9 lutego 2009

http://finanse.wp.pl/kat,102634,title,Dofinansujmy-sluzbe-zdrowia-nie-prywatne-banki,wid,10821985,wiadomosc.html
Janusz Szewczak

Dofinansujmy służbę zdrowia, nie prywatne banki. Gazeta Finansowa | 05.02.2009 | 18:11
Podejmowane przez rząd oraz NBP działania dziś bardziej gwarantują nie tylko rozwój kryzysu, ale wręcz krach gospodarczy i walutowy.
Działania idą w całkowicie niewłaściwym kierunku. Wkrótce może się okazać, że kryzys który miał nas dotknąć, nie tylko rozbroi polską armię i wysadzi z fotela ministra MON Bogdana Klicha, ale również przyprawi o zawał polską służbę zdrowia.

A jej stan od dawna jest przedzawałowy. Mamy aparaty rentgenowskie z czasów zimnej wojny, bratniej sprowadzane z NRD, 20-letnie respiratory dla wcześniaków i aparaty do dializy z początku lat 90. Polska służba zdrowia to już w dużej mierze skansen, muzeum: onkologii, urologii, czy laryngologii. Tymczasem Polacy najwięcej w Europie dopłacają z własnej kieszeni do leków, a te są jednymi z najdroższych w Europie. Liczba nowych leków wprowadzanych w Polsce jest 5 – 8 razy niższa niż w sąsiednich Czechach czy na Słowacji, wielokrotnie mniejsza niż w krajach Eurolandu.

   

Amputacja, nie leczenie

System wyceny płatności zachęca szpitale, by zamiast leczyć pacjentów cierpiących na tzw. stopę cukrzycową, amputowali ją chorym, bo NFZ płaci 4 000 zł za leczenie, a 5 000 zł za amputację. Również opieka medyczna dzieci i młodzieży w Polsce jest w stanie zapaści. W przypadku polskich dzieci ryzyko zgonu jest o 40 proc. większe niż w innych krajach UE. Dlaczego? Dlatego, że NFZ tak samo ocenia leczenie dzieci jak dorosłych, choć leczenie najmłodszych jest o 30 proc. droższe. W 70 proc. polskich szpitali funkcjonuje przestarzały sprzęt. W Polsce przypada tylko 89 tomografów i niespełna dwa rezonansy magnetyczne na milion mieszkańców. Jest to jeden z najgorszych wyników w Europie. Stacje dializ w większości województw do dzisiaj nie podpisały umów z NFZ. Grozi to 10 tys. chorych utratą życia.

Było i jest źle

NFZ nie zawsze zwraca szpitalom pieniądze za ratowanie ludzkiego życia, bo brakuje procedur refinansowania działań reanimacyjnych do trzeciego dnia po zabiegu. NFZ zapłaci za włączenie respiratorów na oiomie dopiero trzeciego dnia po zabiegu, a pierwsze, najbardziej kosztowne, obciążają finanse szpitali. A podobno na zdrowiu nie wolno oszczędzać nawet w czasach kryzysu. Czy aby na pewno? Stan polskiej służby zdrowia chronicznie niedofinansowanej nawet w czasach prosperity wstrząsany był ciągłymi protestami. Bliżej mu raczej do krajów trzeciego świata niż UE. Sektor prywatny, mimo coraz lepszych wyników finansowych w Polsce, w 2008 r. (dzisiaj ten rynek jest wart około 25 mld zł) nie jest alternatywą ze względu na niskie dochody polskich pracowników zwłaszcza w obliczu kryzysu.
Na szarym końcu

Co się więc stanie z polską służbą zdrowia w dobie mechanicznych cięć budżetowych? Trzeba będzie poszukiwać nie 17 mld zł, w czerwcu lub lipcu budżet zostanie znowelizowany i suma ta zwiększy się do 50 – 60 mld. zł. Czy wówczas jedną z pierwszych ofiar drakońskich cięć nie będzie właśnie służba zdrowia? Nakłady finansowe na polską służbę zdrowia, mimo że rosną, w ostatnich latach są nadal zatrważająco niskie. Dostęp do nowoczesnych metod leczenia jest w Polsce najgorszy w Europie. Stawki na leczenie poszczególnych rodzajów chorób mamy na poziomie Bułgarii i Rumunii. W przypadku chorób nowotworowych w Polsce to około 40 euro, średnia europejska to 125 euro na pacjenta.

Jeszcze mniej?

Całościowe nakłady finansowe na służbę zdrowia i ochronę zdrowia to zaledwie 6,2 proc. PKB, przy czym 4 proc. tej sumy pochodzi ze środków publicznych, ale pozostałe 2,2 proc. to wydatki prywatne obywateli. Ta wielkość nakładów sytuuje nas na szarym końcu nawet za Bułgarią (7,7 proc. PKB), Węgrami (7,8 proc. PKB). Średnio w krajach UE na ten cel wydaje się 8 – 9 proc. PKB. W Szwajcarii to aż 11,5 proc. PKB, we Francji 11,2 proc. PKB, w Niemczech 10,7 proc. PKB. Pamiętać przecież należy, że to bogate kraje, które mają dużo większe budżety, jak i większe PKB. Jak widać nie od dziś władza oszczędza na naszym zdrowiu. Co więc będzie teraz, gdy rząd zamierza ciąć koszty i wydatki budżetowe?

Płacić za co?

Gdzie są nasze pieniądze? Gdzie nasze miliardy składek? Chorzy nie odczuli owych 54 mld zł, jakimi dysponował NFZ w 2008 r. Tym bardziej, że maleje liczba szpitali, łóżek szpitalnych. Ludzie leżą na korytarzach i czekają latami na zabieg. Stawka zdrowotna w Polsce na obywatela jest również jedną z najniższych w Europie. Wydaje się na nią około 520 USD, tymczasem w przeliczeniu na Słowacji, Węgrzech, w Czechach to aż 720 USD, w Portugalii, Hiszpanii, Grecji to 1 000 USD. Jednocześnie Polacy wydają na świadczenia zdrowotne zarówno w publicznej, jak i prywatnej służbie zdrowia aż 13 proc. swoich dochodów.

Więcej, ale nie lepiej

   

Pomimo że wydatki na służbę zdrowia wzrastają od kilku lat, to nie przekłada się to na jakość usług. Pieniądze idą bowiem na wynagrodzenia dla pracowników służby zdrowia. To studnia bez dna. Polscy pacjenci uczestniczą również w kosztach ekonomicznych wydatków, jakie ponosi budżet państwa opłacający składki za ponad kilka milionów rolników i bezrobotnych. W wielu krajach np. w USA i Irlandii składka jest uzależniona od dochodu, często odpisywana w całości od podatku. U nas trzeba ją płacić od każdej działalności, mimo że zdrowie mamy jedno.

Ile razy płacić?

W 2009 r. osoby prowadzące własną firmę i wolne zawody będą płacić składkę zdrowotną w wysokości 75 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw za IV kw. 2008 r. Według GUS to dziś kwota 3322,09 zł. Będzie ona obowiązywać od 1 marca 2009 r., za styczeń i luty 2009 r. zapłacimy jeszcze od podstawy w kwocie 1915,80 zł. Czyli składka zdrowotna za styczeń i luty 2009 r. będzie taka sama jak w grudniu 2008 r. (około 215 zł), a od marca wzrośnie do 224 zł. Mimo formalnej podwyżki może to nie wystarczyć, by budżet NFZ się nie załamał.

Za mało

W 2008 r. NFZ wydał około 54 mld zł, 25 mld zł wpłynęło do szpitali, 49 mld zł przeznaczono na leczenie. To o ponad 10 mld zł więcej niż w 2007 r. Ciekawe na co wydano tę górę pieniędzy, bo pacjenci z pewnością tego nie zauważyli. Ludzie nadal stoją w gigantycznych kolejkach, czekają latami na zabiegi i operacje. Nieustanne zaniżanie stawek na leczenie pacjentów przynosi coraz gorsze skutki. Te zatwierdzone na 2009 r. są wg lekarzy aż o 15 proc. niższe od rzeczywistych kosztów leczenia i usług szpitali.

Składki na płace

Dyskusje o funduszu są o tyle bezsensowne, że jest on w Polsce absolutnym monopolistą. Zasadnicza sprzeczność polega na tym, że dyrektorzy szpitali chcieliby od NFZ kontraktować mało zabiegów, ale drogich. Fundusz chce dokładnie odwrotnie: dużo zabiegów, ale tanich. A ludzie chcą tylko przyzwoitego leczenia. W naszym kraju nie brakuje szpitali. Blisko 80 – 90 proc. przychodów wydaje się na płace pracowników służby zdrowia. Nic dziwnego więc, że brakuje na leczenie. Z czego je finansować? Jak zapewnić odpowiedni standard leczenia, gdy zabraknie kilku miliardów złotych, a tak może się stać z budżetem NFZ na 2009 r.


Zabraknie środków

Kryzys ekonomiczny w Polsce bardzo mocno odbije się na tegorocznym budżecie NFZ, a może i na tym na 2010 r. Budżet NFZ na 2009 r. był konstruowany przy założeniu wzrostu PKB w Polsce o 4,8 proc., tymczasem dzisiaj już nawet 3,7 proc. jest nieaktualne. Mówi się o 1,7 proc., a w pesymistycznej wersji nawet o PKB na poziomie zera. W 2009 r. NFZ planował przeznaczyć na finansowanie świadczeń zdrowotnych 53,6 mld. zł. O ponad 1,3 mld zł więcej niż w 2008 r. Przychody miały łącznie wynieść 56,3 mld zł. Jednak na leczenie w 2009 r. będzie zdecydowanie mniej niż 49 mld zł. i to już jest pewne.
Będzie gorzej

Rok 2008 NFZ zamknął z niewielką, ok. 800 mln zł, nadwyżką z tytułu podatku Religi, ale to nie uratuje budżetu w 2009 r. Tym bardziej, że NFZ nie zgodził się na podwyższenie wyceny punktu medycznego, czego bardzo domagały się szpitale. Będzie za nie płacił 51 zł, jak dobrze pójdzie, choć szpitale wyceniały go na 55, nawet 65 zł za punkt. Dodatkowo w tym roku pieniądze płynące do placówek medycznych, zarówno na leczenie, jak i podwyżki płac, nie będą podzielone na dwie oddzielne pule. A to gwarantuje albo protesty, albo ogromny wzrost zadłużenia szpitali, instytucji medycznych, który już dziś szacowany jest na co najmniej 6 mld zł, niektórzy mówią o 9 mld zł.

Owsiak pomoże?

Żeby było lepiej, nie wystarczy tylko zwiększyć nakład na system opieki zdrowotnej, ale też nie wolno dopuścić, by tych pieniędzy było znacząco mniej, nawet z powodu kryzysu finansowego. Budżet NFZ może wkrótce potrzebować dofinansowania lub pożyczki z budżetu państwa. W grę mogą wchodzić miliardy złotych i to w sytuacji, gdy samemu budżetowi państwa może zabraknąć nie 17, ale nawet 50 mld zł na inne cele. Pieniądze dla sektora usług medycznych mogą okazać się bardziej potrzebne niż pomoc sektorowi bankowemu. Dlatego już dziś minister finansów powinien rozważyć, co jest ważniejsze i bardziej pilne. Dlaczego konieczne są setki akcji charytatywnych i ratujących życie i zdrowie pacjentów, skoro nasz rząd i NBP tak bardzo wsłuchują się w potrzeby zagranicznych banków komercyjnych, topiąc w nich kolejne pieniądze? Na dziś to już około 18 mld zł.
Marginalizowany problem

Kryzys, którego miało nie być, nie zdejmuje z państwa i jego reprezentantów, nie wyłączając prezydenta RP, konstytucyjnej i moralnej odpowiedzialności i dbałości o zdrowie obywateli. Zamiast serwować obywatelom kolejne nieprzygotowane, nieprzemyślane, nieakceptowane społecznie reformy, lepiej podjąć natychmiast działania ratunkowe, bo bez pieniędzy nie da się leczyć. Inaczej już wkrótce wielu Polaków nie będzie stać na operacje w publicznym szpitalu na przyzwoitym medycznym poziomie. Idea zwołania okrągłego stołu w sprawie kryzysu nie tylko w sprawie służby zdrowia jest więc absolutnie sensowna.
Janusz Szewczak

Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym