10 lutego 2008r
Ruszyła z pompą kolejna społeczna debata na temat reformy ochrony zdrowia, tym razem pod nazwą „Biały Szczyt”. Zaproszono przedstawicieli wszystkich organizacji, które mają jakikolwiek związek z lecznictwem: od związków zawodowych pracowników służby zdrowia, poprzez związki pracodawców, samorządy lokalne do organizacji pacjentów. Poza tym zaproszono oczywiście niezależnych ekspertów. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, powołano liczne zespoły, każdemu z nich przydzielono jakiś temat. Tematy podzielono na mniejsze problemy i postawiono dziesiątki pytań.
Na osobie z zewnątrz taka impreza z pewnością musi zrobić wrażenie. Debata społeczna i dialog ze środowiskiem, jak się patrzy. Nikt nie powinien wątpić, że tym razem władza chce naprawdę znaleźć najlepszy sposób naprawy polskiej służby zdrowia.
Czy faktycznie? Czy po to aby ten sposób znaleźć trzeba aż tylu ludzi, tyle zespołów, tyle tematów i tyle pytań ? Nie jesteśmy przecież założycielami nowej cywilizacji. Nie odkrywamy rzeczy nie znanych. Mamy doświadczenia innych państw i innych dziedzin gospodarki. Mamy, w końcu i trochę własnych doświadczeń z funkcjonowaniem służby zdrowia, zarówno z ostatnich 10 lat, gdy była ona intensywnie reformowana, jak i 50 lat, względnie stabilnego systemu socjalistycznej służby zdrowia.
Tak naprawdę, to nie trzeba aż tylu zespołów i aż tylu pytań. Ważna jest odpowiedź na tylko jedno pytanie. Cała reszta będzie konsekwencją tej odpowiedzi. Pytanie to brzmi: Czy chcemy zbudować w Polsce wydolny, to jest „bezkolejkowy” system opieki zdrowotnej, w którym pacjent, gdy zachoruje otrzyma – o czasie – odpowiednią pomoc medyczną ?
Jeśli odpowiedź brzmi – NIE, to należy wrócić do budżetowej służby zdrowia, gdzie każdy szpital i przychodnia ma swój rejon, otrzymuje stały budżet, zatrudnia określoną ilość pracowników, przypadającą na określoną liczbę pacjentów. Wynagrodzenia są ustalone sztywną siatką płac. Wszystko jest sparametryzowane i zaplanowane. Taki system nie jest co prawda przyjazny dla pacjentów, ale ma swoją logikę, jest bardzo tani (żadnej sprawozdawczości, żadnych kontroli, żadnych umów, żadnych konkursów) i oczywiście wszystko jest „za darmo”, bo nie ma potrzeby aby pacjentów lub lekarzy stymulować do określonych, ekonomicznych zachowań. Nie ma tańszego, ani prostszego – „kolejkowego” systemu opieki zdrowotnej. Trzeba przyznać, że Prawo i Sprawiedliwość, które otwarcie twierdziło, że nie jest możliwe zbudowanie wydolnego systemu ochrony zdrowia zachowywało się logicznie, proponując służbę zdrowia budżetową.
Jeśli jednak odpowiedź na to najważniejsze, wspomniane wyżej, pytanie brzmi – TAK, to trzeba konsekwentnie budować rynkowy system opieki zdrowotnej. Oczywiście, może on mieć pewne „odchylenia” socjalne, ale takie, które nie zburzą rynkowej logiki. Trzeba zatem zbilansować nakłady na ochronę zdrowia z zakresem świadczeń, które mają być sfinansowane. Oczywiście nie uda się tego zrobić wyłącznie ze środków publicznych, bo ich ilość musiałaby być niebotyczna i stale rosnąć (z powodu wyłączenia bodźców ekonomicznych działających na pacjentów i lekarzy). Musi zatem być tzw. współpłacenie, i to w takiej wysokości aby zrównoważyć niedobory środków publicznych. To oznacza, że obok świadczeń bezpłatnych dla pacjenta, muszą się pojawić też i te, dostępne za dopłatą. Zrównoważenie nakładów z wydatkami jest warunkiem koniecznym, aby nie trzeba było limitować świadczeń i aby ceny za świadczenia nie były zaniżane. To z kolei jest warunkiem niezbędnym do tego, aby szpitale i przychodnie mogły ze sobą sprawiedliwie konkurować o pacjentów i aby za tymi pacjentami faktycznie szły pieniądze. Nie trzeba nawet dodawać, że naturalną formą prawną zakładów opieki zdrowotnej będą wtedy spółki prawa handlowego lub inne formy prowadzenia działalności gospodarczej, bo udzielanie świadczeń zdrowotnych będzie – bez wątpienia – działalnością gospodarczą. Jest też oczywiste, że pojawią się dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, bo współpłacenie, jako stały element systemu opieki zdrowotnej spowoduje, że ludzie będą chcieli się zabezpieczyć przed nadmiernymi wydatkami w przypadku zachorowania. Taki system nie wyklucza ani pomocy państwa dla tych, których nie stać będzie na dopłaty do leczenia, ani istnienia szpitali non – profit, czy nawet charytatywnych. Z pewnością jest on droższy niż system budżetowy i bardziej wymagający dla wszystkich, ale daje w zamian to, co jest w tym przypadku chyba najważniejsza – pewność, że jak już ktoś zachoruje, to właściwą pomoc uzyska niezawodnie.
Czy nasi rządzący odpowiedzieli już sobie na to jedno, najważniejsze pytanie? Ja odnoszę wrażenie, że ciągle nie wiedzą jak mają odpowiedzieć.
Krzysztof Bukiel – 10 lutego 2008r.