15 marca 2009

http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article339849/Pacjent_zlamal_dwie_nogi_zloza_mu_jedna.html

Absurdalne wymagania NFZ wobec szpitali

Pacjent złamał dwie nogi, złożą mu jedną

Pacjent złamał dwie nogi, złożą mu jedną

NFZ w absurdalny sposób rozlicza się ze szpitalami. Obowiązuje zasada: jeden pacjent, jedna choroba. Jeżeli oprócz żółtaczki chorujesz na nadciśnienie, szpital musi wybierać, które schorzenie leczyć, bo NFZ zapłaci tylko za jedno z nich – pisze DZIENNIK.

Miesiąc temu pacjentka w zaawansowanej ciąży trafiła na oddział położniczy do szpitala w Pabianicach. Skarżyła się na silne bóle brzucha, więc lekarze zrobili jej cesarskie cięcie, przekonani, że zaczęła rodzić. Na świat przyszły bliźniaki, jednak bóle brzucha nie mijały. Okazało się, że kobieta ma krwiaka nerki i potrzebna jest kolejna operacja.

Dla szpitala ta informacja oznaczała jedno: trzeba wybrać, z czego wyleczył pacjentkę. Dlaczego? Bo NFZ zwróci mu pieniądze tylko za jedną chorobę. Wygrała operacja nerki, bo była droższa. "Za poród szpital nie dostał ani grosza, jakby go w ogóle nie było" – mówi Grzegorz Krzyżanowski, urolog z Pabianic i prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi.

W każdym ze szpitali w Polsce, do których dzwonił DZIENNIK, dyrektorzy i lekarze przytaczali kolejne przypadki podobnych absurdów. Winą obarczali nowy system rozliczania z NFZ, który obowiązuje od lipca zeszłego roku. Zasady są brutalnie proste: Fundusz płaci szpitalom tylko za jedną, najwyżej wycenianą procedurę. Za pozostałe, choć wykonane, nie zwraca ani grosza.

"Gdybym poszedł do sklepu, włożył do koszyka chleb i bułkę, a w kasie zapłaciłbym tylko za chleb, wszyscy nazwaliby mnie złodziejem" – mówi obrazowo Krzysztof Skowronek, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Gruźlicy i Chorób Płuc w Kielcach. Jeszcze bardziej dosadnie ocenia nowy system prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Konstanty Radziwiłł."Fundusz nakłania do hazardu moralnego, bo dzięki takiemu rozliczaniu kosztów szpitale mogą mieć pokusę, by dzielić pacjentów na bardziej i mniej opłacalnych" – mówi.

Bo przyjęcie na oddział człowieka z kilkoma schorzeniami szpitalowi najzwyczajniej w świecie się nie opłacała. I zmusza lekarzy do nieetycznych kalkulacji. Marek Ciężki, wicedyrektor szpitala w Ostrowi Mazowieckiej, podaje przykład: "Proszę sobie wyobrazić, że trafia do mnie pacjent z zapaleniem wyrostka robaczkowego, a w trakcie rutynowych badań okazuje się, że może mieć nowotwór płuca. Mam mu powiedzieć: drogi panie, my leczymy tylko wyrostek, reszta nas nie interesuje?". A przy tym lekarz ma pełną świadomość, że zlecając badanie tomografem i konsultację onkologiczną, nie dostanie za to pieniędzy z NFZ.

Co na to wszystko NFZ? Zaprzecza. Rzeczniczka Funduszu poinformowała nas w oficjalnym piśmie, że NFZ płaci szpitalom za wyleczenie pacjenta – cały pobyt w szpitalu i wszystkie związane z nim czynności wykonywane przy chorym.

Oto inne absurdy

Nie można chorować zbyt często na to samo

Jeśli pacjent, który leczył się w szpitalu na zapalenie płuc, zostanie wypisany i przed upływem dwóch tygodni wróci z nawrotem choroby – to za drugie leczenie Fundusz szpitalowi nie zapłaci.

Nie można złamać dwóch kończyn naraz

Jeśli ktoś złamie równocześnie dwie nogi – to szpital dostanie pieniądze tylko za wyleczenie jednej z nich. Koszty konsultacji ortopedów, zdjęć i gipsowania drugiej nogi Funduszu już nie interesują.

Bardziej się opłaca obciąć nogę, niż leczyć

NFZ więcej płaci szpitalom za amputację stopy cukrzycowej niż jej leczenie, a specjalny but dla cukrzyka, który hamuje postęp choroby, refunduje dopiero wtedy, gdy pacjent już jest bardzo chory, np. straci palec.

Magdalena Janczewska
 
 
Polska Pediatria w zapaści  – http://fitness.wp.pl/zdrowie/aktualnosci/go:1/art232,polska-pediatria-znajduje-sie-w-zapasci-.html

W Polsce jedna trzecia dzieci w wieku 2-3 lat oraz połowa dzieci w wieku szkolnym nie jest w ogóle badana. W efekcie później wykrywa się u nich schorzenia przewlekłe, a umieralność dzieci i młodzieży w Polsce jest wyższa o 40 proc. od rozwiniętych krajów UE – alarmują pediatrzy.
 

Prof. Mieczysław Walczak z Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego uważa, że w dobie kryzysu powinno się chronić najsłabszych, czyli dzieci, ale aktualny stan pediatrii polskiej na to nie pozwala. "W Polsce zbyt późno rozpoznaje się u dzieci choroby przewlekłe. Wynika to m.in. z braku profilaktyki – aż jedna trzecia maluchów dzieci w okresie poniemowlęcym, tj. w wieku 2-3 lat, nie jest badana. W wieku szkolnym, na skutek odejścia od medycyny szkolnej, odsetek ten jest jeszcze bardziej zastraszający i dochodzi do 50 proc." – stwierdza prof. Walczak.

Na skutek odejścia stomatologów z lecznictwa podstawowego oraz z medycyny szkolnej, aż 70-80 proc. dzieci w wieku rozwojowym ma próchnicę zębów. Pod tym względem jesteśmy 10 lat w tyle za wieloma krajami UE. Wiele polskich dzieci ma wady kręgosłupa i postawy; narasta liczba dzieci z alergiami i cukrzycą; późno rozpoznaje się nowotwory.
Co więcej, budżet na szczepienia ochronne w Polsce jest niewystarczający. "Już teraz polski kalendarz szczepień ochronnych wypada niekorzystnie na tle takich krajów jak Czechy, Słowacja, a nawet Rumunia" – dodaje dr hab. Teresa Jackowska, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego.

"Musimy pamiętać, że zbyt późne rozpoznawanie chorób zwiększa koszty leczenia i jest bardziej czasochłonny; w wielu przypadkach nie pozwala na wyleczenie dziecka, przez co wkracza ono z chorobą przewlekłą w wiek dojrzały i musi korzystać z rent inwalidzkich" – tłumaczy prof. Walczak.

Zdaniem dr Jackowskiej, sytuację tę może jeszcze pogorszyć przyjęcie proponowanych zmian w Ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. "Nowa ustawa ma wnieść bardzo niepokojące zmiany. Znikły z niej np. punkty mówiące o tym, że świadczeniobiorca zapewnia i finansuje opiekę nad kobietą w okresie ciąży, porodu i połogu, opiekę w okresie karmienia piersią, opiekę prenatalną nad płodem, nad noworodkiem, wstępną ocenę stanu zdrowia dziecka oraz opiekę zdrowotną i ocenę stanu zdrowia dzieci do 18 roku życia. Innymi słowy nie będą finansowane wszelkie działania profilaktyczne" – podkreśla prof. Jackowska.

Według prof. Jerzego Stańczyka z Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, ważną przyczyną zapaści polskiej pediatrii jest odsunięcie pediatrów od podstawowej opieki zdrowotnej. Rola pediatry w opiece nad populacją wieku rozwojowego została zmarginalizowana, a zadanie to przekazano w ręce lekarzy rodzinnych, ocenił. Pediatrzy nie są zatrudniani na etatach w przychodniach zdrowia, bo NFZ nie podpisuje takich kontraktów

Prof. Stańczyk przypomina, że i tak już zła sytuacja szpitali pediatrycznych pogorszyła się diametralnie po wprowadzeniu 1 lipca 2008 r. zmian finansowania w ramach tzw. jednorodnych grup pacjentów (JPG). "Ceny niektórych procedur specjalistycznych w pediatrii zostały niedoszacowane w ok. 20-30 proc. Innymi słowy – są zupełnie nieadekwatne do kosztów, które ponoszą szpitale" – zaznacza. W związku z tym, dyrektorzy dużych szpitali pediatrycznych sygnalizują, że już teraz zadłużają się one w tempie 2-3 mln zł miesięcznie. Jego zdaniem, jeśli nie dojdzie do zmian w finansowaniu, placówkom tym grozi katastrofa.

Według prof. Jackowskiej, obecnie część jednostek chorobowych, które dość często występują u dzieci, jak omdlenia czy bóle głowy, w ogóle nie figuruje w systemie JPG i w związku z tym nie jest wyceniana. "Dochodzi też do takich absurdów, że gdy dziecko ma zapalenia płuc to lepiej napisać, że jego etiologia jest nieznana, bo za to wycena jest wyższa, niż przy znanej etiologii; albo nie można wypisać ze szpitala 17 letniej dziewczynki, która kilka dni temu ukończyła 17 lat, bo system JGP zakwalifikował ja jako 18- latkę i nie była dla niego widoczna" – wymienia. Jej zdaniem, jest to system "bezduszny".

"Wprawdzie NFZ zamieścił pewne propozycje zmian wyceny procedur pediatrycznych na swojej stronie internetowej, ale nie weszły one w życie. Przeszkodą jest system informatyczny NFZ, który wymaga zmiany, a to zajmie parę miesięcy. Jest to trochę zaskakujące, bo gdy fundusz wprowadza zmiany, to szpitale muszą je wprowadzić z miesiąca na miesiąc, a nawet z tygodnia na tydzień i nikt nie pyta nas czy nasz system informatyczny jest sprawny" – ubolewał specjalista.

Do istotnych problemów polskiej pediatrii lekarze zaliczyli też brak zainteresowania specjalizacją pediatryczną wśród studentów medycyny. "Liczba pediatrów w Polsce zmniejsza się z roku na rok, a obecnie średnia ich wieku wynosi 58 lat" – podkreśla prof. Alicja Chybicka prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. Według niej zrobiono już pierwszy krok w kierunku poprawy tej sytuacji, gdyż specjalizacja z pediatrii została uznana za deficytową, a rezydentura pediatrów jest w tej chwili wyżej płatna. Jednak, pierwsze efekty tych zmian można będzie odczuć dopiero za 5-6 lat.

Wiceminister zdrowia Marek Haber zapewnił, że została już podjęta decyzja o powstaniu w Ministerstwie Zdrowia Departamentu Matki i Dziecka, który będzie się zajmował populacją wieku rozwojowego. "Nie jest to jakaś wielka rewolucja, ale ma pokazać, że problemy pediatrii są dla nas bardzo ważne, że opieka pediatryczna będzie traktowana specjalnie" – zaznacza.

Obiecał też, że zrobi wszystko by wyjaśnić, czy zmiany dotyczące profilaktyki zdrowotnej, jakie mają być wprowadzone w Ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, nie są efektem pomyłki. (PAP)

źródło: PAP jjj/ abe/
 

patrz takze: http://wiadomosci.onet.pl/1933224,11,absurdalne_sposoby_rozliczania_sie_szpitali_z_nfz,item.html