2 kwietnia 2008

 


Gdyby wam ktoś zaproponował dyskusję na temat planu waszej wycieczki do Rzymu i zabytków, jakie będziecie tam zwiedzać tego lata, a wy jeszcze nie zdecydowaliście czy w ogóle do Rzymu wyjedziecie, to co byście powiedzieli o sensowności takiej propozycji ?

 

Na takiej mniej więcej zasadzie oparta jest debata społeczna w ramach Białego Szczytu. Zaproponowano nam dyskusję w czterech zespołach programowych, a podstawą do tej dyskusji są propozycje konkretnych ustaw. Nawiasem mówiąc trzy z nich już zostały przesłane do Sejmu, jako projekty poselskie. Na pozór wydaje się to rozsądne: po co rozmawiać o wszystkim, kiedy można podyskutować o konkretnych propozycjach. Faktycznie, byłoby to nawet rozsądne, gdyby te propozycje przedstawiono w określonym porządku: od ogółu do szczegółu. Wiadomo przecież, że przyjęcie pewnych podstawowych założeń determinuje konieczność przyjęcia kolejnych, bardziej szczegółowych rozwiązań. I odwrotnie: po co rozmawiać o szczegółach, kiedy może się okazać, że przyjęte ogólne założenia, te szczegóły wykluczają. Przykładów na słuszność tego stwierdzenia można podawać wiele. Również czerpiąc z tematyki  „Białego Szczytu”. Pierwszym z brzegu może być problem dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych. Przedstawiono nam – moim zdaniem nie najgorszą – propozycję ustawy w tej sprawie. I co z tego, że przedyskutujemy jej treść gruntownie i starannie w czasie kolejnych posiedzeń specjalnego zespołu, kiedy na końcu okaże się, że to co najważniejsze dla zaistnienia dodatkowych ubezpieczeń, czyli ryzyko w postaci szerokiego (i wcale nie małego) współpłacenia za leczenie – nie zostanie wprowadzone?  

Taki sposób reformowania ochrony zdrowia, w którym proponuje się szczegółowe rozwiązania, zanim jeszcze zdecydowano o podstawach systemu, prowadzi również do niespójności i chaosu w treści konkretnych ustaw. Znakomitym przykładem tego jest projekt nowej ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. Jej zasadniczym elementem ma być zmiana formy prawnej szpitali i innych publicznych zakładów opieki zdrowotnej z SPZOZ w spółki prawa handlowego. Jednak widać wyraźnie, że autorzy ustawy sami nie wiedzą, czym naprawdę mają być szpitale – czy  normalnymi przedsiębiorstwami rynkowymi, konkurującymi o pacjentów i utrzymującymi się z leczenia ludzi, czy jakimiś instytucjami użyteczności publicznej, a może nawet charytatywnymi. Przykładowo: pisze się na wstępie, że zakład opieki zdrowotnej – każdy, a zatem i publiczny, prowadzi działalność gospodarczą, a dalej zakazuje się zakładom publicznym przeznaczać zysk na jakikolwiek inny cel, niż działalność statutowa. To jest definicja organizacji non profit, a nie rynkowego przedsiębiorstwa ! Kto zechce kupić udziały w takiej spółce, z której nie będzie mógł czerpać zysku? Szpital ma być samodzielnym przedsiębiorstwem, a jednocześnie ustawa każe rozpisywać konkurs jeżeli szpital chce podpisać umowę z podwykonawcą (np. lekarzem ) na wykonywanie określonych świadczeń. Minister zdrowia ma określić treść takiej umowy i skład komisji konkursowej ! To „kalka” zapisu z obecnej ustawy o zoz, dotyczącego jednak nie spółki handlowej, ale SPZOZ-u. W ustawie jest jeszcze parę takich administracyjnych regulacji, które mają „wymusić” dobrą jakość usług, prowadzenie właściwej gospodarki finansowej, dobre zarządzanie itp. To są przepisy typowe dla regulacji działania jednostki publicznej – budżetowej, która – jeśli nie będzie ujęta w sztywne karby nakazów i zakazów – łatwo „zboczy” na manowce niegospodarności i bylejakości. A przecież szpital ma się stać spółką handlową, której nie trzeba pilnować „z góry”, bo dla swojego dobrze pojętego interesu będzie działać efektywnie, oferując jak najlepszą jakość usług, aby przyciągnąć pacjentów i pieniądze, które za nimi pójdą.

Ta niekonsekwencja w traktowaniu szpitali jest tylko pozorna. Tak naprawdę autorzy zmian nie zamierzają wprowadzić rynkowego modelu opieki zdrowotnej. Gdyby tego chcieli, napisaliby tylko, że  zakład opieki zdrowotnej prowadzi działalność gospodarczą na zasadach powszechnie obowiązujących. Oni jednak wiedzą, że rynku nie będzie, że niezbilansowanie nakładów na ochronę zdrowia z zakresem świadczeń gwarantowanych wymusi limitowanie świadczeń i zaniżania cen za świadczenia. Stwarzają sobie zatem furtkę, która służy do tego aby szpital mógł być traktowany raz jako przedsiębiorstwo, innym razem jako „instytucja użyteczności publicznej”, w zależności od tego, co będzie bardziej w danej chwili korzystne.  Zatem cała ta niby dyskusja podczas Białego Szczytu to zwyczajna ściema. Pan Premier najwyraźniej uznał, że nie może sobie pozwolić na nieprowadzenie dialogu społecznego.  Prowadzi więc go w taki sposób, aby dyskutować dużo, ale o niczym. Może i Pan Premier dobrze na tym wyjdzie. My mu jednak w tym ściemnianiu z pewnością nie pomożemy.

Krzysztof Bukiel 05 lutego 2008r.