16 marca 2009

(polemika do niektórych tez z artykułów w ostatnim numerze SZ)

W ostatnim numerze Słuzby Zdrowia autorzy aż trzech artykułów z uznaniem i pochwałą wyrazili się o związkowcach z lubelskiego szpitala (w tym lekarzy), którzy zgodzili się na obniżkę swoich wynagrodzeń. Chwalono ich za odpowiedzialność i ekonomiczny realizm. Przy okazji skrytykowano działaczy związkowych wyższego szczebla, którym uległość kolegów z Lublina się nie spodobała. Uznano, że dla nich liczy się tylko „tu i teraz”, że nie uznają ekonomicznych realiów, że kierują się wyłącznie własnym interesem.  Autorami wspomnianych artykułów byli przedstawiciele menedżerów (dyrektorów) szpitali i poseł. 

Na pierwszy rzut oka postawa związkowców ( w tym lekarzy)  ze szpitala w Lublinie jest godna pochwały, a ocena ich zachowania przez wspomnianych autorów uzasadniona. Dzięki temu szpital w Lublinie zmniejszy swoje zadłużenie i być może nie zostanie zlikwidowany, pracownicy utrzymają miejsca pracy, a chorzy miejsce leczenia.

Ja również podzieliłbym taką opinię, gdyby system ochrony zdrowia w Polsce działał na racjonalnych, ekonomicznych podstawach, a sytuacja szpitala i zatrudnionych w nim lekarzy (pielęgniarek, techników medycznych) była odzwierciedleniem ich staranności, efektywności, rzetelności, umiejętnego zabiegania o pacjenta. Jednak  tak nie jest. Dopiero chcemy aby tak było.

Wyobraźmy sobie teraz na chwilę, że w roku 1980 robotnicy ze Szczecina, Gdańska i innych miast posłuchali przedstawicieli „klasy rządzącej” oraz swoich dyrektorów (menedżerów), że realia ekonomiczne są takie, a nie inne, że kondycja ich zakładów nie pozwala na podwyżki płac, że potrzebnych jest jeszcze parę lat wyrzeczeń, że trzeba patrzeć szerzej i dalej, nie tylko „tu i teraz”, że trzeba być odpowiedzialnym za losy zakładu, branży i całego kraju, że  ….  itp. itd. Gdyby robotnicy uznali wtedy tamte argumenty za racjonalne, gdyby im  się poddali, gdyby zgodzili się, że normalne jest, iż za dzień pracy mogą kupić co najwyżej kilogram szynki, a na samochód muszą odkładać 20 lat, bo takie są twarde realia ekonomiczne, to byśmy dzisiaj mieli nadal pierwszego sekretarza partii zamiast prezydenta, a miesięczny przydział mięsa na kartki osiągnąłby może 2 kg na osobę.

Okazało się jednak, że to strajkujący robotnicy mieli rację i więcej ekonomicznego realizmu niż ówczesne władze i dyrektorzy. Słusznie bowiem rozumowali, że skoro w Niemczech robotnika stać na samochód, to i w Polsce powinno być podobnie. Nie ich żądania były nierozsądne, ale sytuacja zewnętrzna, która nie pozwalała na ich spełnienie. Oczywiście,  robotnicy nie musieli się znać na ekonomii, nie musieli wiedzieć jak zreformować gospodarkę, oni dawali jedynie sygnał: jest bardzo źle, coś trzeba natychmiast z tym zrobić ! 

Dzisiaj mamy podobną sytuację w polskiej służbie zdrowia. Jeżeli warunkiem funkcjonowania szpitala i jego niezadłużania jest utrzymanie płacy lekarza specjalisty na poziomie średniej krajowej to znaczy, że coś jest źle i należy to zmienić jak najszybciej, a nie przekonywać lekarzy żeby się do tego przyzwyczaili.  Nieartykułowanie tego sygnału przez związkowców i zgoda na tak zaniżone płace nie jest wcale rzeczą dobrą. Wręcz przeciwnie – oddala wprowadzenie koniecznych zmian i daje rządzącym usprawiedliwienie dla nicnierobienia. Zawsze mogą oni przecież powiedzieć: „W tym szpitalu jest źle, bo lekarze chcą tam za dużo zarabiać. Gdyby zgodzili się na obniżkę swoich płac jak w Lublinie, sytuacja byłaby dobra” .

Nie oczekujcie – ci, którzy piastujecie funkcje posłów, ministrów, szefów NFZ –  że związki zawodowe i związkowcy was wyręczą w reformowaniu opieki zdrowotnej lub zwolnią was z tego, rezygnując z żądania sprawiedliwych płac. Związkowcy mogą co najwyżej dać wam znać, poprzez strajki i protesty, że jest źle.  Mogą też (jak czyni to OZZL) podpowiedzieć jak reformę przeprowadzić, ale to wy macie potrzebne instrumenty do wprowadzenia zmian i wy jesteście za to odpowiedzialni.  A jeśli te zmiany zostaną wprowadzone i przyniosą oczekiwane korzyści, żaden związkowiec, choćby najbardziej nawiedzony i siedzący na najwyższym związkowym stołku nie przekona lekarzy, pielęgniarek czy techników medycznych do protestów i strajków.

Krzysztof Bukiel – przewodniczący ZK OZZL

Stargard Szczeciński 03 lutego 2009r.