7 maja 2008

11 kwietnia 2008 r

Zapędzeni do narożnika – dla Gazety Lekarskiej.

„Lekarze w Polsce dali się zapędzić do narożnika”  – w ten sposób zwróciła się do uczestników V Krajowego Zjazdu Lekarzy w Mikołajkach ówczesna minister zdrowia Franciszka Cegielska.

Pamiętam, że słowa te wywołały na sali wielkie poruszenie. Ja również poczułem się nimi dotknięty, a przy tym zdezorientowany. Nie wiedziałem bowiem jak je odczytywać: czy jako wyraz solidarności ministra zdrowia ze skrzywdzonymi lekarzami, czy wyraz satysfakcji przedstawiciela władzy z bezradności swoich  – ewentualnych – oponentów. Nie bardzo też rozumiałem jaki to narożnik pani minister miała na myśli. Dopiero w ostatnich dwóch latach, szczególnie intensywnych protestów i strajków lekarzy, zacząłem stopniowo odkrywać co mogły znaczyć te słowa. Pomogły mi w tym reakcje przedstawicieli władz, mediów i zwykłych ludzi na nasze postulaty, argumenty, działania. Zrozumiałem też, że tych narożników, do których nas zapędzono jest więcej. 

Narożnik pierwszy – etyka.

Zawód lekarza jest szczególny. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Lekarz, w przeciwieństwie do przedstawicieli większości innych zawodów nie może sobie powiedzieć w dowolnym momencie: koniec, rzucam robotę, idę do domu. Albo: strajkuję do skutku, bo mi za mało płacą. Musi zawsze rozważyć czy jego działania nie spowodują w danym momencie ryzyka utraty życia czy pogorszenia zdrowia jego pacjenta. Wiedzą o tym wszyscy, nie tylko lekarze. Wiedzą politycy, przedstawiciele władz, dziennikarze i zwykli obywatele. I właśnie dlatego, że wszyscy o tym wiedzą, wszyscy też powinni czuć odpowiedzialność za ochronę tego szczególnego charakteru zawodu lekarza. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy system opieki zdrowotnej ma charakter publiczny i relacje między lekarzem a pacjentem nie zależą tylko od tych dwóch stron, ale są wynikiem wielu innych uwarunkowań. Co to znaczy w praktyce? Na przykład to, że postulaty płacowe lekarzy i ich argumenty merytoryczne dotyczące warunków pracy i płacy powinny być przez rządzących wysłuchiwane ze szczególną uwagą. A już sama zapowiedź akcji protestacyjnej czy jakaś demonstracja powinna wywołać wśród rządzących (i społeczeństwa) prawdziwy alarm. Musi ona bowiem oznaczać niezwykłą determinację i dowód bezradności dotychczasowych działań lekarzy. Nie można przecież dopuścić do takiej ostateczności, jaką byłaby jakaś forma strajku lekarzy. Przecież zdrowie i życie ludzkie mogłoby być narażone. Tak powinny myśleć i postępować osoby uznające zawód lekarza za zawód szczególnego zaufania publicznego. Tymczasem jak jest w praktyce? Ostatnie dwa lata, a także wiele lat poprzednich, pokazało, że rządzący nie uważają szczególnego charakteru zawodu lekarza jako zobowiązania do tym bardziej uważnego wsłuchiwania się w głos środowiska lekarskiego i do działania na rzecz polubownego rozwiązywania ewentualnych konfliktów. Wręcz przeciwnie – rządzący wykorzystują szczególne etyczne powinności lekarzy jako ich słabość, którą można wykorzystać w walce przeciwko nim. Etyka stała się tym pierwszym i najważniejszym narożnikiem, do którego rządzący w Polsce zapędzają lekarzy bez wahania i z pełnym cynizmem. I co teraz zrobicie ?  Narazicie zdrowie i życie chorego dla „kasy”? – rzucają nam w twarz, gdy – w poczuciu bezradności – ogłaszamy strajk.

Narożnik drugi – dyżury i praca dodatkowa.

„Pokaż lekarzu, co masz w garażu”, albo „czy kto widział biednego lekarza” – takie najczęściej teksty pojawiają się w odpowiedzi na lekarskie protesty i żądanie wzrostu płac. Formułują je zwykli ludzie i przedstawiciele najwyższych władz. Faktycznie, lekarze najczęściej biedni nie są, bo – jak wszyscy normalni ludzie – przed biedą się bronią. Najczęstszym sposobem tej obrony jest dodatkowa praca, a tej akurat rządzący w Polsce nigdy lekarzom nie żałowali. Wręcz przeciwnie – zachęcali do niej w następujący sposób: co prawda nie możemy wam dać lepszych wynagrodzeń za 8 godzin pracy, ale możecie sobie dorobić pracując kolejne 8 albo i 12. Czy można się dziwić, że lekarze dawali się namówić na tę propozycję ?  Nie można. W ten sposób jednak zostali zapędzeni do następnego narożnika. Dzisiaj – kolejny – Premier Rządu RP, podobnie jak  jego poprzednicy może powiedzieć śmiało w telewizji: Wy chcecie podwyżek? Toż to bezczelność. Wy już dzisiaj dużo zarabiacie !  I co mu mamy odpowiedzieć ? Że to za 2 lub 3 etaty ? A kogo to obchodzi ? Dorabiający lekarze stali się już taką normą, że gdy lekarze radomscy chcieli z dorabiania  zrezygnować, korzystając z prawa do 48 godzinnego tygodnia pracy, to zostali odsądzeni od czci i wiary – jednakowo przez przedstawicieli władz jak i wielu zwykłych ludzi. Co więcej, wojewoda mazowiecki i prezes NFZ uznali, że szpital „stracił wiarygodność” w sytuacji, gdy lekarze nie „dorabiają” i nie może mieć już dalej kontraktu z NFZ i powinien być zlikwidowany. W ten sposób zapędzono do narożnika już nie tylko lekarzy, ale i dyrekcję szpitala i mieszkańców Radomia.

Narożnik trzeci – dokształcanie.

Lekarz ma … obowiązek doskonalenia zawodowego…. – zapisano w ustawie o zawodzie lekarza. Chyba zresztą niepotrzebnie, bo – moim zdaniem – nie ma w Polsce lekarza, który kształciłby się dlatego, że zobowiązuje go do tego ustawa. Lekarze uzupełniają swoją wiedzę, bo chcą być lepszymi lekarzami, chcą lepiej pomagać chorym, mieć większą renomę, więcej pacjentów, więcej zarabiać w praktykach prywatnych, mieć większą satysfakcję. Lekarze chcą się dokształcać, nawet jak muszą ponosić z tego powodu straty w swoim podstawowym miejscu pracy. Wiedzą o tym rządzący, wiedzą dyrektorzy i inni przełożeni lekarzy. I to jest dla nich kolejny sposób aby zapędzić wielu z nas do narożnika. Korzystają z tego chętnie szczególnie na uczelniach medycznych i w szpitalach klinicznych. Chcesz napisać doktorat, chcesz zrobić specjalizację, chcesz pojechać na zjazd ? Musisz być posłuszny. Nie możesz protestować. Musisz podpisać dobrowolną zgodę na dyżurowanie. Musisz pracować po dyżurze mimo, że przysługuje ci 11 godzin płatnego odpoczynku. Musisz pracować do godziny 15. 00 mimo, że jesteś zatrudniony na 1/8 etatu. 

Narożnik czwarty – pracodawca.

Gdy we wrześniu 1992 roku OZZL ogłosił że wstępuje w spór zbiorowy z Rządem w sprawie wzrostu płac lekarzy, zatrudnionych w publicznych zakładach opieki zdrowotnej, otrzymał odpowiedź, że Rząd nie jest pracodawcą lekarzy i nie może być stroną w sporze. Pracodawcą są dyrektorzy szpitali – wyjaśniono nam uprzejmie. Gdy jednak zwróciliśmy się z identycznymi żądaniami do dyrektorów szpitali, usłyszeliśmy: my, co prawda jesteśmy formalnymi pracodawcami lekarzy, ale warunki wynagradzania ustala minister, wydając rozporządzenie w tej sprawie,, więc nie możemy zrealizować waszych postulatów.  W roku 1999, gdy wprowadzono reformę i przekształcono szpitale w tzw. SPZOZ-y sytuacja – na pozór – uległa istotnej zmianie. Od tej chwili bowiem dyrektor sam mógł ustalać wynagrodzenie dla swoich pracowników i nie był związany żadną ministerialną siatką płac. W istocie jednak zmiana ta była tylko pozorna. Cóż z tego, że dyrektor ma tu formalnie swobodę, jeśli – tak naprawdę – związany jest całkowicie warunkami zewnętrznymi, ustalanymi – ostatecznie – przez Rząd. Jest to przede wszystkim decyzja o nakładach na lecznictwo i zakresie świadczeń, jakie za te nakłady trzeba sfinansować. W takich warunkach cena za poszczególne świadczenia musi być tak mała, że dyrektor – gdyby chciał postępować racjonalnie – musiałby raczej obniżyć pensje lekarzy, niż je podnosić. Żądający wzrostu płac lekarze mogli zatem usłyszeć od swoich dyrektorów: Domagacie się zbyt wiele. To przerasta możliwości finansowe zakładu. Takie podwyżki leżą poza kompetencjami dyrektorów szpitali. Nie trzeba dodawać, że gdy poszliśmy z tą odpowiedzią do Rządu, mogliśmy znowu usłyszeć: Rząd nie jest waszym pracodawcą, idźcie do waszych dyrektorów. 

Lekarze w Polsce zostali zapędzeni do narożnika, a nawet do paru narożników i rządzący wykorzystują ten fakt cynicznie przy wszystkich naszych próbach wyrwania się z tej pułapki. Musimy mieć tego świadomość. Łatwiej nam będzie wtedy przedstawiać nasze racje, uzasadniać nasze działania i bronić się przed niesprawiedliwymi zarzutami.

Krzysztof Bukiel – przewodniczący ZK OZZL, 11 kwietnia 2008r.