6 kwietnia 2009

23 lutego 2009r.

Rząd zaproponował właśnie wykreślenie z ustawy o ZOZ przepisu, który nakazuje dyrektorom SPZOZ przeznaczenie przynajmniej 40% kwoty, o którą wzrasta kontrakt z NFZ  na wzrost wynagrodzeń pracowników zakładu. W uzasadnieniu napisano, że wykreśla się ten przepis, aby zwiększyć swobodę zarządzania zakładem, co jest – w warunkach rynkowych – czynnikiem bardzo ważnym. 

Nie pierwszy to przypadek, kiedy rządzący podejmując pewne działania w ochronie zdrowia powołują się na prawa rynku. W ten sposób uzasadniano odmowę ustalenia gwarantowanych płac minimalnych dla lekarzy, albo norm zatrudnienia dla pielęgniarek. Nie chciano się również godzić na żadne centralnie regulowane podwyżki płac dla personelu medycznego, ustępując dopiero po wielkich strajkach i protestach.

OZZL jest zwolennikiem wprowadzenia mechanizmów rynkowych do ochrony zdrowia i chętnie rozwiązania rynkowe byśmy poparli. Jednak rządzący, mówiąc o rynku traktują go w sposób zadziwiająco wybiórczy.  I tak – ich zdaniem – nakaz przeznaczenia określonych kwot na wzrost płac przez SPZOZ jest działaniem „antyrynkowym” i niedopuszczalnym, ale już całkiem „rynkowe” i popierane są takie rozwiązania, jak:

  • narzucanie dowolnie niskich cen za świadczenia przez jednego płatnika, co zmusza SPZOZ do niekorzystnego rozporządzania swoimi zasobami (do ponoszenia strat),  
  • brak możliwości ustalania przez SPZOZ własnych cen za świadczenia zdrowotne (cen rynkowych), a w przypadku, gdy są to ceny większe niż kwoty refundacji – pobierania dodatkowych opłat od pacjentów lub dodatkowych, dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych, 
  • limitowanie refundowanych świadczeń zdrowotnych przez NFZ, co ogranicza SPZOZ w swobodnym pozyskiwaniu pacjentów (zwiększaniu przychodów), 
  • zakaz udzielania odpłatnych świadczeń zdrowotnych osobom ubezpieczonym, które wyrażą gotowość do kupowania takich świadczeń, co ogranicza SPZOZ  w możliwościach dodatkowego pozyskiwania środków.

Jeśli nie likwiduje się przedstawionych wyżej barier ograniczających swobodę zarządzania SPZOZ, a podnosi się larum z powodu jednego tylko ograniczenia, to nie chodzi tutaj o mechanizmy rynkowe, ale o pretekst aby ułatwić wyzysk  pracowników przez  SPZOZ,  który – z kolei – sam podlega  wyzyskowi przez NFZ i rządzących.

Wbrew bowiem temu, co próbują wmawiać  kolejne rządy RP, służba zdrowia w Polsce nie działa w oparciu o mechanizmy rynkowe, ale podlega sztywnym regulacjom ze strony polityków i urzędników. Oni ustanawiają najważniejsze dwa elementy determinujące kondycję finansową zakładów opieki zdrowotnej: cenę za świadczenie zdrowotne i ilość świadczeń jakie wolno zakładowi wykonać. Istotą tego systemu jest aby za ograniczoną i – stosunkowo – niewielką ilość pieniędzy sfinansować nieograniczoną ilość świadczeń zdrowotnych na najwyższym poziomie. Sposobem na osiągnięcie tego utopijnego celu ma być mechanizm nieskrępowanego wyzysku „z góry – w dół”:

  1. Politycy ustalają wielkość nakładów publicznych na ochronę zdrowia w dowolnie niskiej wysokości;
  2. NFZ ustala dowolnie niskie ceny za refundowane świadczenia zdrowotne (podobnie – limity świadczeń);
  3. dyrektorzy szpitali ustalają dowolnie niskie płace personelu medycznego. 

System nie ma żadnych mechanizmów, które by ten proces wyzysku mogły ograniczać. Zaburzają go dopiero głębokie niepokoje społeczne, najczęściej strajki pracownicze. Właśnie takie niepokoje w roku 2006 i 2007 doprowadziły do powstania administracyjnych (prawnych) barier uniemożliwiających nieograniczony wyzysk pracowników medycznych. Pierwszą była tzw. ustawa podwyżkowa z 22 lipca 2006 roku, drugą – przepis nakazujący dyrektorowi SPZOZ-u przeznaczenie przynajmniej 40% wzrostu kontraktu z NFZ na zwiększenie wynagrodzeń pracowniczych. Przepisy te jednak nie są wcale „antyrynkową wyspą” w rynkowym systemie opieki zdrowotnej, ale administracyjnym uregulowaniem, chroniącym płace, w administracyjnie regulowanym systemie, nakierowanym na wyzysk pracownika służby zdrowia i stanowi pewną (słabą) przeciwwagę do tego mechanizmu wyzysku.
Jeśli zatem rządzący chcą wprowadzić „rynek” w ochronie zdrowia, niech to zrobią, ale konsekwentnie i we wszystkich elementach, a nie wybiórczo – tylko tam, gdzie jest to dla nich korzystne.

Krzysztof Bukiel