O prawdziwej naturze kolejki ( do leczenia).
Zastanawia mnie, jak bardzo w ostatnich latach zmienił się stosunek rządzących do takiego zjawiska jakim jest: „kolejka oczekujących” na świadczenia zdrowotne i związane z tym limitowanie świadczeń.
Patologia oswojona.
Gdy jeszcze parę lat temu zarzucaliśmy ministrowi zdrowia, że w Polsce ludzie czekają na świadczenia medyczne w wielomiesięcznych lub paroletnich kolejkach, on przyjmował to ze wstydem i próbował się jakoś tłumaczyć, zapowiadając jednocześnie, że podejmie działania, które sytuację tę zmienią. Od pewnego jednak czasu, minister już się nie tłumaczy z kolejek. Co więcej, stwierdza, że kolejki do leczenia są rzeczą normalną, a właściwym celem jest nie likwidacja kolejek, ale …. odpowiednie nimi zarządzanie. Popierają go w tym „eksperci”, inni politycy i – niestety – coraz więcej lekarzy.
Odpowiednie „zarządzanie” kolejkami ma polegać na stworzeniu „przejrzystych zasad” ustalania kolejności, braku możliwości przesunięcia się w kolejce, oraz gwarancjach maksymalnego czasu oczekiwania na określone świadczenie. Właśnie to ostatnie stwierdzenie spowodowało, że nabrałem wątpliwości, czy zwolennicy kolejek do leczenia wiedzą o czym mówią.
W kolejce po śmierć.
Czymże bowiem jest kolejka do leczenia w obecnym systemie ochrony zdrowia? Jest uzewnętrznieniem trwałego niedoboru środków przeznaczonych na świadczenia zdrowotne. Niedobór musi być trwały aby powstała kolejka. Gdyby był „przemijający”, to kolejka raz by się tworzyła, raz znikała. Wyrazem tego niedoboru jest limitowanie świadczeń przez publicznego płatnika. Przyjrzyjmy się zatem, jak taka kolejka powinna się zachowywać. Weźmy np. poradnię, której przyznano limit 20 porad dziennie ( bo na więcej zabrakło środków), a chętnych jest 30 pacjentów. Codziennie 10 pacjentów zostanie ustawionych w kolejce. Już po dziesięciu dniach kolejka będzie liczyć 100 osób, co sprawi, że ostatni w kolejce czekać będą 5 dni na poradę. Ale już po 40 dniach czas oczekiwania na poradę przedłuży się do 20 dni ( 400 oczekujących, 20 przyjmowanych w ciągu dnia). Można wyliczać tak dalej, ale nie o dokładne wyliczenia tutaj chodzi, tylko o zauważenie prostego faktu: kolejka do świadczeń zdrowotnych, powstała w wyniku trwałego niedoboru środków na te świadczenia musi – z natury rzeczy – stale się wydłużać, aż do momentu, gdy czas oczekiwania w kolejce zrówna się z przeciętną długością życia chorych na daną chorobę, pozostających bez leczenia, kiedy to, z przyczyn naturalnych kolejka osiągnie „plateau”. Czy można zatem twierdzić odpowiedzialnie, że ustanowi się „maksymalny czas oczekiwania” w kolejce ? Chyba, że za taki czas uzna się ów przeciętny czas przeżycia chorego –nie leczonego. Któremu pacjentowi jednak taki czas będzie potrzebny?. Z nim, czy bez niego – leczenia nie dożyje.
Przechytrzanie socjalizmu.
Domyślam się, że przekonanie, o możliwości ustalenia „maksymalnego czasu oczekiwania” wzięło się u wielu osób z obserwacji życia. Faktycznie bowiem, kolejki do świadczeń zdrowotnych – wydawałoby się wbrew logice – nie wydłużają się w nieskończoność. To jednak daje się również logicznie wytłumaczyć. Tylko trzy przyczyny mogą być tego powodem:
1. część pacjentów umiera przedwcześnie w kolejce, nie doczekawszy się leczenia,
2. część pacjentów rezygnuje z leczenia za publiczne pieniądze i leczy się prywatnie, „poza systemem”,
3. część pacjentów płaci nielegalnie za „ominięcie kolejki” i otrzymuje świadczenie w ramach „wolnych mocy przerobowych”, które – w przeciwnym razie – byłyby niewykorzystane.
Czy pan minister, eksperci i inni zwolennicy kolejek do leczenia wiedzą o ich – opisanej wyżej – naturze? Jeżeli wiedzą, a mimo to proponują ich utrzymanie, to znaczy, że akceptują:
– eliminację części pacjentów z możliwości leczenia i skazywanie ich na śmierć,
– pozbawienie niektórych osób prawa do refundowanego leczenia, pomimo opłacania przez nich składek,
– istnienie korupcji w ochronie zdrowia.
Jeżeli nie wiedzą jaka jest prawdziwa natura kolejki do leczenia lub wolą się nad tym nie zastanawiać, zadowoliwszy się stwierdzeniem, że „jakoś to jest”, to znaczy, że są nierzetelni i niewiarygodni.
Obrona socjalizmu.
Nie uda się – oczywiście – zlikwidować limitowania świadczeń zdrowotnych i wynikających z tego kolejek, jeżeli nie zrezygnuje się z tzw. bezpłatności leczenia, czyli finansowania świadczeń zdrowotnych wyłącznie ze środków publicznych. Nie ma bowiem wówczas innych, niż limitowanie, sposobów ograniczenia popytu na świadczenia, nie ma też żadnych dodatkowych źródeł pieniędzy, mogących zwiększyć podaż świadczeń. I to właśnie lęk przed wprowadzeniem współpłacenia bardziej niż cokolwiek innego przekonuje – moim zdaniem – ministra zdrowia i innych polityków do głoszenia teorii o nieuchronności kolejek w służbie zdrowia. .
Krzysztof Bukiel , Stargard Szczeciński
PS
W kontekście tego co napisałem wyżej, ostatnia propozycja ministra Religi podziału świadczeń refundowanych na limitowane i nielimitowane wydaje się krokiem w odpowiednim kierunku, chociaż bardzo nieśmiałym. Przynajmniej w zakresie świadczeń, które pan minister zaliczy do nielimitowanych pacjenci mogliby liczyć na „bezkolejkowy” dostęp do leczenia.