Propozycja aby zasadę: „jeden lekarz – jeden etat za 16750 PLN” wprowadzić na stałe do publicznej ochrony zdrowia w Polsce, zawarta w piśmie ZK OZZL do ministra zdrowia, oprócz wielu słów poparcia, wywołała też krytykę, że: „to jest niemożliwe, bo zabraknie lekarzy w szpitalach i przychodniach”.
Niemożliwe? W przeszłości wiele rozwiązań, które miały być niemożliwe, zostały w końcu wprowadzone, gdy tylko odpowiedni decydenci uznali to za korzystne i konieczne. Takich przykładów jest wiele i nie trzeba wcale sięgać daleko wstecz, wystarczy spojrzeć co stało się teraz w okresie epidemii koronawirusa. Odnieśmy się tylko do ochrony zdrowia.
Oprócz wielu innych rzeczy, epidemia przyniosła też „zamrożenie” publicznego lecznictwa. Część tego „zamrożenia” jest oczywiście niekorzystna, jak np. ograniczenie diagnostyki i leczenia chorych onkologicznych, ograniczenie wielu badań oraz planowych operacji. Dalsze przeciąganie tego stanu byłoby szkodliwe. Są jednak i takie elementy, które trudno uznać za złe. Na przykład zmniejszyła się liczba osób zgłaszających się na SOR-y (co kiedyś –mówiono: jest niemożliwe!) , dzięki czemu ci, co tam trafiają, a są to teraz osoby faktycznie potrzebujące pilnej pomocy, pomoc tę otrzymują szybciej i lepszej jakości, bo personel SOR-ów ma więcej czasu na każdego pacjenta. Zmniejszyła się liczba pacjentów wielu oddziałów internistycznych, ograniczając się niemal wyłącznie do chorych „leżących”, co powoduje, że liczba pracowników medycznych, dotychczas deficytowa, okazuje się wystarczająca, a niektóre z tych oddziałów wydają się wręcz zbędne – przynajmniej w dotychczasowym charakterze. Mniej jest też pacjentów na oddziałach dziecięcych bo wielu rodziców, wcześniej wymuszających wręcz przyjęcie dzieci na oddział, teraz uznało, że nie jest to niezbędne. W ten sposób np. normy zatrudnienia pielęgniarek w przeliczeniu na jednego małego pacjenta nagle okazały się możliwe do spełnienia, bez „sztuczek”, stosowanych wcześniej przez część dyrektorów szpitali. W ograniczonym zakresie pracują też poradnie POZ i AOS i chociaż liczba pacjentów wydaje się taka sama lub nawet większa wskutek tzw. teleporad, to jednak liczba osób osobiście odwiedzających przychodnie drastycznie zmalała.
Generalnie: epidemia pokazała, że jest możliwe istotne ograniczenie popytu na świadczenia zdrowotne refundowane przez NFZ i nie powoduje to niekorzystnych skutków (przynajmniej w części). Nie jest to zaskoczeniem dla osób pracujących w ochronie zdrowia. Każdy z nas bowiem zna wiele przykładów nadmiernego, nieracjonalnego korzystania z publicznego lecznictwa. Na przykład, gdy chirurg naczyniowy z naukowym tytułem co pół roku kontroluje „tętniaka” aorty średnicy 2,7 cm (zalecając dodatkowe badania) albo gdy specjalista nefrolog zleca coroczną kontrolę pacjenta z prostymi torbielkami nerek lub gdy do specjalisty hepatologa kierowana jest osoba z rozpoznanym w badaniu usg stłuszczeniem wątroby itp. itd. Podobnie do poradni POZ trafia niemało osób, które – tak naprawdę – nie potrzebują pomocy lekarskiej. A ilu chorych leczonych dzisiaj w szpitalach mogłoby być leczonych ambulatoryjnie tylko przy racjonalnej zmianie wyceny niektórych świadczeń.
Jeśli by ograniczyć niepotrzebne wizyty u specjalistów i lekarzy POZ, jeśli by zlikwidować niektóre szpitale i zracjonalizować działanie innych, mogłoby się okazać, że lekarzy wcale nie potrzeba tak wielu, jak to się teraz wydaje i że zasada: „jeden lekarz – jeden etat” jest możliwa do realizacji. Wszystkie te zmiany są możliwe do przeprowadzenia, jeżeli uznać, że są one rzeczywiście konieczne i korzystne, a powinno to być tym łatwiejsze do zaakceptowania (również przez rządzących), że ich efektem będą też oszczędności finansowe. Przy tej samej ilości środków będzie można udzielić większej liczby potrzebnych i zasadnych świadczeń, do których kolejki zmniejszą się lub w ogóle znikną. Wtedy – taki np. chirurg naczyniowy, zamiast dorabiać na „chałturach”, gdzie mnoży niepotrzebne wizyty, zarobi te same pieniądze w swoim szpitalu, który otrzyma więcej środków, bo NFZ zaoszczędzi je nie wydając na świadczenia pozorne.
Właściwym nie jest zatem pytanie czy zasada: „jeden lekarz – jeden etat za 16750 PLN” jest możliwa do wprowadzenia w życie ale – w jaki sposób ją wprowadzić. Oczekiwałbym, że stanie się to elementem szerszego planu budowy racjonalnego, wydolnego systemu publicznej ochrony zdrowia w naszym Kraju.
Krzysztof Bukiel 15 maja 2020 .