23 lutego 2009

Pod koniec roku – tradycyjnie – dochodzi do konfliktu między NFZ, a świadczeniodawcami w sprawie kontraktów na udzielanie refundowanych świadczeń zdrowotnych. Głównym przedmiotem sporu jest cena za świadczenie. Politycy bagatelizują ten problem, bo w końcu kontrakty są podpisywane i sprawa „stabilizuje się”. Jest to jednak stabilizacja pozorna, a prawdziwe i bolesne skutki problemu pojawiają się później i trwają długo.  

Zasadą – brak zasad. 

Rzeczą najważniejszą w wycenie świadczeń jest jej metodologia. Jak Fundusz wycenia określoną procedurę ? Czy wylicza czas pracy potrzebny na jej wykonanie; ile trzeba zapłacić lekarzowi, pielęgniarce, technikowi; jaki jest udział materiałów medycznych, jakie zużycie sprzętu, energii itp.? Jeśli NFZ nie stosuje takiej metodologii, to jak można prawidłowo ocenić, czy wydaje on środki publiczne w sposób „celowy i oszczędny”, co nakazuje mu ustawa o finansach publicznych? Jak można rozstrzygnąć, czy dyrektorzy zadłużają szpitale, bo nie potrafią nimi zarządzać, czy dlatego, że ceny są faktycznie zaniżone? Jak odrzucić podejrzenia o pozamerytoryczny wpływ osób albo firm na wielkość kwot refundacji za poszczególne świadczenia, gdy niektóre z nich są wycenione w sposób przynoszący wielkie zyski, a inne – oczywiste straty?

Co NIK na to?

Przez ostatnich 10 lat reformy nie dopracowano się takiej metodologii: merytorycznie uzasadnionej, jawnej i akceptowanej również przez świadczeniodawców. Wielokrotne apele do polityków w tej sprawie ze strony środowisk medycznych, nie przyniosły – jak dotąd – wymiernych rezultatów. Dlatego OZZL zdecydował się poprosić o pomoc NIK. Chcemy, aby Izba sprawdziła, czy NFZ – dbając o swoją równowagę finansową – nie zmusza  przy tym inne podmioty (publiczne szpitale, samorządy terytorialne) do ponoszenia strat oraz czy Fundusz nie zapomina o swoim zasadniczym zadaniu, jakim jest zapewnienie obywatelom pewnego dostępu do leczenia. Łatwo bowiem zrównoważyć przychody i wydatki Funduszu, ustalając odpowiednio niskie kwoty refundacji za poszczególne świadczenia. Koszty takich działań ponoszą szpitale, które muszą się zadłużać i pacjenci, mający utrudniony dostęp do świadczeń, których szpitale nie chcą wykonywać, aby nie pogłębiać swoich strat. Płacą również pracownicy medyczni, których pensje są przez dyrektorów zaniżane. Niech NIK zbada na jakich zasadach NFZ ustala ceny za finansowane przez siebie świadczenia, jaką metodologię stosuje i czy w ogóle jest taka metodologia. 

Przestępstwo prezesa ?

W tym roku, w sporze o wycenę świadczeń zdrowotnych przez NFZ pojawił się dodatkowy aspekt. Ma bowiem nastąpić ponowne połączenie dwóch strumieni pieniędzy, jakie dotychczas płynęły z NFZ do świadczeniodawców: „podwyżkowego” (wprowadzonego ustawą „wedlowską”) i „kontraktowego”, który zależał od ilości wykonanych świadczeń i ceny za świadczenia. Aby tak się stało, NFZ ma odpowiednio podwyższyć nominalną wycenę świadczeń na rok 2009, aby kwota kontraktu (iloczyn ilości świadczeń i ceny za świadczenie) odpowiadała kwocie dwóch wspomnianych wyżej strumieni pieniędzy. W roku 2009 cena za świadczenie powinna być zatem o taki procent większa, jaki stanowiła kwota  „podwyżkowa” do kwoty „kontraktowej”. Zgodnie z planem finansowym NFZ na rok 2008 było to 13 %. Miarą wyceny świadczeń szpitalnych jest punkt rozliczeniowy. W roku 2008 jego cena wynosiła 48 złotych, w roku 2009 powinna więc wynieść 54,24 złote (113% z 48). Wyniosła – 51 złotych.
Prezes NFZ tłumaczy, że nic się nie stało, bo ogólna suma środków przeznaczonych dla szpitali w planie na rok 2009 nie jest mniejsza niż w roku 2008. Nie mówi jednak o tym, że aby te pieniądze szpitale dostały, muszą one w roku 2009 wykonać większą liczbę świadczeń niż w roku 2008, co oznacza zmniejszenie ceny jednostkowej. Szpitale muszą ponieść większe koszty, a wiele z nich i tak nie wykona przyznanej ilości świadczeń, bo – wcześniej – dostosowały one swoje „moce przerobowe” do mniejszych limitów narzuconych przez NFZ w latach ubiegłych. Nawiasem mówiąc, przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia potwierdzali, że to nie ilość świadczeń ma być podniesiona, ale ich wycena. Wiceminister Jakub Szulc na forum Sejmu w dniu 04 grudnia 2008r.powiedział: „Na pewno środków nie będzie mniej niż teraz, przy założeniu, że nie będzie wykonywanych więcej świadczeń, bo nie zwiększamy strumienia pieniędzy kosztem większej pracy.” (cytat za PAP)) 

W ocenie OZZL prezes NFZ – nie dopełniając obowiązku odpowiedniego zwiększenia wyceny świadczeń szpitalnych na rok 2009, w stosunku do wyceny z roku 2008 – złamał prawo i popełnił czyn zabroniony z art.231§1 kodeksu karnego: „Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Nie ma bowiem wątpliwości, że zaniżenie cen przez NFZ jest działaniem na szkodę interesu publicznego: Publiczne szpitale poniosą straty finansowe, a pacjenci będą mieli ograniczony dostęp do niektórych świadczeń zdrowotnych. Obniżona też zostanie jakość świadczeń, bo szpitale będą zmuszone do podejmowania drastycznych oszczędności.

W związku z powyższym ZK OZZL wystąpił do Prokuratury Okręgowej w Warszawie z wnioskiem o sprawdzenie czy przedstawiony wyżej zarzut wobec prezesa NFZ jest zasadny.
Gra w monopol.   

Obniżenie (faktycznych) cen za świadczenia w roku 2009 w stosunku do roku 2008 i „sztuczki” w postaci przyznania takiej samej kwoty kontraktu pod warunkiem wykonania większej ilości świadczeń jest – ze strony NFZ – oczywistą nieuczciwością wobec swoich kontrahentów. Fundusz pozwala sobie na takie działania korzystając ze swojej  monopolistycznej pozycji. I nawet jeśli miał w tym poparcie rządu (a pewnie tak było) nie zmienia to postaci rzeczy: jest to działanie prawnie zakazane. Ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów definiuje je jako nadużywania pozycji dominującej, a prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów może, na wniosek dowolnego podmiotu, przeprowadzić – w takim przypadku – postępowanie antymonopolowe i wydać decyzję nakazującą monopoliście zaniechania stosowania zakazanych praktyk. Właśnie z takim wnioskiem wystąpił OZZL do UOKiK wobec Narodowego Funduszu Zdrowia.

Czy te wszystkie działania doprowadzą wreszcie do sytuacji, w której będziemy mogli powiedzieć, że choć zdrowie jest bez ceny, to usługi zdrowotne swą (uczciwą) cenę mają ?

Krzysztof Bukiel 14 stycznia 2009r.