ubezpieczeniach zdrowotnych, to jednak obowiązuje tutaj podobna zasada: ludzie nie płacą bezpośrednio za usługi na swoją rzecz ale otrzymują je „bezpłatnie”, a koszty pokrywa instytucja utrzymywana ze składek (lub podatków) płaconych wcześniej przez tych samych ludzi. Taki sposób płacenia powoduje, że koszty świadczeń znacznie wzrastają, nie skutkując przy tym istotnym albo jakimkolwiek wzrostem jakości usług. Czy ta konstatacja nie powinna być czymś ważnym dla osób odpowiedzialnych za sposób funkcjonowania publicznej ochrony zdrowia w naszym kraju, gdzie niedobory środków są głównym powodem utrudnionego dostępu do leczenia i stale rosnących kolejek? Czyż nie powinna się stać jednym z głównych tematów „ogólnonarodowej debaty” poświęconej ochronie zdrowia? Nic więc dziwnego, że gdy rok temu, minister zdrowia Łukasz Szumowski zapowiedział przeprowadzenie takiej debaty miałem nadzieję (a pewnie takich jak ja było wielu), że jednym z głównych jej punktów będzie właśnie sposób finansowania lecznictwa, w tym również odpowiedź na pytanie: co należy finansować ze środków wspólnych (publicznych), a co z prywatnych? Można było mieć nadzieję, że politycy, wspólnie z pacjentami i lekarzami znajdą takie świadczenia, których finansowanie ze środków prywatnych nie będzie stanowiło przeszkody w dostępie do nich, a pozwoli na zaoszczędzenie środków, które można by przeznaczyć na te świadczenia, które są kosztowne, a przy tym niedofinansowane (jak np. leczenie nowotworów).
Tak się jednak nie stało. „Wielka narodowa debata” okazała się „wielkim nic”, propagandową szopką, której głównym celem było „doczołganie” się do wyborów stwarzając wrażenie zainteresowania problemami ochrony zdrowia. Nic z tej debaty nie wynika: ani jaki ma być sposób finansowania publicznej ochrony zdrowia, ani jaka ma być – ostatecznie – organizacja świadczeń, ani jaki ma być system wynagradzania pracowników medycznych. Niestety obecny rząd nie traktuje publicznej ochrony zdrowia jako dziedziny ważnej, nad którą warto się pochylić nie tylko dla doraźnych korzyści politycznych. I żadna to pociecha, że podobnie traktowały tę dziedzinę wszystkie dotychczasowe rządy w wolnej Polsce po roku 1989.
Krzysztof Bukiel 10 marca 2019