15 października 2008

Komentarz napisany dla Gazety Prawnej

Do Brukseli udała się znowu delegacja polskich związkowców, domagając się aby Unia zgodziła się na plan prywatyzacji polskich stoczni, zaproponowany przez rząd. Co ciekawe prywatyzacji chcą te same związki zawodowe, które jednocześnie walczą z planami prywatyzacji polskich szpitali, widząc w tym zagrożenie dla pracowników i pacjentów. 

Dlaczego tak się dzieje? Przecież sytuacja stoczni i szpitali jest – w dużej mierze – podobna. I jedne i drugie są mocno zadłużone, wymagają inwestycji, dopływu kapitału, dobrego zarządzania. Prywatyzacja może im to wszystko dać.  

Jest jednak istotna różnica między nimi. Stocznie sprzedają swoje produkty na rynku,  stanowiącym  – generalnie – środowisko racjonalne ekonomicznie. Można więc mieć nadzieję, że racjonalne działania stoczni przyniosą sukces. Ze szpitalami jest inaczej. One nie sprzedają swoich usług na rynku. Muszą je dostarczyć za cenę określoną przez państwową instytucję (NFZ) i w ustalonych przez nią ilościach. NFZ nie kieruje się przy tym żadnymi merytorycznymi zasadami, ani ekonomiczną racjonalnością. Jest bowiem zakładnikiem i wykonawcą politycznej obietnicy, że państwo zapewni obywatelom wszystkie potrzebne świadczenia zdrowotne, niezależnie od możliwości finansowych państwa i szpitali.  

Związkowcy nie boją się więc tak naprawdę samej prywatyzacji szpitali. Boją się, że racjonalne ekonomicznie zachowanie prywatnych szpitali nie będzie przystawać do nieracjonalnych ekonomicznie warunków, w których będą funkcjonować, co uderzy i w pracowników służby zdrowia, i w pacjentów. Na przykład świadczenia zdrowotne – nawet potrzebne – nie będą przez szpitale wykonywane, bo ceny, jakie podyktuje NFZ spowodowałyby ich bankructwo. Prywatny szpital nie może sobie na to pozwolić, a publiczny – dzisiaj – świadomie naraża się na straty, licząc na polityczną kuratelę. Związkowcy boją się również, że prywatny szpital, duszony przez NFZ cenami poniżej kosztów, będzie próbował dostosować się do nich przekraczając granice rozsądku. A ponieważ jedynym – istotnym – elementem kosztów, na które szpital ma wpływ są płace personelu medycznego, szpital będzie je obniżał bez końca i redukował zatrudnienie nawet jeśli miałoby to spowodować zagrożenie dla pacjentów.

Prawdziwym niebezpieczeństwem dla polskiej służby zdrowia nie jest zatem prywatyzacja szpitali, ale pozostawienie – wokół tych szpitali – absurdów ekonomicznych, wynikających ze skrajnego upolitycznienia opieki zdrowotnej.   

Krzysztof Bukiel, 19 września 2008