Jeśli by kto jeszcze nie wiedział dlaczego publiczna ochrona zdrowia w Polsce jest w permanentnym kryzysie i nie widać perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy, niezależnie od tego jaka partia sprawuje władzę, otrzymał właśnie kolejną lekcję w tej sprawie. Był nim Kongres partii rządzącej, a szczególnie wystąpienie jej prezesa.
Zwrócę uwagę na parę znamiennych faktów:
1. Sprawie publicznej służby zdrowia przywódca rządzącej partii poświęcił znikomy procent swojego wystąpienia. To znakomicie pokazuje jaką wagę przywiązuje do tego problemu prezes PiS. Jeśli sprawa nie jest dla niego ważna, to trudno przypuszczać, że będzie ważna dla obecnego rządu, że zostanie potraktowana priorytetowo na przykład przy rozdziale publicznych pieniędzy albo przy tworzeniu rządowego zespołu ekspertów, który by dokładnie i merytorycznie przeanalizował obecny kryzys w ochronie zdrowia i zaproponował optymalne rozwiązanie problemu.
2.Prezes PiS autorytatywnie stwierdził, że sprawa ewentualnej likwidacji NFZ zostaje odłożona do następnej kadencji, a już „po chwili” powtórzył to na twitterze marszałek senatu i lekarz Stanisław Karczewski. Wcześniej ani minister zdrowia, ani inni przedstawiciele PiS nie potrafili wypowiedzieć się w tej sprawie jednoznacznie. Ten drobny z pozoru fakt pokazuje, że jedynym decydentem co do kierunku zmian w ochronie zdrowia jest prezes PiS, a minister zdrowia czy inne osoby związane ze służbą zdrowia w partii służą tylko do realizacji i uwiarygodnienia decyzji jej szefa. To nie jest dobra wiadomość, bo oznacza, że losy publicznej ochrony zdrowia są w rękach osoby słabo zorientowanej w jej faktycznym funkcjonowaniu i opierającej się bardziej na emocjach i powierzchownych ocenach niż na merytorycznych faktach. Osoby, które powinny prezesa PiS w tej sprawie wesprzeć merytorycznie i ewentualnie poprawić – nie są w stanie tego zrobić.
3. Przedstawiona przeze mnie wyżej teza, że szef PiS słabo i powierzchownie zna realia publicznej ochrony zdrowia znajduje potwierdzenie w kolejnych dwóch fragmentach wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego dotyczącego reformy opieki zdrowotnej. W pierwszym – docenił on wprowadzenie tzw. sieci szpitali dzięki której – jego zdaniem – nie będzie już „wycieku publicznych pieniędzy”. Skąd taki wniosek i co oznacza: „wyciek publicznych pieniędzy” ? Czy chodzi o kierowanie publicznych środków do prywatnych podmiotów? Przecież sieć objęła nie tylko publiczne placówki, ale również niektóre prywatne szpitale. W tym sensie pewien „wyciek” pozostanie i nie został zatrzymany. Zresztą szpitale spoza sieci też dostaną pieniądze publiczne – w kwocie równej 7% ogółu środków przeznaczanych na szpitalnictwo. Czy będą to pieniądze zmarnowane, które „wyciekły”, skoro będą przeznaczone na opłacenie leczenia Polaków, a kwota jaka pójdzie na opłacenie określonej procedury w podmiotach prywatnych będzie dokładnie taka sama jak w podmiotach państwowych? Gdyby przyjąć rozumowanie prezesa PiS, które – jak można domniemywać – uważa, że „wyciekiem” jest zakup świadczeń refundowanych w podmiotach prywatnych, to czym jest wspieranie ze środków publicznych polskiego rolnictwa w kwocie ok. 60 mld zł rocznie, zważywszy że rolnictwo to jest w 100% prywatne? Nie słyszeliśmy jednak aby Prawo i Sprawiedliwość chciało zlikwidować dopłaty do rolnictwa.
Drugim fragmentem wypowiedzi, który demaskuje powierzchowną wiedzę prezesa PiS o rzeczywistych problemach publicznej ochrony zdrowia jest jego stwierdzenie o konieczności rozwiązania dramatycznego problemu „nocnych kolejek ludzi chorych”, który, jak stwierdził, dotyczy w szczególności dzieci. Przypomina mi się w tym momencie pamiętne stwierdzenie innego prezesa innej partii – Donalda Tuska, który zobowiązywał innego ministra zdrowia – Bartosza Arłukowicza do likwidacji kolejek do podstawowej opieki zdrowotnej. Obaj szefowie partii słyszeli coś o kolejkach do leczenia ale nie bardzo wiedzieli o co chodzi, koniecznie jednak chcieli sprawić wrażenie osób dobrze zorientowanych w temacie.
Taka jest rzeczywista i trudna, żeby nie powiedzieć – beznadziejna sytuacja publicznej ochrony zdrowia w Polsce. Nie interesuje ona politycznych liderów na tyle, aby zechcieli poświęcić jej trochę czasu, poznać jak faktycznie działa, co jest w niej dobre, co złe i jakie są tego przyczyny. Jednocześnie jednak ci sami polityczni przywódcy rozumieją, że zdrowie to temat niezwykle ważny dla każdego obywatela i wyborcy , dlatego sami chcą decydować o zmianach w ochronie zdrowia, kierując się przy tym swoją płytką wiedzą, którą zastępują wyobrażeniami, uprzedzeniami i emocjami. Mogłyby temu zaradzić osoby z otoczenia prezesa tej czy innej partii, ale tego nie zrobią, bojąc się gniewu swojego pryncypała, który może ich – za niezbyt gorliwe przytakiwanie mu – pozbawić miejsca na liście wyborczej do parlamentu lub stanowiska w rządzie.
Dlatego w tej sprawie – „ciemność widzę”.
Krzysztof Bukiel – 2 lipca 2017 r.