17 czerwca 2008r.
Pierwszy, najważniejszy minister. – dla OPM
Zbliża się lato i zapowiadana przez premiera rekonstrukcja rządu. W związku z tym, coraz częściej pojawiają się spekulacje, który z ministrów zostanie wymieniony. Wśród najbardziej krytykowanych znajduje się Ewa Kopacz, minister zdrowia. Obwinia się ją o to, że nie ma postępów w naprawie opieki zdrowotnej, bo brakuje projektów ustaw, reformujących lecznictwo.
Jakkolwiek wiele krytycznych uwag pod adresem pani minister jest uzasadnionych, nie można jednak zapominać, że – tak naprawdę – decydującą rolę w reformowaniu ochrony zdrowia odgrywa nie minister zdrowia, ale premier. To on zakreśla granice, w których musi zmieścić się wszelka działalność reformatorska w opiece zdrowotnej.
Taką najważniejszą granicą jest – według mnie – decyzja o dopuszczeniu dopłat do leczenia, jako stałego elementu finansowania lecznictwa. Jeśli zatem pan Premier Donald Tusk zdecydował, że nie będzie współpłacenia za leczenie, czyli legalnego udziału środków prywatnych w pokrywaniu tej części kosztów świadczeń zdrowotnych, na którą brakuje pieniędzy publicznych, to tym samym zdecydował, że żadnego realnego programu naprawy służby zdrowia w Polsce też nie będzie. Bez względu na to, jakie ustawy przygotuje minister zdrowia.
Bez współpłacenia nie będzie prawdziwego koszyka świadczeń gwarantowanych. Celem koszyka jest bowiem dopasowanie zakresu świadczeń bezpłatnych do ilości pieniędzy publicznych, przeznaczanych na lecznictwo. Skoro pieniędzy tych jest obecnie za mało, (stąd kolejki do leczenia, limitowanie świadczeń, zadłużanie szpitali,) to wprowadzenie koszyka musi oznaczać ograniczenie ilości świadczeń bezpłatnych, czyli wprowadzenie współpłacenia.
Bez współpłacenia nie będzie też dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, przynajmniej takich, które mogą odegrać istotną rolę w finansowaniu lecznictwa. Doświadczenia innych państw wskazują bowiem, że dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne mogą się rozwinąć masowo tylko wtedy, gdy chronią przed powszechnymi dopłatami do leczenia. Tak jest np. we Francji, gdzie ubezpieczenia „od dopłat” obejmują ok. 90% obywateli. Ta forma ubezpieczeń, którą proponuje rząd, czyli „ubezpieczenie od niewydolności systemu powszechnego” nie znajdzie wielu chętnych. Wiąże się ona bowiem z opłacaniem podwójnej składki: raz na powszechne ubezpieczenie zdrowotne, drugi raz na ubezpieczenie komercyjne, na co stać nawet w bogatych krajach znikomy odsetek ludzi, np. w Wielkiej Brytanii poniżej 10% obywateli.
Bez współpłacenia traci nawet sens przekształcenie szpitali w spółki handlowe, bo prawdziwe przedsiębiorstwa szpitalne muszą mieć możliwość konkurowania ze sobą o pacjenta i pieniądze, które „idą za pacjentem”. Tymczasem zasady: „pieniądz idzie za pacjentem” nie wprowadzi się bez rezygnacji z limitowania świadczeń zdrowotnych, a to można zrobić tylko wtedy, gdy będzie współpłacenie.
Do Premiera, a nie do ministra zdrowia należą również inne ważne decyzje, dotyczące reformy opieki zdrowotnej, np. o ilości pieniędzy publicznych przeznaczonych na lecznictwo. Polska przeznacza na ten cel najmniej środków w EU liczonych odsetkiem PKB – ok. 4%, podczas gdy praktycznie wszystkie inne kraje powyżej 6%. Nie minister zdrowia decyduje też o prywatyzacji szpitali, czy dopuszczeniu prywatnych ubezpieczycieli do konkurencji z NFZ.
Minister zdrowia przy swoich działaniach reformatorskich musi się poruszać w granicach, które zakreśli mu pierwszy minister – Premier. Jeśli te granice będą tak ciasne, jak obecnie, żaden minister zdrowia nie osiągnie na tym polu sukcesu i jeżeli można mieć do niego (do niej) jakieś pretensje to nie za to, że przygotował zbyt mało ustaw, ale że zgadza się być ministrem w takiej sytuacji. Bez zmiany tych granic, zmiana ministra zdrowia nie ma wielkiego sensu, chyba, że chodzi jedynie o zmianę wizerunku medialnego rządu.
Krzysztof Bukiel, Stargard Szczeciński 17 czerwca 2008r.